Nintendo dało ciała. Kompletnie. Rozumiem, są równi i równiejsi. Ale mieć tak bardzo w dupie znaczną część świata?
A może sugerują, że tylko Amerykanie są na tyle skąpi by się połasić na paczkę pełną gier indie na konsole Nintendo? Jedyną rzecz, jaką zrobili dobrze, to nazwa paczki: Humble Nindie Bundle. Załapali żarcik?
W chwili kiedy czytacie te słowa minął tydzień od chwili, gdy mój blog przeżył już dwa lata i pięć dni od poprzedniego wpisu. Czas wyjaśnić czemu ostatnio jestem cicho jak trup.
Gdy odpalenie Path Of Exile kończy się bluescreenem, a chęć levelowania postaci w Neverwinter jest skazana na zagładę z powodu animacji poklatkowej (5 klatek na sekundę), to trzeba szukać rozrywek gdzie indziej. Tak bardzo smutno. Tak bardzo nudno. Aż do chwili kiedy ogarnąłem się z tym, co mam zaległe do zrobienia. Albo ogrania.
Ja przed olśnieniem. Fotografia poglądowa.
Ostatecznie doszło do chorej sytuacji, że zacząłem odpalać masę gier, tylko po to by obserwować reakcje sprzętu w trakcie grania. Prosta reguła: gra się wywala/zaczyna nagle ciąć/wywołuje „Niebieski Ekran Śmierci” zwany też „O K****, NIE TO!” to robi wypad z dysku. Taki jest mój plan na przeżycie aż do chwili, gdy kupię nowego laptopa. Bo stacjonarka nie wchodzi w rachubę z powodu wygody, mobilności (nie znam dnia ani godziny wyprowadzki) oraz ceny całego zestawu (oprócz tego bym potrzebował monitor i klawiaturę, omg).
Przy okazji tej zabawy powstała całkiem rozbudowana mało wymagających (często ku mojemu zdziwieniu) ale miodnych tytułów. Na co wam to? Powiem to tak: aktualnie mój laptop jest niewiele bardziej wydajny od typowego netbooka. Dlatego można przyjąć, że wymienione poniżej tytuły pójdą nawet na trochę bardziej rozwiniętym tosterze. I żeby odrobinę ożywić ten post, to odpuszczę sobie listę pisaną, zamiast tego zaspamuje was zrzutami ekranu, które pozwolą wam przy okazji zobaczyć jak te tytuły wyglądają.