Jakiś czas temu z studia Ghibli odszedł Hayato Miyazaki – twarz studia. Teraz internety krzyczą coś o upadku studia. Ludzie panikują, płaczą, klną. W utrzymaniu spokoju nie pomagają sprzeczne informacje. Dla własnego dobra podwinąłem rękawy i uporządkowałem ten chaos komunikacyjny.

Tak, wiem, brak związku z grami. Ale ta sprawa nurtuje mnie i moich znajomych więc… Osoby niezainteresowane tym tematem proszone są o przeczekanie do następnego wpisu. Albo do lektury pierwszego akapitu, w którym wyjaśnię czemu „były mangozjeb” nurtuje się losem studia tworzącego anime.
Co jest pięknego w studiu Ghibli?

Wszystko, co zostało zrobione przez studio Ghibli było przez całe moje „mangowe” życie wykorzystywane w niecnym celu.
Za każdym razem, kiedy ktoś używał określenia „chińskie porno-bajki” dostawał ode mnie namiary na zrobione przez nich filmy. „Księżniczka Mononoke”. „Mój sąsiad Totoro”. „Grobowiec świetlików”. Albo mój faworyt, „Opowieści z Ziemiomorza” – bardzo luźna adaptacja serii fantasy autorstwa Ursuli K. Le Guin. Co łączy te i wiele innych animacji ich autorstwa? Jakość, ciekawa historia i zlewanie ciekłym moczem na stereotyp anime. Dzieła (nie zawaham się użyć tego słowa) studia Ghibli już wiele osób wyprowadziły z błędnego założenia, że anime to tylko cycki, krew, płytka fabuła i dialogi o bystrości wody w Odrze.
A, i poza tym to właśnie w ich filmie pojawił się kotobus, wraz z małym kociakobusem. I jak tu ich nie kochać?
Początek końca?
Historia, która może się skończyć wielką stratą dla światowej animacji zaczęła się niemal rok temu.
Na początku września 2013. roku Hayao Miyazaki, jeden z założycieli studia, ogłosił konferencję prasową na której powiedział „dość”. Człowiek, odpowiedzialny za prawie połowę (osiem na dwadzieścia) filmów pełnometrażowych studia.
Już kilkukrotnie „przechodził na emeryturę”. Ale, jak to sam stwierdził, tym razem robi to na poważnie. To już była oznaka, że coś nieciekawego się stanie. Miyazaki dla wielu, w tym dla mnie, był synonimem studia Ghibli i jego najlepszych filmów animowanych.
Koniec studia Ghibli nadchodzi?
Przenosimy się w czasie, do bardziej współczesnych czasów. Niemal rok po odejściu Miyazakiego i jakiś czas po aferze wokół ostatniego nakręconego przez niego filmu (reżyser oberwał łomot między innymi za pokazywanie palenia papierosów oraz za antywojenny przekaz filmu) internet obiega informacja: studio Ghibli może zostać zamknięte. No dobrze, nie tyle zamknięte, co zredukowane do niezbędnego minimum potrzebnego do obsługi sprzedaży filmów pełnometrażowych.
Czyli de facto ma zostać zamknięte.
Wpływ na to miała mieć, jak można się domyśleć, gotówka. Ostatnie filmy studia nie zostały przyjęte zbyt ciepło. Informacje się rozniosły niczym burza.
Jak na złość, ktoś odkopał przy okazji fragmenty filmu dokumentalnego poświęconego studiu Ghibli. No cóż… sam Miyazaki za bardzo przywiązany do swojego dziecka nie jest.
A może początek nowej ery?
Potem zaczyna się robić znacznie ciekawiej. Komentatorzy zaczęli zwracać uwagę na niuanse językowe w informacjach od przedstawicieli studia. Na fakt nieporuszania tej sprawy przez japońskie media. To ma sens, biorąc pod uwagę, że studio Ghibli jest ich dziedzictwem kulturalnym. Jednym z znaków rozpoznawczych poza granicami Japonii. Wręcz skarbem narodowym!
Wspomniane wyżej niuanse sugerują nie tyle kompletną likwidację, co gruntowną restrukturyzację studia. Więcej tutaj. Wersja skrócona? Miyazaki odszedł, więc muszą znaleźć siebie na nowo. Poszukać innych sposobów na sukces. „Zastąpić wszystko co stare młodością”. Studio będą czekały gruntowne zmiany. A do tego czasu? Cisza.
ALE CO TO DLA NAS ZNACZY?
Ghibli umarło. Ale nie umarło.
Głębokie zdanie, które oddaje sens tego, że o ile nazwa Ghibli (wzięta przez wspomnianego wielokrotnie Miyazakiego od nazwy samolotu) pozostanie, to może się okazać, że cała dawna magia poszła w diabły. Oczywiście równie możliwe jest to, że po tym krótkim „urlopie” i przemyśleniu tego co chcą robić dadzą radę wrócić z klasą i ponownie zająć ważne miejsce wśród studiów animatorskich.
Niestety, do chwili gdy zrobią i wydadzą nową animację możemy co najwyżej gdybać jak to się skończy. Zarówno dla nich, jak i dla mnie (nas?), pragnących obejrzeć świetny film animowany.
