Jak się chwaliłem zakupem Nintendo Switch, to słyszałem głównie jedno: „a co Zelda ci się nie spodoba?”. Nawet jakby to nastąpiło, to bym był ustawiony.

A w związku z tym, że dużo osób zadaje to pytanie, to mam o czym pisać. Nawet jeżeli się ograniczę tylko do tytułów, które osobiście ogrywałem na Switchu.
Retrofaza stara i nowa
Nintendo Switch jest nową konsolą z świeżym pomysłem projektowym, ale pod względem dostępnych gier kontynuuje tradycję Nintendo jaką jest dostępność gier retro.
Na początek zacznę od pierwszej gry cyfrowej, którą kupiłem na Switcha – Blaster Master Zero. Jest to najlepszy możliwy rodzaj remake’u starej gry – jest bowiem grą taką jaką pamiętamy (świetną) w odrobinę nowych szatach bez naleciałości pochodzących sprzed epoki kamienia łupanego.
Jakby co gra ma demo na eShopie, nikt nie musi kupować w ciemno!
Jeżeli komuś nie podoba się idea „nowych” gier retro, to może zawsze sobie zagrać w gry z Neo-Geo, których jest już trochę – w tym ukochany przeze mnie Samurai Showdown IV, w którego dalej nie umiem grać, ale i tak lubię.

Ceny są bardzo przystępne – 28 złotych za porządne gry, trzymające się dobrze do dziś i starczające na wiele godzin. Do tego większość z nich wspiera wspólne granie na kanapie, co da się zaliczyć wyłącznie na plus.
A w związku z tym, że nie jestem skamieliną i nie miałem przyjemności grać w to wcześniej*, to nie czuje się jakoś źle grając w takie starocie.

*umówmy się, że granie w coś jako dziesięciolatek na emulatorze, nie znając nawet tytułu gry, nie liczy się. Okej?
Lubię umierać
Jeżeli ktoś jest fanem roguelików, to też ma co robić na Switchu. Powiem nawet więcej – ja nie mam się za fana takowych, ale Has-Been Heroes i tak mnie wciągnęło.

Nowa gra od twórców Trine jest niezwykle:
- trudna
- pozbawiona litości dla błędów
- zależna od szczęścia
- wciągająca, wręcz hiponotyzująca.
O ile tylko się przebijecie przez dość toporne sterowanie i fakt, że gra tłumaczy jakoś jedną trzecią tego co powinna, to będziecie zachwyceni. Jak ja.

Oprócz tego na Switcha dostępny też jest The Binding of Isaac: Afterbirth+, czyli prawdopodobnie najczęściej remasterowana/ulepszana/nie wiem nawet jak to określić gra indie na świecie. Tytuł na tyle znany, że na tym skończę opis.
Co prawda, w chwili gdy to piszę, nie było jeszcze premiery w Europie, ale to nie problem. Switch nie ma blokady regionalnej – wystarczy założyć drugie konto z ustawionym krajem jako USA bądź Japonia i kupić.
Klasyki nie umierają nigdy
Skoro już jesteśmy przy wydanym po raz trzysetnym Binding of Isaac, to pogadajmy o innych starych znajomych.
Miałem okazję zagrać w World Of Goo na Switcha. W trybie przenośnym gra się korzystając z ekranu dotykowego, co jest średnie. W trybie telewizyjnym sterujemy kursorem w grze ruszając Joy-conem jak wskaźnikiem laserowym i to jest ŚWIETNE.

Oprócz tego w eShopie są też pozostałe dwie gry od tych samych ludzi (Little Inferno i Human Resource Machine), ale na nie nie jestem na tyle nakręcony by je kupować na Switcha.

Kiedy czytacie te słowa, to PuyoPuyo Tetris jest już dostępne na Switcha.
PuyoPuyo to popularna w Japonii seria gier arcade’owych, a Tetrisa nie trzeba przedstawiać. Jak ktoś chce zobaczyć kilka minut gry, to polecam filmik z oficjalnego kanału Nintendo. Fajnie pokazane kilka partii gry.
Ja miałem przyjemność grać w demo. A raczej zamęczać je na śmierć – ma dostępne dwa tryby gry, które można ogrywać razem z kimś, albo walczyć przeciwko komputerowi. I na bazie tego wiem, że jak będę miał okazję (czyli jakiś niezaplanowany przypływ gotówki), to PuyoPuyo Tetris w pełnej wersji zawita na moją konsolkę.
Nintendo dostarcza
A na sam koniec najbardziej oczywiste rzeczy, czyli gry od twórców konsoli.
Nintendo na premierę dostarczyło dwie gry. Jedną z nich jest 1, 2, Switch, która jest grą na popijawy nawet jeżeli Nintendo jej nie reklamuje w ten sposób. Na wypadek jakby kogoś ominął wpis, to tutaj może się dowiedzieć więcej i zobaczyć jak biegam po wybiegu.
The Legend of Zelda: Breath of The Wild to jest tytuł, który z automatu jest polecany, nad którym wszyscy się rozpływają i robią to słusznie. Ja go rzuciłem w diabły, ale z dobrych powodów – inaczej nie ogrywałbym niczego innego do odwołania. A pisanie? Zapomnijcie – Breath of The Wild to narkotyk, który nie wypuszcza łatwo z garści.

Oprócz tego mamy Snipperclips, która jest co-opową grą logiczną wydaną przez Nintendo, w które sterujemy dwoma „coś-ami”, które mogą się nawzajem wycinać i wykorzystywać to do rozwiązywania zagadek. Trudno to opisać jakoś konkretnie za pomocą słów, więc ponownie wspomogę się filmikiem.
Jeżeli macie z kim grać, to ta gra to mistrzostwo wszystkich mistrzostw na poziomie trybu co-op w Portalu 2. Oblanego sporą porcją cukru, ale jest.

Biorąc pod uwagę jak dobrą grą imprezową jest 1, 2, Switch, jak dobrą grą z otwartym światem jest Legend of Zelda: Breath of The Wild, i jak przyjemną grą do co-opa by był Snipperclips to mogę spokojnie napisać, że same gry od Nintendo mogłoby starczyć na długo.
A oprócz tego niedawno dostaliśmy Mario Kart 8 Deluxe, który jest obowiązkową grą dla kogoś, kto lubi zręcznościowe, ale niekoniecznie realistyczne wyścigi.
Za dwa miesiące premierę będzie mieć Arms – nowa gra od Nintendo, która będzie w pełni rozbudowaną bijatyką, w której będzie można postacią sterować w stu procentach za pomocą ruchu.
Za trzy miesiące pojawia się Splatoon 2, czyli połączenie Nintendo i konieczności posiadania własnego sieciowego FPSa przez każdą firmę.
Jeżeli ktoś się boi braku godnych uwagi tytułów na Nintendo Switch, to może przestać. Bardziej racjonalny jest strach przed wydaniem sporej gotówki na niepewny sprzęt.
Ale o tym jakoś niedługo.