Jakby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że Mario będzie strzelał do poukrywanych za przeszkodami Kórlików tak jak w Mario + Rabbids Kingdom Battle, to bym go osobiście wsadził w kaftan. Już nawet nie z powodu lichej realności takiej akcji, ale z powodu tego, że pomysł wydawał się zwyczajnie głupi.
Ubisoft jednak udowodnił, że bardziej w błędzie być nie mogłem.
(Nie)typowe Mario
Sam fakt, że mamy grę taktyczną z Mario w roli głównej jest rzeczą dostatecznie szokującą. Na całe szczęście jednak otrzymujemy bardzo typową turową grę taktyczną. Osoby, które zjadły zęby na nowożytnych odsłonach serii XCOM poczują się tutaj jak w domu.
Czy raczej jak w szkole średniej, bo mimo wszystko Mario + Rabbids Kingdom Battle jest mniej skomplikowaną grą. Osłony zawsze dają 50% lub 100% szans na uniknięcie strzału. Rozwój postaci i ekwipunek są mniej skomplikowane.
Trzeba jednak brać pod uwagę, że to mimo tego nie jest „taktyczne przedszkole” i zarówno przed, jak i w trakcie walki myślenie jest koniecznie.
Żeby nie było jednak zbyt prosto to gra, wzorem wszystkich nowożytnych gier platformowych z Mario, przez cały czas dorzuca nam nowe mechaniki do gry. Gdy już przestanie to robić, to zamiast tego zacznie wszystko ze sobą mieszać.
Dzięki temu gra z godziny na godziny staje bardziej skomplikowana i jesteśmy na bieżąco na to przygotowywani.
Pod tym względem nie widziałem lepiej zaprojektowanej gry od dawna. A może nawet od zawsze?
W przerwie między turowymi potyczkami mamy segmenty eksploracyjne, które nie są aż tak ciekawe jak walki, ale jednak dostarczają jakąś frajdę.
Okazjonalna zagadka logiczna (niezbyt wysokich lotów),
dziwaczny element krajobrazu,
czy scenka rodzajowa z życia Kórlików i ich otoczenia wpadają wprost na nas.
Tak jak mamy sporo opcjonalnych walk do rozegrania, tak w trakcie eksploracji możemy odkryć wiele ukrytych skarbów – zarówno przydatnych w grze monet, jak i bajerów pokroju concept artów, ścieżek dźwiękowych od późniejszego odsłuchu, modeli postaci do obejrzenia i tak dalej.
Ogólna zasada jest następująca – jak ktoś chce po prostu przejść grę, to nie ma za trudno. Gra jednak staje się o wiele ciekawsza, gdy chcemy w niej ugrać coś więcej.
Typowe Kórliki
Wpływ Mario na grę już opisałem, to teraz czas na resztę tytułowych bohaterów, czyli Kórliki.
Jako wstęp, bo nie wszyscy muszą wiedzieć – Kórliki to ześwirowane królikopodobne stwory, które swoją karierę zaczęły jako antagoniści w grze Rayman Raving Rabbids. W związku z sporą popularnością jednak dorobiły się:
- własnych gier
- serialu animowanego
- komiksów
- masy innych gadżetów
Podsumowując: Kórliki przerosły mistrza (Raymana) popularnością, czego efekty widzicie powyżej. Jakby co, w przypadku niedoboru informacji, angielska wikipedia służy.
Stwory te odpowiadają w Mario + Rabbids Kingdom Battle przede wszystkim za dostarczanie powodów do częstego i głośnego śmiechu. Wszelkiego rodzaju przerywniki, gdzie Kórliki robią cokolwiek kończą się tak, że człowiek chce i musi się śmiać. W przeciwnym razie pęknie.
Niestety, nie da się przytoczyć w tej grze żadnych konkretnych przypadków bez dawania spoilerów, ale zaręczam – humor sytuacyjny w tej grze to absolutne mistrzostwo i starczyłoby go na kilka średniej klasy (lub dwie naprawdę dobre) komedie.
No i oczywiście całej gry by nie było, jakby czegoś nie zepsuły. Bo takie stwory jak one ZAWSZE muszą coś psuć i potem trzeba to naprawiać. No i to też robimy przez około 20 godzin gry, przy założeniu, że ktoś nie chce wymaksować różnego rodzaju wyzwań i nie kupi DLC, w którym jest tego JESZCZE więcej.
