Kategorie
Książki

Facet czyta 50 Twarzy Greya, odcinek 10: co ja najlepszego robię?

Zainspirowany premierą adaptacji największej literackiej szmiry roku 2011 i faktem, że cykl na stronie Wyszło.com nie został dokończony, postanowiłem złapać za ostatnie 60+ stron 50 twarzy Greya i sprawdzić, czy przeżyje taki koszmar.

50 twarzy Greya
Logo filmu. Bo zajmuje mniej miejsca niż okładka

Wszystko pod wpływem niedokończonego dzieła. Brak wyrażnego zakończenia zabolał mnie na tyle, że postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce.

Gdyby nie fakt, że na Wyszło.com jeden z członków redakcji nie dał rady przeczytać całej książki, to ten wpis by nie powstał. Wyszedłem z założenia, że nie wolno pozostawić tego bez zakończenia. Dlatego też, zakasałem rękawy, odłożyłem gotówkę na środki znieczulające i wziąłem się za lekturę.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany czytaniem w kolejności chronologicznej, to pierwsze 9 części Analizy 50 Twarzy Greya znajdziecie tutaj. Autorem tychże ZP (poza inicjałami nie widzę tam więcej danych), któremu należy się wieczna chwała za wytrzymałość psychiczną. Ale dobrze, przejdźmy do źródła szaleństwa.

Adnotacja na koniec – jestem po lekturze całości. Wpis jednak tyczy się koncówki, bo nie chcę się dublować. I poza tym – samo pisanie o tym fragmencie tekstu jest wystarczająco karkołomnym zadaniem dla mnie.


ZP zakończył swoje analizy w trakcie kłótni o „pierwszą pannę” Greya. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jakaś stara pannica doszła do wniosku, że fajnie będzie połączyć BDSM i pedofilię. Czyli nauczyć 15 letniego Greya jak się knebluje, wiąże, tresuje i bawi zabawkami dostępnymi od 18stki w sklepie.
Swoją drogą – motyw wypaczania młodego umysłu przez starego świra jest dość oklepany, czy tylko mi się tak wydaje?

Całą rozmowę przerywa matka głównej bohaterki, która czyta z niej jak z otwartej książki zadrukowanej pismem dla niedowidzących. Widzi każdy problem. No, poza faktem, że chłopak jej dziewczyny prędzej czy później ją przywiąże do krzesła i zacznie ją przypalać. Do tego daje jej rady wzięte z typowego harlekina. „Idź, porozmawiaj, wyjaśnij, on Ciebie kocha i czeka na Ciebie”. Oczywiście w 50 Twarzach Greya, czyli czymś co na początku było fanfikiem Zmierzchu kończy się to seksem na zgodę. Jednym? Trzema? Setką? Nie wiem, przestałem liczyć. I tak przez po czwartej przeczytanej scenie łóżkowej nie czytałem ich zbytnio. Różniły się na dobrą sprawę tylko miejscem akcji.

Przy czym w trakcie zabawy wyszła na jaw wampirza geneza tej powieści. Gray bowiem dał bardzo jasno do zrozumienia, że krew mu nie przeszkadza. Niezależnie od tego gdzie, ile i z jakiego powodu się pojawia. Niestraszne mu nawet Morze Czerwone.

Po wielu uniesieniach miłosnych i szczerych rozmowach z których niewiele wynikło, przyszedł czas na spędzenie wspólnie kilku chwil. Tutaj po raz kolejny mamy dowód na to, że głównej bohaterce do szczęścia i całkowitej rozkoszy starczy oddychanie tym samym powietrzem.

Patrzę na drążek, który sterczy pomiędzy moimi nogami. O nie, o co mu teraz chodzi?
– Złap go.

Nie wiem o czym myślicie zboczeńcy, ale to był drążek sterowniczy od szybowca, którym lecieli. Ale to nieistotne. I tak dostawała spazmów jakby byli w trakcie kilkugodzinnego maratonu łóżkowego. Niewiele jej do szczęścia trzeba.

No i jeszcze jedno:

Śniadanie – szepcze w taki sposób, że słowo to brzmi rozkosznie erotycznie.

Naprawdę niewiele potrzeba.

Oprócz tego ten fragment książki jest świetny, bo zawiera wszystkie małe bzdury, z których możemy się naśmiewać. Prywatna bogini tańczy, święty Barnaba jest wzywany, Grey jest niesamowity w wszystkim co robi. No i, jak już wspominałem, Anastazja podnieca się wszystkim. Absolutnie wszystkim. O ile miało styczność z Greyem. Tutaj widać brak konsekwencji autorki, bo to oznacza, że główna bohaterka powinna chodzić podniecona 24/7. W końcu oddychają tym samym powietrzem.

Najlepsza jest końcówka – z bliżej niezrozumiałych nikomu przyczyn, kobieta, której się coraz bardziej zabawa w BDSM podoba nagle mówi, że Grey jest zdrowo pierdolnięty (co zresztą jest prawdą) i od niego ucieka. Przez całą książkę widzimy, jak ona poznaje gościa, widzi co go kręci, nawet poznaje przyczyny tego stanu rzeczy. Bawi się gadżetami, ale jak dostaje sześć razy paskiem po tyłku, to ucieka w panice i planuje zniknąć z jego życia. „Bo boli”. No dziękuje pani kapitan! Musisz mieć poważny problem z receptorami bólu, skoro dopiero teraz to zauważyłaś. 

Chciałbym napisać, że to najbardziej bezsensowna rzecz w tej książce. Naprawdę, chciałbym. Ale nie mogę – sumienie mi nie pozwala.

A tutaj najchętniej bym wrzucił swój mózg po lekturze tej książki.

50 twarzy Graya


Ogólny wniosek – nie rozumiem ludzi, którzy to czytają. A tym bardziej nie rozumiem ludzi, którzy się tym podniecają. To jest napisane tak źle i tak głupio, że powinno to wywołać odwrotny skutek do zamierzonego. U mnie wywołało. Muszę się napić. 

W trakcie lektury 50 Twarzy Greya bałem się, że mi oczy wyskoczą z czaszki i uciekną z zażenowania. Jeżeli kogoś podniecają te opisy, to polecam poduczyć się angielskiego i poszukać sobie jakiś porno opowiadanek tutaj. Obstawiam, że macie BARDZO małe szanse na trafienie na coś gorszego. Minimalne.
Jasne, w tej książce niby jest jeszcze jakaś treść, rozterki wewnętrzne, czy inne problemy żołądkowe. Ale została podana w takiej formie, że zamiast ją czytać, należy ją wykorzystać w bardziej funkcjonalny sposób.

To będzie najdroższy papier toaletowy w waszym życiu.

Lolcontent na pożegnanie.

50 twarzy Greya, 50 shades of gay.

4 odpowiedzi na “Facet czyta 50 Twarzy Greya, odcinek 10: co ja najlepszego robię?”

Nawet nie dobrnęłam do połowy.. wszystko jest opisane tak prostackim językiem, ze zamiast podniecać, wywołuje śmiech 🙂 najbardziej bawią mnie bawią te wszystko dziewczynę zachwycające się greyem ( nie mogę pozbyć się wrażenia ze to na pokaz )
Podpisuje się pod tym co napisałeś w 100% .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *