Kilkaset słów na temat 1, 2, Switch, czyli prawdopodobnie najdroższego zestawu minigierek, jaki da się kupić.
Ale można sporo wybaczyć, bo niewiele jest innych gier w tej niszy.
Jakiej? Alkoholowej oczywiście.
Mikrorecenzja 1, 2, Switch na początek.
Nim przejdziemy do właściwego tematu, to kilka słów o grze bardziej ogólnie. 1, 2, Switch to zestaw 28 minigierek, które w ~96% nie wymagają korzystania z telewizora/ekranu konsoli. Ot, po obejrzeniu filmiku instruktażowego można odwrócić się plecami do sprzętu, a twarzą do przeciwnika i robić co trzeba.
Pod względem technicznym wszystko jest dobrze – nie ma lagów ani dziwnych pomysłów utrudniających grę. Pod względem audiowizualnym też nie ma co się roztrząsać – ze względu na to co napisałem akapit wyżej nie ma czego oceniać z grafiki, a strefa audio to jakoś w 95% efekty dźwiękowe użyte w grach
I jak już zasugerowałem – mimo braku promocji pod tym kątem ze strony Nintendo (pewnie chcieli, ale nie mogli), to ta gra jest wręcz przeznaczona na imprezy z alkoholem. Bez alkoholu też, ale to tylko przy jakiejś wyluzowanej ekipie, która miała z Switchem/1, 2, Switch jakąś styczność wcześniej. W innych sytuacjach stwierdzono poważny i niczym nieuzasadniony opór przed grą.
O kasie za grę pogadamy potem.
Podstawowe założenia listy poniżej
W 1,2 Switch nie każdy jest w stanie grać na trzeźwo. To nie opinia, to fakt – niektóre minigry są na tyle dziwne, że potrzebny jest wysoki stopień luzu. Taki, który zwykle się uzyskuje dzięki wspomagaczom chemicznym albo Długiej Karierze Jeżdżenia i Fazowania Na Konwentach Mangowych. Ale nawet opcja druga nie pozwoliła mi, przykładowo, wejść na wybieg bez „drobnej” pomocy alkoholu (cztery porcje Jack Daniels Tennesse Fire i dwie porcje Jagermeistera).
W związku z tym podzieliłem w tym wpisie minigry na kilka grup z szczególnym uwzględnieniem tych minigier, których na trzeźwo się zwyczajnie nie da.
I na te, które są jedną wielką pomyłką i powinni dać graczom możliwość usunięcia ich tylko po to by ktoś ich nie włączył przypadkiem.
Najfajniejsze
Chciałem zacząć od minigry, która najbardziej mi się podoba. Nie da rady, bo nie mam jednego laureata.
Imprezowiczom bardzo przypadł do gustu Wizard – czyli minigierka gdzie dwie osoby siłują się na zaklęcia wykonując wymach kontrolerem w odpowiednim momencie. Nie do końca rozumiemy w którym momencie trzeba machać, ale i tak gra się świetnie
Dużo bardziej zrozumiałe są Quick Draw i Fake Draw. Oba to wariacje na temat pojedynków kowbojów „w samo południe”. Na sygnał należy podnieść kontroler i nacisnąć przycisk. Kto będzie miał lepszy czas reakcji, ten wygrywa.
Tak wygląda Quick Draw. Fake Draw dodaje haczyk w postaci tego, że „sędzia” zamiast powiedzieć „Fire” potrafi mówić inne słowa na f. Jak któryś z graczy na nie zareaguje, to przegrywa.
Jak ktoś potrzebuje więcej ruchu, to Sword Fight się nada – Joy-cony całkiem zgrabnie udają miecze, którymi trzeba machać w przeciwnika, albo bronić się przed jego atakami. Kto pierwszy potnie przeciwnika pięć razy, ten wygrywa.
Treasure Chest to ta jedna minigra, gdzie lepiej patrzeć na ekran – wtedy o wiele łatwiej odplątuje się skrzynie z skarbami z kilogramów łańcuchów, które ją zabezpieczają. Robi się to przez odpowiednie obracanie Joy-cona w dłoniach.
Z wszystkich dostępnych opcji najwięcej ruchu może zapewnić Copy Dance. Gra polega na naśladowaniu na zmianę swoich ruchów. Oczywiście jest to tak długo fajne, jak ktoś nie zrobi trolla i nie dojdzie do wniosku, że cały ruch jaki zrobi, to podniesienie ręki.
Jak ktoś potrzebuje konkretniejszego machania rękoma, to zawsze może zagrać w Air Guitar. Trzeba się konkretnie namachać przy „graniu” na „gitarze”. Jedyny ból jest taki, że do dyspozycji jest tylko jeden podkład muzyczny. Rozumiem, że to nie jest Guitar Hero, ale to i tak boli.
Na koniec obowiązkowa wzmianka o Milk – czyli dojeniu krowy z którego cały internet ma bakę. To bardzo fajna i śmiechogenna gra. Zwłaszcza, gdy potraktuje się serio polecenie by patrzeć sobie w oczy w trakcie gry!
Największe zaskoczenia
Jak spojrzałem na akapit powyżej, to większość pokazanych gier wydaje mi się być oczywistych. Jest jednak jeszcze kilka bardzo dobrych, po których nikt nie mógł się tego spodziewać. Aż do pierwszej partii.
Jedną z nich jest chociażby głupia zabawa w odgadywanie kulek. Jest to jednocześnie najlepszy pokaz możliwości HD Rumble (czyli tych wypasionych wibracji, którym poświęcono znaczną część zapowiedzi konsoli). Wyobraźcie sobie wibracje tak precyzyjne, że czujecie metalowe kulki w kontrolerze i jesteście w stanie „wyczuć” ile jest ich w środku. I to nie jest żart – naprawdę czuć, jakby były one w środku i wiele osób, które dostały kontroler po raz pierwszy do ręki było tym pełnoprawnie zszokowanych.
