Ten tydzień był dla mnie dość pechowy, bo średnio miałem czas na granie po pracy. Zawsze coś wyskakiwało, a jak nie wyskakiwało, to byłem zniszczony życiem.

Ale mimo tego, coś się udało ogarnąć.
Pokemon GO
Miałem tydzień pełen eventów w Pokemon GO, na których mi zależało (bardziej niż zwykle). Miało to swoją zaletę w postaci tego, że nie musiałem się martwić o wbicie 10000 kroków dziennie. Niewątpliwą wadą było to, że grałem w Pokemon GO, zamiast grać w Pirate Yakuzę, Avowed, albo jedną z kilku gier jakie kupiłem na wyprzedaży na Steam.
Ale jeżeli chodzi o efekty w grze, to było warto:
- w poniedziałek odbył się Max Monday na Chansey. Normalnie olewam te eventy, ale Chansey i jej ewolucja Blissey ma potencjał na bycie najbardziej uniwersalnym tankiem w grze. A posiadanie tanka jest bardzo ważne dla rajdów Dynamaxowych jak i Gigantamaxowych. Dlatego bardzo mnie cieszy, że złapałem tak dobrą Chansey:

- w wtorek był Spotlight Hour na Shelldera.
Pokemon? Raczej bezużyteczny. Ale złapanie Shelldera daje więcej Stardusta, a do tego bonusem w wtorek był dodatkowy Stardust przy każdym złapaniu Pokemona.
Jak się doda do tego użycie Star Piece, który dodatkowo podwaja zdobyty Stardust, to za każdego Shelldera można było dostać 3000 Stardusta. Nie złapałem ani jednego fajnego Shelldera, ale co nazbierałem pyłu, to moje:

- do gry dodali Nickit’a, czyli lisa-złodziejaszka. Łapanie nowych pokemonów to nie tylko obowiązek, ale i przyjemność. Ale dalej nie mam żadnego, którym mógłbym się pochwalić. #Najgorzej
- w sobotę był Community Day Classic na Totodile’a. Tym razem nie ja organizowałem, więc zignorowałem temat tak właściwie. Zwłaszcza, że pozbyłem się już więcej tych pokemonów niż niektórzy złapali w swojej karierze
- w niedzielę był Raid Day z Mega Absolem w roli głównej. Raid Day znaczy tyle co „darmowe rajdy” a to lubi chyba każdy gracz, więc zorganizowanie i wzięcie w tym udziału to nie tylko obowiązek, ale i przyjemność. No i takiego Absola złapałem, prawda, że ładny?

Szkoda tylko, że wcześniej złapałem dużo lepszego 😡
Monster Hunter Now
Zaczął się event z okazji 1,5 roku od premiery gry, a to oznacza dużo potworów do bicia i nowe zadania do wykonania.
Ale i tak najważniejszy był powrót srebrnych Rathalosów i złotych Rathanów, które miały swój debiut kilka miesięcy temu. Dzięki temu udało mi się trochę polepszyć moją broń z srebrnego smoka:

Oprócz tego, trochę siłą rozpędu, zmobilizowałem się do zrobienia porządku w wiecznie przepełnionym plecaku w grze:

Warframe
Nawet planu minimum nie dowiozłem z braku czasu w tym tygodniu. Tyle co odblokowałem nagrody z okazji rocznicy gry i fajrant.

Oprócz tego pochwalę się: wygrałem w rozdaniu organizowanym przez moją gildię skórkę do jednego z Warframe’ów:

Czy to oznacza, że będę uczyć się grania nową postacią? Być może.
Do poważniejszego grania wrócę jednak dopiero, jak będę miał czas przysiąść do nowej aktualizacji fabularnej, nazwanej Techrot Encore. Nie chcę rozdłubywać kolejnej historii – wystarczy mi to, że Avowed i Pirate Yakuza in Hawaii na mnie czeka.
Like A Dragon: Pirate Yakuza in Hawaii
Jak już przy Yakuzie jesteśmy – przypadkowo sobie zaspoilerowałem jak dużo mi zostało do końca gry, więc uruchomiłem sobie tryb „robię rzeczy poboczne aż mi się nie znudzi nieświadomość jak się kończy historia”
Tłumacząc na język polski – w tym tygodniu przez kilka godzin robiłem zadania poboczne, bawiłem się w łowcę nagród, śpiewałem na karaoke, grałem w lepszą wersję Skull And Bones i dostarczałem żarcie dla wygłodniałych mieszkańców Hawajów.

W chwili gdy kończę ten wpis, zapis gry pokazuje mi, że Majima jest postrachem mórz od ponad 29 godzin.
Nadszedł jednak czas pójść dalej z fabułą, by móc w przyszłym tygodniu powiedzieć „skończyłem” 😀
Z innych rzeczy, jakimi chcę się pochwalić, to:
- kurczak w sosie udającym „serowego buldaka”? 10/10, uwielbiam kiedy losowe przepisy z internetu się udają i okazują się być tak dobre jak miały być.
- deserek o smaku orzechowym z SERKA wiejskiego? 12/10, zwłaszcza, że to deserek z SERKA WIEJSKIEGO. Wiecie ile to ma białka?
- Waga zaczęła w końcu spadać w dół, co mnie bardzo cieszy
- Ale w związku z tym, że waga to nie wszystko, to jeszcze pochwalę się tym, że udało mi się w końcu „awansować” z robienia pompek na kolanach do „normalnych” pompek.