Nie jestem wielkim fanem obecności firm gamedevowych na giełdzie. Regularnie dostaje dowody na to, że moje podejście jest uzasadnione. Tą konkretną historię postanowiłem opisać, bo pozwala mi też ponarzekać na Youtuberów growych i rzekomo profesjonalne media growe.
Kto by na moim miejscu przepuścił taką okazję?
Co tym razem się stało?
Zaczęło się od youtubera o pseudonimie Endymion, który nagrał filmik opowiadający o tym jak insiderzy mu powiedzieli, jak to Ubisoft, CD Projekt Red i inni mają problemy wewnątrz swoich firm, bo są „woke”.
Temat został podchwycony przez media, w tym nasze polskie PPE.pl i rozpowszechniony przez nie dalej.
To natomiast sprawiło, że kurs akcji spółki CD Projekt spadł na tyle, że, jak podaje Business Insider, w dwa dni stracił na wartości ponad miliard złotych i sprawił, że doczekaliśmy się nawet oficjalnej reakcji prezesa spółki.
Każdy akapit powyżej demonstruje problem, z którego będę teraz szydził ile się da. Bo z głupotą niewiele więcej da się zrobić
Problem z youtuberami
Gdyby nie to, że chcę to samemu napisać, to mógłbym to załatwić cytatem.
Ale tutaj mamy youtubera, który nagrywa od kilku miesięcy filmiki w których mówi rzeczy porażająco bzdurne dla każdego, kto się chociaż odrobinę zna na temacie. Ostatnio sobie uwidział temat Assassin’s Creed Shadows, co widać po całej serii filmików na ich temat:

Generalnie twórczość Endymiona to tłuczenie „DEI”, „Woke”, „inkluzywność”, „wymuszeni czarni” i „niszczą nam gry brzydkimi babami” w kółko, w połączeniu z dowolnym dość głośnym tytułem. Teraz większość jego filmików jest o Ghost of Yomei, bo najwyraźniej temat AC: Shadows się przejadł.
Oprócz tego powołuje się regularnie na „insiderów”, którzy zawsze mają dla niego jakieś informacje idealnie pasujące do koncepcji podanej powyżej. No i jakiś czas temu nagrał filmik w którym jego „insider” wspomniał o tym, że CD Projekt Red ma problemy bo „woke, DEI, uciekający pracownicy” i inne problemy. Wszystko oczywiście nie potwierdzone przez nikogo z jakąś renomą i potraktowane przez pierwotnych odbiorców.
I to jest pierwszy problem – jutuberem może być każdy i mówić wszystko. Problem jest gdy kłamie, manipuluje faktami, bądź je zmyśla. A wszystko wskazuje, że tak tutaj się właśnie stało.
Problem z mediami growymi (PPE)
Prawda jest taka, że tacy ludzie jak Endymion zawsze będą funkcjonować i nic tego zmieni. Nadawaliby do swoich odbiorców, odbierali by poklask i tyle.
Prawdziwy problem pojawia się dopiero, gdy taka dezinformacja zostaje podana dalej. Jeszcze gorzej gdy zostaje podana błędnie i bez odpowiedniego komentarza, jak to zrobiło PPE.pl
Po przeczytaniu opublikowanego przez nich artykułu na ten temat można odnieść wrażenie, że podane przez niego informacje to niemalże pewnik:
- Nazwali youtubera, pokazującego twarz i mówiącego otwarcie „tajemniczym informatorem”
- Nazwali go też błędnie „insiderem” sugerując, że jest „pierwotnym” źródłem podanych przez siebie informacji. Tak nie jest – wszystkie jego informacje są od „insiderów”. Czy po to by móc twierdzić, że został wprowadzony w błąd, gdy okaże się, że gadał bzdury? Być może.
- Dość oszczędny komentarz o tym, że informacja nie jest pewna został rzucony pod koniec tekstu. Do tego został szybko przerwany przez rozmyślania jak sobie poradzić z problemem „zrównoważenia zatrudniania doświadczonych specjalistów z dążeniem do większej różnorodności w miejscu pracy?”. Czyli problemem, którego nie ma.
Generalnie błędy merytoryczne w ich tekście sprawiły, że doniesienia Endymiona sprawiały wrażenie znacznie bardziej wiarygodnych.

Photo by Jhefferson Santos on Pexels.com
I co zabawne? Z wszystkich obserwowanych przez mnie serwisów o grach tylko oni wykazali się niedostateczną rzetelnością i podali tę informację dalej. Reszta redakcji, słusznie zresztą, uznali ją za za mało wiarygodną by podać ją dalej.
I to jest drugi problem – wśród mediów growych zdarzają się właśnie takie kwiatki jak PPE.pl. Rozpowszechniające nieprawdziwe i niesprawdzone informacje dla kilku kliknięć, nie myśląc zupełnie o konsekwencjach.
A te potrafią być dość poważne.
Problem z giełdą
Doniesienia medialne sprawiły, że inwestorzy wpadli w nieuzasadnioną panikę i zaczęli sprzedawać akcje CD Projektu.

