Kolejny tydzień, kolejne gry i po raz pierwszy od dłuższego czasu mam styczność z grami, których wcześniej w żaden sposób nie sprawdzałem. I wiecie co?

Opłaciło się – zapraszam do lektury.
Kolejny tydzień, kolejne gry i po raz pierwszy od dłuższego czasu mam styczność z grami, których wcześniej w żaden sposób nie sprawdzałem. I wiecie co?
Opłaciło się – zapraszam do lektury.
Dziękuje Panie Nintendo za to, że zamiast grzecznie sobie grać w Dave The Diver czuję potrzebę napisania jak bardzo dowalili do pieca.
Bo dowalili potężnie, a motyw z „wirtualnymi kartridżami” jest na tyle ciekawy, że każdy powinien się nim zainteresować. A gry pokazane w trakcie prezentacji? Też niczego sobie!
Ten tydzień był dla mnie dość pechowy, bo średnio miałem czas na granie po pracy. Zawsze coś wyskakiwało, a jak nie wyskakiwało, to byłem zniszczony życiem.
Ale mimo tego, coś się udało ogarnąć.
Po urągającym godności tygodniu, o którym mogę powiedzieć tylko jedno słowo*, dostarczam wam krótki opis mojego wybitnie krótkiego i mocno okazjonalnego grania.
Mam nadzieję, że ten tydzień będzie spokojniejszy.
Kolejny tydzień, kolejne gry, kolejny post. I tego się trzymajmy 🙂
Bo czemu miałoby być inaczej?
Kolejny tydzień, kolejny raport z Jaśkowego giereczkowa.
W tym tygodniu mamy specjalnego gościa w postaci moich nóg, które w chwili pisania tego odpadały mi od tyłka.
Giereczkowo dostarcza mi pełnoprawną karuzelę uczuć – po kretyńskim ruchu Warner Bros i gniewie przyszło Pokémon Company. Pokazało dwie gry, o których marzyłem od dawna i dostarczyło radości jakiej nie czułem od dawna.
Jakie? I skąd ten entuzjazm? Wszystko wyjaśnię poniżej, jak już się uspokoję na tyle by klepać na spokojnie w klawiaturę/ekran smartfona.
Powspominam Monolith, poznęcam się nad Warner Bros i podrzucę wam linka do promki na ich gry, dlatego, że teraz już nie warto kupować ich za pełną kwotę.
Ale przede wszystkim poznęcam się nad Warner Bros, które jest zwyczajnie tępe niczym stado galopujących imadeł.