Na koniec ciekawostka: czy wiecie, że „Księżniczka Mononoke”, jeden z pierwszych filmów od Ghilbi, został przeniesiony na deski teatralne? Pierwsze przedstawienie odbyło się w Londynie i bilety na nie zostały wyprzedane w niecałe 3 dni. Potem spektakl zaczęto wystawiać w Japonii. Następny pokaz w Europie odbył się ponownie w Londynie. Wejściówki wyparowały w sześć i pół godziny po rozpoczęciu sprzedaży.
3 odpowiedzi na “Co się dzieje z Studiem Ghibli?”
„Mój sąsiad Totoro” jest cudowny. Mimo kilku seansów dalej nie potrafię stwierdzić dlaczego, ale już na samo wspomnienie tytułu robi mi się jakoś tak… ciepło w sercu. Chyba dziś obejrzę ponownie 😀
Wielka szkoda, ale mam nadzieję, że to początek czegoś nowego.
Szczerze, to ja znam to studio tylko z Spirited Away. Księzniczkę Mononokę właśnie dzisiaj obejrzałem i kompletnie mi się ten chaos nie podobał. Zaś jestem w trakcie Mojego sąsiada Totoro. I ten film przebija Spirited Away. Już sobie wpisałem na listę do obejrzenia Grobowiec Świetlików i Opowieści z Ziemiomorza, o których wspominasz. Jakiś punkt odniesienia, co obejrzeć 😉 Ale nie rozumiem sukcesu Księżniczki. Dla mnie ten film jest za bardzo pomieszany. Każdy co chwilę z kimś walczy, główny bohater raz pomaga, raz nie pomaga, zresztą nie tylko on. Co chwilę „zmiana frontów”. Niedosłowna, bo mimo wszystko książę ma konkretny cel, ale jego akcje wydają się za bardzo spontaniczne.
SPOILER
Zabija tych samurajów, mówi jak to źle. Potem pomaga tym gostkom dwóm, we wiosce potem walczy z jej mieszkańcami. A gdy do nich wraca, znowu im pomaga. San sama w sobie też co chwilę ma huśtawkę frontów. Raz tu, raz tam. Potem tamci samurajowie atakują wioskę (ktoś mi powie czemu?), a mieli podobno pomóc początkowo, ale się nie zgodzili na ich pomoc. I tak co chwilę. Nie wiadomo co się zaraz stanie, bo nie wiesz przeciw komu jest główny bohater. Bo raz walczy z jednym, raz z drugim. Ja rozumiem zwroty akcji, że ten dzik został opętany, ale walczy z ludźmi, a potem im pomaga, potem nie pomaga. Nie ogarniam sensu tych walk. I wg mnie to jest antymorał. Wszystko się zepsuło, ale my żyjemy. Naprawdę, pocieszające. I niby ma mówić o życiu w zgodzie z naturą, ale ja tam widzę olewanie natury przez tego księcia, Ashitakę bodajże. Bo stwierdza potem, że e tam, nic się nie stało, cóż, las został zniszczony, ale tak ma być, pomogę teraz ludziom. WAAAAAAT. Serio, dla mnie to było głupie, bardzo głupie.
KONIEC SPOILERA
Mimo to podoba mi się sam sposób pokazywania wszystkiego. Było to wszystko pozytywnie odrażające, brzydkie. Te robaki, krew, zgnilizna. Ucinane głowy. Podoba mi się wizja niecukierkowa tego filmu. Dałem mu bodajże 6/10. To dużo, bo dla mnie średnio fajny film. 5-6-7 to ocena fajny. Z czego 5 to fajny, 6 fajniejszy i 7 bardzo fajny. 8-9-10 to filmy wyjątkowe, z czego 8 to super, 9 to świetny a 10 to jedyny w swoim rodzaju. Ale tutaj dodam, że filmy oceniam bardzo subiektywnie. Nie oceniam obiektywnie, bo to w końcu ma być jak film mi się spodobał, a nie jak innym powinien się spodobać 😉 Ale zasługiwał dla mnie na 6, z powodu tego, że mógł być lepszy jakby był bardziej uporządkowany. I morał był lepszy.
A co do studia… szczerze… jest to jedno z lepszych studiów. To na pewno. Pokazuje często świat piękny, ale umie pokazać też odrazę. Lubię filmy, w których nie boją się używać takich obrazów jak właśnie ta zgnilizna. Tyle krwi, to chyba nie ma w najbrutalniejszych filmach dla dorosłych czy w brutalnych grach. Można by określić Księzniczkę Mononokę jako gore. O ile takowego taga nie ma. Gdyby tylko więcej studiów filmowych odważało się pokazać światy oryginalne piękne/odrażające z takimi bogatymi postaciami. Lubię Disneya, ale tylko jeden film od nich może w ogóle z Ghibli konkurować – Pocahontas – pięknym przekazem i oprawą muzyczną/graficzną. A inne studia… też tworzą dobre filmy, ale Ghibli wydaje się być tym takim jedynym. Może dlatego, że to jest połączenie odwagi Japończyków z ich przepięknym światem youkaiów? Bo Japońce często pokazują treści, których EU/USA by nie pokazało.