Wywołało to wspomniany na początku spadek wartości spółki o pieniądze, które zwykłemu człowiekowi się nawet nie marzą.
W tym przypadku obyło się bez żadnych negatywnych konsekwencji dla firmy. Historia jednak zna przypadki, gdy podobne sytuacje kończyły się zwolnieniami, anulowanymi projektami i generalnymi nieprzyjemnościami.
Wracając jednak do tematu – co tu jest prawdziwym problemem? Niekompetencja inwestorów. Nikt znający się na temacie nie potraktowałby informacji podanych przez Endymiona poważnie. Nie zaszkodziłby spółce i sobie, rezygnując z sensownej inwestycji w jedną z niewielu polskich spółek gamedevowych, która zawsze wychodzi „na swoje”.
Najlepiej doniesienia Endymiona podsumował Michał Nowakowski, wspoł-CEO CD Projektu:
Jest to o tyle miłe, że jest to rzadki przykład przedstawiciela studia growego, które zamiast robić jakieś podchodzi mówi, dość kulturalnie, że jegomość gada od rzeczy. Świat byłby dużo piękniejszy, jakby takie podejście było częstsze.
Na pewno bym się nie obraził jakby w podobny sposób reagowały osoby odpowiedzialne za inne ofiarami podobnie irracjonalnych nagonek. Nowe Assassin’s Creed czy Dragon Age: Veilguard to pierwsze tytuły, jakie przychodzą do głowy.
Są problemy, a jakie są rozwiązania?
Nie chcę się ograniczać do narzekania, więc chciałbym napisać jedno, proste rozwiązanie by ta seria pomyłek się nie powtórzyła.
Potrzebne są nam reprezentujące sensowną jakość media growe i zniknięcie tych, które za nic mają rzetelność i prawdziwość podawanych informacji.
Tej całej sytuacji by nie było jakby serwisy piszące o grach na doniesienia bez oparcia w faktach i dowodach reagowały:
- milczeniem
- weryfikacją i zaprzeczeniem w przypadku gdy to było kłamstwem
- nagłośnieniem w przypadku potwierdzenia
Zamiast tego, twory pokroju PPE nagłośniły nieistniejący problem.
Ten trafił do uszu inwestorów – laików, którzy słysząc „pogłoski o problemach w CD Projekt” niewiele myśląc zaczęli sprzedawać swoje udziały w spółce.
To natomiast mogło spowodować realną szkodę. Na przykład konieczność zastosowania jakiś irracjonalnych działań, mających na celu utrzymanie „słupków” na odpowiednim poziomie. Zazwyczaj widzimy wtedy zwolnienie i anulowanie mniej rentownych projektów.
Oprócz tego wierzę, że znacznie bardziej realne byłoby istnienie wyłącznie sensownych mediów growych niż inne rozwiązania.
Nie uwierzę w to, że youtuberzy, zwłaszcza ci, których cała twórczość opiera się na „bulwersowaniu” się nieistniejącymi problemem przestaną to robić.
Wiara w to, że inwestorzy, jako zbiorowość, będą rzeczywiście rozumieli branże w które wrzucają pieniądze też wydaje mi się być mało rozsądna.
Cała więc nadzieja w tym, że uda się zadbać o to, by niepotwierdzone informacje były weryfikowane, fałszywe trafiały na śmietnik. Wtedy osoby mające wpływ na los firm (i tym samym ich pracowników) mogły je podejmować na podstawie najcenniejszej możliwej informacji.
Prawdy.
Wiecie co? Czasem żałuje, że nie mam sumienia iść w tę stronę.
Jak pomyślę o tym, że mógłbym gadać bzdury, uwiarygadniać je oklepanymi frazesami i inkasować za to kupę szmalu, to robi mi się smutno.
Ale potem idę ogolić głowę i przypominam sobie, że jakbym miał taki sposób na życie, to nie mógłbym patrzeć w lustro i to by poważnie mi utrudniło utrzymanie mojej fryzury.
2 odpowiedzi na “Jedna historia z CD Projekt Red i trzy problemy jakie pokazuje”
[…] taką kondycją mediów growych nic dziwnego, że prym w kształtowaniu informacji o grach wiodą youtuberzy, w tym tacy, którzy wymyślają sobie nieistniejące problemy by potem je heroicznie […]
[…] „wymuszone związki homo”, czy inne bzdury, które wkładają ludziom do mózgów miernoty pokroju Endymiona. Kiedy już się przebijecie przez opinie ludzi, którym przeszkadzają problemy z czapy, to […]