Oprócz tego stanowią one w Mario + Rabbids Kingdom Battle około 99% naszych przeciwników.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tej grze bałem się tego, że przeciwnicy będą komedią – w negatywnym tego słowa znaczeniu. Na całe szczęście, dzięki pewnemu mykowi fabularnemu można spokojnie powiedzieć, że nie ma w tej grze ani jednego przeciwnika, którego spotkaliście w poprzednich grach. Zarówno z Mario, jak i z Kórlikami.
Jakim cudem to działa?
Mam tu na myśli zarówno wehikuł czasu Kórlików zbudowany z pralki, jak i Mario + Rabbids Kingdom Battle.
Gra chodzi przez znaczną część czasu płynnie. Udawało mi się doprowadzać do sytuacji kiedy gra potrafiła się przyciąć, ale to już były takie ekstremalne kombinacje taktyczne, że mnie się zaczyna mózg przegrzewać, a co dopiero ma się dziać z konsolą.
Podobnie jak w przypadku Pokken Tournament DX muszę zaapelować byście nie sugerowali się zbyt mocno zrzutami ekranu, które są zwyczajnie szpetne i nijak się mają do grafiki w grze. Gra wygląda bardzo dobrze zarówno w trybie przenośnym, jak i na dwóch telewizorach na których miałem szansę tę grę zobaczyć.
Kto mnie czytuje, ten wie, że często się podniecam muzyką w grach. W przypadku Mario + Rabbids Kingdom Battle osiągnęło to dawno nieodczuwany poziom. Wszystko za sprawą tego jak świetnie wyszło Grantowi Kirkhope’owi stworzenie muzyki, która pasuje do gry z Mario w tytule, a jednocześnie pasującej do rozgrywki kompletnie innej, niż to zwykle w grach z serii wygląda. No cóż, ale nie spodziewałem się niczego mniej od człowieka, który odpowiadał za mój „eargasm” przy graniu w Kingdoms of Amalur: Reckoning.
No i na całe szczęście OST z gry jest szeroko i legalnie dostępne dzięki Spotify. Więc sami sprawdźcie, czy nie przesadzam
Ostateczny obraz Mario + Rabbids Kingdom Battle.
Ta gra to śmieszna, odpowiednia dla całej rodziny, wymagająca myślenia, względnie skomplikowana gra taktyczna z popularnymi (gdzieniegdzie) postaciami, która chodzi na Switchu jak po maśle.
Starałem się streścić wszystko w jednym zdaniu. Nie wyszło najlepiej, bo trudno jest tak pokręcony zamysł jak ten opisać zwięźle.
Jeżeli masz Switcha i czytasz ten tekst, to pewnie już masz tę grę. Głównie za sprawą tego, że się ociągałem z pisaniem tego.
Jeżeli nie masz Switcha i czytasz ten tekst, to się bardzo poważne zastanów nad kupnem obu. Nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Mario + Rabbids Kingdom Battle to wystarczający powód do kupna konsoli, która aktualnie jest do kupienia najtaniej za 1400 złotych. Ale świetnie się nadaje na jeden z kilku powodów by temat poważne przemyśleć.
A na koniec, nagroda za całokształt.
3 odpowiedzi na “Kórliki wariują, a Mario to musi naprawiać :/”
Też byłem zdumiony tym połączeniem gdy ogłosili tytuł. Ale warto spojrzeć na takie miksy jak Super Mario RPG: Legend of the Seven Stars (SNES) i Paper Mario (N64), które udały się znakomicie, więc czemu nie strategia turowa 😉
Gra jest na mojej liście zakupów jak tylko będe miał Switcha 🙂
Em… Super Mario RPG czy Paper Mario to kiepskie przykłady, bo to nie są crossovery z zupełnie innymi markami, do tego robione nie przez Nintendo/firmę silnie z nimi związaną.
Ale poza tym święta racja – tego miksu nie spodziewał się nikt.
Bardziej miałem na myśli miks gatunku gdzie postać z platformówki osadzono w grze RPG. Ale racja, mieszanki dwóch uniwersum jeszcze nie było. No chyba, że liczyć Super Smash Bros, gdzie w wersji na Wii U są grywalne postacie z gier zupełnie innych marek.