Mój problem z grami akcji jest taki, że straszliwie w nie lamię. Dlatego dobrym wyznacznikiem czy taka gra jest dobra jest to, czy w ogóle próbuję coś w niej osiągnąć.
BOOM!
Jak to jest z Danger Scavenger? Co w niej takiego jest? Czy wszystko działa jak powinno?
Rzadko kiedy się nie zgadzam się z kimś posiadającym jakieś merytoryczne argumenty tak bardzo, że wdaje się z nim w polemikę. Tak jest w przypadku krytycznego wpisu poświęconemu potencjalnej nowej wersji Switcha, którą nazwę New Nintendo Switch. Bo jakoś muszę nazwać temat wpisu, a oficjalnej nazwy, czy nawet zapowiedzi niestety brak.
Image by Anthony Ashley from Pixabay bo muszę coś graficznego tu dać, by nie było goło.
Gdy już wdaje się w polemikę, to robię to w formie długiego wpisu na blogu, bo jakbym miał to pisać w komentarzach, to przekroczyłbym maksymalną długość takowego kilkukrotnie. Przy okazji wyszło z tego podsumowanie aktualnych plotek, przecieków i domysłów odnośnie ewentualnego następcy Nintendo Switch.
Nintendo ma talent do trollowania. Wszyscy czekają na informacje o sequelu Legend of Zelda: Breath of The Wild. Zamiast tego dostaliśmy grę, która jest prequelem i spinoffem tegoż. Czy to źle?
SIEK!
Stanowczo nie. Tak przynajmniej sugeruje mój licznik godzin i wrażenia, która postanowiłem spisać poniżej.
Nie jestem wielkim fanem amnezji jako sposobu zawiązania fabuły w grze. W przypadku DREAMO, czyli gry logicznej z widokiem z pierwszej osoby, zdaje się jednak nie być lepszego rozwiązania.
Ten obraz nie ma znaczenia, jest po prostu ładny
No dobrze, ale co takiego ta gra oferuje poza zapomnieniem głównego bohatera?
Z okazji tego, że udało mi się wyrwać z kompletnego opętania Hadesem i z powodu premiery Panzer Dragoon na PC, to postanowiłem napisać kilka słów o tym drugim tytule.
A w temat wlatuję tak
Przy czym pojawienie się gry na platformie większej niż tablet z szynami do podpięcia padów to tylko pretekst, bo wszystkie rzeczy opisane tutaj dostępne są niezależnie od platformy.
Mieliście kiedyś tak, że chcieliście rzucić wszystko w cholerę i jechać w Bieszczady? Bo ja tak. Mój urlop w sumie na tym polegał. Piszę ten wpis jako krótką rozgrzewkę przed powrotem do normalnego pisańska.
Bo idealnie się złożyło, że w trakcie urlopu grałem w Mini Island Challenge Bundle, które na taki wpis nadaje się idealnie.
Powiem wprost – potocznie nazywam tę grę symulatorem świecenia latarką po twarzach ludzi którymi gardzę. Nie wiem, czy to sprawia, że Towaga: Among Shadows jest grą, którą przyjmuję często niczym promień nadziei po lichym dniu.
Ale wiem jedno: nawet bez tego osobistego nacechowania emocjonalnego COŚ (innego niż otrzymanie klucza recenzenckiego) musiało sprawić, że o tej grze pisze. A skoro już zachciało mi się pisać, to wiedz, że coś się dzieje.
Dobrze, można się rozejść. Najważniejszą informację już dostaliście.
A tak bardziej serio, to musimy porozmawiać o wszystkich problemach jakie czekają Pokemon Unite już na starcie. Czy ta gra jest skazana na bycie żenującą pierdołą, o istnieniu której zapomnimy 48 godzin po premierze?
Nie jest. Ale podejrzewam, że nie dożyje kolejnej, po tekście o telefonach od CAT okazji by dać po raz trzeci Nokię 3310 w tytule, więc skorzystałem. A recenzja Pixboy jest idealnym pretekstem by przywołać ten telefon.
Tym razem nie w kontekście niezniszczalności i wiecznego życia na baterii, a „surowej” grafice i skupieniu się na gameplayu. Co z tego wyszło? A przede wszystkim – czy warto?
Jakiś czas temu dostałem w swoje ręce tę grę. Przyjąłem ją trochę jako wyzwanie, zarówno pod względem growym jak i pisarskim.
Ogólnie, to trochę się podjarałem tematem jak przyszło co do czego.
Ciekawiło mnie niezwykle jak gra, opierająca 90% swojego gameplayu o symulację fizyki, poradzi sobie na Nintendo Switch. O ile w ostatecznym rozrachunku ją polecę (czego dowodem jest chociażby to, że ten wpis czytacie) tak nie obędzie się bez uwag i ostrzeżeń.