Co bardziej uważni oglądający adaptacje komiksów Marvela wiedzą, że stałym członkiem obsady każdego z nich jest Stan Lee – osoba bezpośrednio odpowiedzialna za istnienie większości z postaci, które teraz trafiają na ekrany kin.
To wiecie pewnie bez mojej pomocy. Ale gwarantuje wam, że się niewiarygodnie zdziwicie, gdy się dowiecie ile razy on już występował w filmach z superbohaterami.
Zresztą… nie tylko w filmach.Stana Lee spotkacie wszędzie, być może za wyjątkiem lodówki. Ale o tym poniżej.
UWAGA – siłą rzeczy ten wpis zawiera spoilery do filmów z lat 1989-2014. Czujcie się ostrzeżeni
„Włochata dzidzia”, „robotyczny” Zbigniew Zamachowski, dużo tulenia i jeszcze więcej śmiechu – tego doświadczyłem na seansie Big Hero 6 i o tym chciałbym napisać kilka (694) słów. Głównie o tym jak można zacząć uwielbiać tego miękkiego robota. Pomimo niesprzyjających okoliczności.
Ostrzeżenie – wpis zawiera śmieszne gify, zawierające scenki z trailerów. Czujcie się ostrzeżeni.
Jakiś czas temu z studia Ghibli odszedł Hayato Miyazaki – twarz studia. Teraz internety krzyczą coś o upadku studia. Ludzie panikują, płaczą, klną. W utrzymaniu spokoju nie pomagają sprzeczne informacje. Dla własnego dobra podwinąłem rękawy i uporządkowałem ten chaos komunikacyjny.
Tak, wiem, brak związku z grami. Ale ta sprawa nurtuje mnie i moich znajomych więc… Osoby niezainteresowane tym tematem proszone są o przeczekanie do następnego wpisu. Albo do lektury pierwszego akapitu, w którym wyjaśnię czemu „były mangozjeb” nurtuje się losem studia tworzącego anime.
Ostatnio często chodzę do kina. Po niedawnym seansie Maleficent przyszedł czas na Jak Wytresować Smoka 2. Na dobrą sprawę poszedłbym na to czy chcę, czy nie. Na całe szczęście poprzednia odsłona Smoków mi się spodobała, więc decyzja o seansie została podjęta bez przymusu. Moja dziewczyna jest wielką fanką pierwszej części, a jak to tak, z nią nie iść? Na całe szczęście okazało się, że wizyta w kinie była przyjemnością.
Tradycje ostrzeżenie: zawiera lekkie spoilery. Filmu wam nie zepsuje, ale jeżeli jesteście zbyt mądrzy, to możecie się domyślić akcji. Dlatego też apeluje: nie myślcie zbyt w trakcie lektury.
Ot, taki mały offtop związany z faktem, że wczoraj był Międzynarodowy Dzień Kina, w ramach którego wylądowałem ZNOWU na disneyowskim Frozen. Nie, nie będę się żalił na film, za to pożalę się na coś zgoła innego.
Na początek powiem tym, którzy jeszcze nie załapali się na wersję kinową: wersja 3D różni się na tyle, że jak to jedno/półtorej piwa różnicy nie robi wam różnicy, to moim zdaniem warto dopłacić. Spadające płatki śniegu chyba nigdy tak dobrze nie wyglądały. I jeszcze ta animacja przed właściwym filmem o której wspominałem wcześniej (Koń by się uśmiał/Get a Horse)… w 3D nie jest po prostu świetna. Ona ocieka świetnością. 10/10, znaczek jakości i order z ziemniaka.
No i w tym momencie ostrzeżenie: jeżeli nie oglądaliście Frozen (Krainy Lodu) i Tangled (Zaplątanych), a za spoilery bijecie po twarzy, to apeluje do was: poczytajcie coś innego, a tu wróćcie po seansach tychże animacji. Okej? OKEJ?
Ale dobra, nie o tym chciałem napisać. Chciałem się za to pożalić, że w trakcie drugiego seansu Krainy Lodu wpadłem na cudny pomysł na shorta, czy wręcz na spin-off Frozen. A to wszystko za sprawą jednego, durnego kadru z tego filmu
I faktu, że oglądałem Zaplątanych. Ot, przez to w mojej głowie pojawiła się myśl:
Jakim cuden para głównych bohaterów z Tangled siedziała spokojnie, kiedy można było pomóc w poszukiwaniu zaginionej księżniczki. Pardon, wtedy już królowej?
