„Włochata dzidzia”, „robotyczny” Zbigniew Zamachowski, dużo tulenia i jeszcze więcej śmiechu – tego doświadczyłem na seansie Big Hero 6 i o tym chciałbym napisać kilka (694) słów. Głównie o tym jak można zacząć uwielbiać tego miękkiego robota. Pomimo niesprzyjających okoliczności.

Ostrzeżenie – wpis zawiera śmieszne gify, zawierające scenki z trailerów. Czujcie się ostrzeżeni.
Mięciutki.
Jeżeli mówimy o Big Hero 6, to musimy połowę tekstu poświęcić na Baymaxa, który jest podstawowym powodem by ruszyć zadek z domu i iść do kina.

Skonstruowany przez Takeshiego Hamady, starszego brata Hiro Hamady, (teoretycznego) głównego bohatera, jest nadmuchiwanym, wykonanym w znacznej części z lateksu, robotem medycznym.
Chociaż bardziej pasuje określenie robo-pielęgniarka. Jest zaprogramowany by pomagać i troszczyć się o swojego pacjenta. Biorąc pod uwagę, że na dobrą sprawę zna się tylko na tym, to wynikają z tego różnorakie, w większości przypadków przekomiczne, sytuacje.
Prawda jest taka, że ten film ogląda się właśnie dla niego. Historia, w której mam rozpacze, radości, sukcesy, przyjaźń i inne motywy wielokrotnie ukazywane w filmach Disneya jest tylko wymówką by on zaistniał.
Tak to przynajmniej wygląda, gdy się spojrzy na inne postacie z filmu. Są, wywołują uśmiech, w przypadku jednej z nich okazjonalny uśmiech politowania i zapadają w pamięć. Ale przy chodzącym i gadającym balonie z winylu są. Zwyczajnie są.
Jest tylko jedna rzecz, która psuła mi odbiór Baymaxa: jego głos w polskiej wersji językowej. Niemalże nieobrobiony głos Zbigniewa Zamachowskiego za żadne skarby nie pasuje mi do miękkiego, przytulaśnego, nie do końca rozgarniętego robota.
Disney w pigułce.
Big Hero 6 jest pięknym przykładem animowanego filmu Disneya z ostatnich kilku lat. Jest tu wszystko typowe dla ich ostatnich produkcji.

Mamy zaskakujące zwroty akcji. Mamy postać, którą bardzo lubimy, mimo iż teoretycznie to nie ona jest główną postacią. Mamy ekipę na której można polegać. Znajdzie się też „zbieg okoliczności”, który napędzi całą fabułę. Tak jeszcze z kilka „mamy” można by wymienić, ale trudno jest to zrobić bez dalszych spoilerów fabularnych. Uwierzcie mi jednak na słowo, że ta formuła ani trochę się nie zestarzała i nie ujmuje nic temu filmowi.
Podobnie można się wypowiedzieć o warstwie technicznej. Pewnie za jakiś czas znajdzie sie na Tumblrze kilka gifów z pomyłkami w animacji. A poza tym? Pierwsza klasa, nic tylko gapić się na ekran. Im większy tym lepszy. Podobnie z ścieżką dzwiękową: w jej przypadku nie można mieć nic do zarzucenia.
Powiem nawet więcej: w Big Hero 6 widać, że twórcy z stajni Disneya się uczą na własnych błędach i tworzą historie, które mimo iż trzymające się pewnego schematu, są coraz ciekawsze. Nie jest to jednak jedyny dowód na ich rozwój: nie wepchnęli do tej animacji wymuszonej i pozbawionej większego sensu piosenki.
Tak, mówię to o Ralphie Demolce. Disney, nie lubię Ciebie za ten film. Naprawdę.
Anomalia w filmach na bazie komiksów Marvela
O firmie na dobrą sprawę przestałem już pisać. Chciałbym napisać 3 słowa na temat tego czym Big Hero 6 na całe szczęście nie jest.
Mógłby być adaptacją komiksu, w którym Baymax nie jest słodkim miękkim robotem medycznym, a botem bojowym potrafiącym zamienić się w niemalże niemożliwego do zabicia smoka.
Oprócz tego w ekipie miałby:
- samuraja-mutanta
- pannę która potrafi wybuchać na zawołanie (nie pytajcie),
- tajną agentkę i odkrywczynię Impulsu Mocy
- gościa o uroczym imieniu Sunfire, która potrafi rozgrzewać rzeczy do takiej temperatury, że z miejsca zamieniają się w plazmę.
Tak przynajmniej było na początku, potem skład osobowy drużyny się zmienił i zaczął przypominać w pewnym stopniu to co widzimy w filmie. Przypadek? Nie sądzę! Twórcy tej animacji bez większego wstydu mówią, że z oryginalnego pomysłu spodobały im się przede wszystkim nazwy. I w filmie, na całe szczęście, to widać.
[divider type=”white”]
Eeee… jeszcze tu siedzicie?
Większość filmów Disneya trzyma się zbliżonego schematu. Big Hero 6 nie jest wyjątkiem. Ale mimo to jest świetnym filmem i nie polecając go wam zrobiłbym głupotę. Jeżeli macie młodsze rodzeństwo, to wspólna wyprawa do kina to mus.
Wasz psi obowiązek, bo lepszego filmu dla was obojga się nie doczekacie za szybko.
P.S Zadanie dodatkowe: nie śmiejcie za bardzo jak zobaczycie ojca jednego z bohaterów, Freda.
P.S 2 Pamiętajcie, to film na bazie komiksu Marvela.

6 odpowiedzi na “Przygody lateksowego robota, czyli jak Big Hero 6 okazał się być świetnym filmem.”
Tylko jedna rzecz mnie zniechęca na chwilę obecną – dubbing. Czy jest on na poziomie Maleficent? Tamten film był ok a polskie głosy nie przeszkadzały w odbiorze. Czy tu jest podobnie?
Film jest okej, a z głosów mnie zabolał jedynie ten nieszczęsny Zamachowski, który nigdy nie nadawałby się na mięciutkiego, słodkiego robota. Nieważne ile razy by przez program do obróbki audio.
Przy czym same teksty (tłumaczenie) są przekomiczne 😀
Ogólnie mnie ten cały Big Hero 6 nie przekonał, ale widzę wszędzie pochlebne opisy. Już z tym byciem typowym dla Disneya to może przesadzasz. Nie jest tak typowe, zrobienie czegoś, co zarażone jest tak kulturą azjatycką – a Wielka Szóstka ma w sobie sporo od skośnookich. Recenzje napiszę jutro.
Ile tutaj kultury azjatyckiej? Nazewnictwo? Wygląd niektórych lokacji? XD
Fabularnie to baśń Disneya, idealnie wpisuje się w schematy fabularne ich ostatnich produkcji. Aż za bardzo momentami, niektóre osoby może to zrazić
Sam Baymax wydaje się wyprodukowany w Japonii. 🙂
Jak większość dobrej elektroniki 😀