Przeżyłem Black Friday1. Cieszcie się moim szczęściem i moim potencjalnym powrotem do żywych.

Co prawda aktualnie najwięcej czasu spędzam w krainie zmarłych, ale niedługo się to może zmienić.
Przeżyłem Black Friday1. Cieszcie się moim szczęściem i moim potencjalnym powrotem do żywych.

Co prawda aktualnie najwięcej czasu spędzam w krainie zmarłych, ale niedługo się to może zmienić.
Niektórych rzeczy sobie nie odmówię. Pizzy. Kawy. Urlopu. Pisania długich tekstów o Monster Hunter Now, gdy mam pretekst, by o tym pisać.

A pochwalenie się tym, jak mi poszło w trakcie polowania na Malzeno to piękna okazja do tego.
Dobra, poddaję się. Potrzebuję urlopu. Chcę pograć w spokoju. Poobijać się.

Bo aktualnie to nawet jak wrócę po pracy do domu, to po wykonaniu obowiązków „nie mam mocy” na nic bardziej wymagającego. A tu historia mi stoi w miejscu D:
Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie – niektóre nominacje w ramach „growych Oscarów” wywołały u mnie uniesienie brwi i inne reakcje.

Uniesienia brwi nie mam jak przenieść na formę tekstową. Całą resztę znajdziecie poniżej.
Ogłoszono nominacje do „growych Oscarów” i dano nam możliwość głosowania, więc skorzystałem. A w związku z tym, że sezon mam taki, jaki mam, to nie odmówię sobie napisania tekstu, który „pisze się sam”.

Zwłaszcza, że wszystko wskazuje na to, że istnieje całkiem spore grono ludzi, których moje opinie interesują. Czemu miałbym ich zawieść?
Nie będę kłamał, że myślałem, że będę miał więcej czasu. Bo prawdą było to, że przez napięty harmonogram eventów wiedziałem, że nie ma szans na to, bym grał „poważniej” w coś poza Pokemon GO i Monster Hunter Now.

Dlatego niech was nie zdziwi znaczne skupienie na tych dwóch grach, z niewielkim udziałem innych tytułów.
Dzień wolny, licha pogoda, wysoki poziom apatii. To są składniki potrzebne, bym robił rzeczy, na które normalnie nie miałbym ochoty. Dlatego postanowiłem spędzić trochę czasu sprawdzając jakim rzekomo jestem graczem

i jak to się ma do rzeczywistości.
Myślałem, że ten tydzień będzie spokojniejszy. Pozwolę sobie skwitować tę myśl dwoma znakami: XD

Jakby tego było mało, to mam ograniczone możliwości grania przez awarię gniazdka w mieszkaniu, ale o tym więcej pod koniec wpisu. Dość długiego, bo „ograniczone” nie oznacza „niewielkie”.
Po ciężkim i pełnym pracy tygodniu wracam do Was z nowym wpisem, a w nim z kilkoma nowymi grami, za które się wziąłem. Czemu tak?

Potrzebowałem odmiany, by jak najskuteczniej odciągnąć myśli od pracy.
A do tego w jednym przypadku dostałem propozycję ogrania konkretnej gry!
Keeper to prawdopodobnie pierwszy raz w moim życiu, gdy się cieszę, że dałem się ponieść internetowej fali rekomendacji. Około 25 osób poleciło mi tę grę. Spędziłem w niej parę godzin.

I teraz spędzę prawdopodobnie kolejną godzinę pisząc tekst poniżej, by wytłumaczyć wam, czemu nie warto zignorować istnienia tej gry.