W ramach przypomnienia: Roszpunka spędziła 90% swojego życia ZAMKNIĘTA W WIEŻY bez kontaktu z nikim (za wyjątkiem kameleona i pasożytującej na niej macochy). Ostatecznie fakt trzymania pod kloszem sprawił, że poleciała w świat tylko po to by popatrzeć z bliska na lampiony. Pomińmy to, że po drodze zaliczyła przygodę, do której opisania potrzeba było niemal półtora godziny filmu. Zresztą, z jej drugiej połowy też niezłe ziółko: to były złodziej. Łotrzyk, wolnoduch. Uzależnienie od adrenaliny, i tego typu sprawy.
Mamy więc dziewczynę z (prawdopodobnie) niezaspokojoną żądzą przygód i gostka, dla którego bezczynne siedzenie na tyłku musi być mordęgą. Znajdujących się w miejscu, gdzie nagle królowa okazuje się być czarownicą zamrażającą powietrze ruchem dłoni i której lekka irytacja sprowadza na jej kraj zimę tysiąclecia. A ONI NIC NIE ROBIĄ? Ehh… Smutno mi.
Tyle możliwości, tacy sympatyczni bohaterowie, taki dobry motyw: samodzielna wyprawa ratunkowa w wykonaniu Flynna i Roszpunki (no dobrze, koń Maksymilian Maximusa vel Maksio i kameleon Pascal też musieli być pod ręką) byłaby dobrą fabułą na jakiś krótkometrażowy film animowany. Ba, jakby jeszcze podpadli temu księciuniowi z szwabskim imieniem (Von Schwindelkant, czy jakoś tak), to można by z tego zrobił pełnoprawnym film animowany. Byliby główni bohaterowie, byłoby tło wydarzeń, fabuła, główny zły, WSZYSTKO.
Ale NIE! Disney ma swoje zasady, nie miesza w sposób bezpośredni postaci z różnych serii, co najwyżej wrzuca je do innych filmów w postaci dywanu, ozdoby czy też przypadkowo miniętych na ulicy osób. Nie zrobią jednak nic więcej. Ze strachu? Braku chęci do stworzenia czegoś zupełnie autorskiego? „W imię zasad”? Nie wiem, kierwa, nie wiem. Ale wiem, że boli mnie to: chciałbym coś takiego zobaczyć i wiem, że tego nie zobaczę. Ot, tyle, pożaliłem się.
I żeby na koniec dać coś innego niż gorzkie żale, to macie muzyczkę. Leci w trakcie napisów końcowych polskiej wersji Frozen. Mam nadzieje, że spodoba się wam tak samo jak mnie.
Bardziej pamiętliwi czytelnicy spodziewali się tutaj konkursu. No cóż, wpis spontaniczny, to konkursu nie będzie :X Za to nie bójcie się, prezenty na święta będę rozdawał, spokojne wasze główki 🙂 Do przeczytania Soon (znak towarowy Blizzard Enterntainment, wszelkie prawa zastrzeżone).
Bo tak to jest, że czasem trzeba być z dala od kompa. I jako, że dawno nie pisałem o czymś innym niż gry, to życzę owocnego wpisu. Na warsztat wezmę trochę dobrego towaru z którym miałem do czynienia wczoraj, kiedy byłem odpięty od internetów i ciągłego dostępu do Battle.Net (który ostatnio stał się dla mnie synonimem odpalonego kompa).
Nie siedziałem wczoraj zbyt aktywnie przed komputerem głównie z powodu faktu, że wyssanie krwi z moich żył sprawiło, że wczoraj w niewielkim stopniu ogarniałem. Nie było to tak, że nie mogłem grać. Po prostu nie chciałem grać, gdy nie do końca rozumiałem co robię (czyli leciałbym na automacie). Ale mimo to podbiłem kilka poziomów swojej czarodziejce (magini? XD) w Diablo 3. Ale oprócz tego? Bierna rozrywka panie, bierna. No i oprócz tego kuchenne rewolucje, ale pisanie o kuchni sobie odpuszczę. No chyba, że chcecie się przerazić studencką kuchnią gościa, który uwielbia gotować, wtedy dajcie znać, napiszę tutaj jakiś dziwny przepis. Tak czy siak, kto chętny by polecić mu trochę dobrego towaru innego niż gry, to zapraszam poniżej.