Zresztą, na podobnej zasadzie działa minigra z otwieraniem sejfu – trzeba kręcić kontrolerem jak gałką do otwierania drzwi i wyczuć gdzie wibracja jest inna. Tak się robi trzy razy i TADA – sejf otwarty, złoto (wirtualne) i chwała są twoje.
„Joy-con rotation” też jest niepozorne. Niby głupota:
- Podnosisz prosto kontroler
- Obracasz go nie chybotając nim na boki
- Odkładasz go
Ale prawdziwa zabawa zaczyna się wtedy, gdy masz ambicje wykręcić jakiś grubszy numer pokroju tego, co zobaczycie poniżej.
To i tak nic – raz widziałem jak ktoś przy jednym podniesieniu obrócił kontroler o 623 stopnie. Gdy siedzisz przy stole i obracasz o kilka stopni, to jest stypa. Kiedy zastanawiasz się co tu odwalić by zrobić dwa pełne obroty na jednym ruchu, to jest zabawa!
Na trzeźwo nie da rady
W powyższe minigry da radę zagrać z marszu – ale inne są na tyle pokręcone, że nie wyobrażam sobie granie w nie bez jakiegoś (chociaż minimalnego) uczucia żenady bez „wspomagaczy”.
Nie wyobrażam sobie przykładowo grania w Runway bez kilku(nastu) głębszych. Ręce na biodra (jedna z nich z Joy-conem w łapie) i idziesz przed siebie machając biodrami. Gdyby nie silne wspomaganie, to nigdy bym się na to nie zgodził.
Telephone nie jest jakoś dziwne. Wręcz przeciwnie – jest zbyt normalne na trzeźwo. A po wypiciu kilku głębszych można, przykładowo, próbować wkręcić współgracza, że telefon dzwoni. Ewentualnie może coś odwalić graczu i krzyknie sobie „WASSUP” po podniesieniu słuchawki.
Gorilla – czyli minigra, gdzie dwóch ludzi walczy o względy gorylicy naparzając się do rytmu po klatce piersiowej. Na początku zastanawiałem się, czy to w ogóle jest grywalne. Ale okazało się, że jest. Jak z jakiegoś powodu jesteś w stanie kompletnie nie myśleć o tym co robisz.
A to już są kompletne pomyłki
Z tym punktem miałbym poważny problem dzień po premierze. Ale po miesiącu? Bez problemu można odkryć co jest do bani.
Shave w teorii mogło być fajną grą. Polega na ruszaniu joy-conem po twarzy, tak by zgolić brodę. To jedyna opcja na golenie jaką toleruje. Niestety – w praktyce można ogolić całą twarz trzymając Joy-con w jednym miejscu. Lipa totalna.
Sneaky Dice to gra w kości, gdzie można kilkukrotnie przerzucić swój wynik. Haczyk polega na tym, że każdy zna wynik, ale swojego przeciwnika i może potem go przekonywać by przerzucił, jak ma dobry wynik albo zachował kiepski. Pomysł fajny. Ale gry psychologiczne raczej nie mają sensu w trakcie imprez, a innych przypadków odpalenia 1, 2, Switch nie stwierdzono.
Table Tennis to zabawa w ping-ponga, gdzie o tym kiedy masz uderzyć paletką wiesz tylko na podstawie wibracji kontrolera i dźwięków. Powiem tak: nie dotykać. NIE. Tutaj znajdziecie tylko zbędne frustracje.
A na sam koniec największe „że co?” w całym zestawie – Baby zmusza gracza do ululania dziecka, którym jest Switch. Trzeba wziąć konsole na ręce i majtać ją na lewo i prawo aż konsola będzie cicho. Wtedy trzeba powoli odłożyć konsolę na stół i koniec. Wolność. Nie polecam, chociażby z tego powodu, że majtanie konsolą za 1500 złotych w ramionach nie należy do najroztropniejszych pomysłów.
Taki tam werdykt
Mam nadzieję, że powyższy tekst uzmysłowi tym, którzy jeszcze nie mieli styczności z 1, 2, Switch, że w tej grze jest coś poza dojeniem krowy i strzelaniem do siebie z rewolwerów.
Przede wszystkim jednak zależało mi na pokazaniu, że ten tytuł ma swoje zastosowanie i jest w nim niesamowity. Prawdopodobnie bez serii filmików by mi się nie udało, ale mam nadzieję, że chociaż trochę magii w tym tekście pokazałem.
Na samusieńki koniec zostawiłem sobie największą kontrowersję – cenę tej gry. 1, 2, Switch w dniu premiery (i tak właściwie to dalej) kosztuje 180-200 złotych. I powiem wam tak – jeżeli macie z kim gracie, to ta gra jest warta i 350 złotych. Zwróci się to w nadmiarze po tym jak z znajomymi powymiatacie na „gitarach” albo podoicie krowy. Jeżeli chcecie ją kupić tylko po to, by rodzina w modelu 2+1 lub 2+2 miała w co grać na Switchu, to podejrzewam, że dość szybko wymęczycie te 28 minigier i gra wyląduje na półce albo na OLX.
To natomiast sensu nie ma – są zamiast tego o wiele lepsze gry do kupienia na Switcha, jak chociażby najnowsza Zelda, której recenzji nie napiszę (i w którą aktualnie nie gram z strachu przed zlaniem na resztę świata).