Po tym jak się rozgarnąłem i przeczytałem co takie Riot Games pokazało na dziesięciolecie League of Legends to złapałem się głowę. W końcu nazwa ich studia zaczyna mieć sens.
No i jakby tego było mało – to w końcu wchodzą do pierwszej ligi jeżeli chodzi o twórców. Zero ograniczeń, pełny rozmach i w sumie deklaracja podbojów na każdym froncie.
Zaczęło się od beta testów i pokazania cen, skończyło się na śmiechu społeczności i nie-aż-tak intensywnej pracy moderów. Jak Riot przegrał pokazując swoim fanom schematy kolorystyczne do skórek?
Dwie pieczenie na jednym ogniu. Najbardziej cieszy ponowne ożywienie sceny moderskiej wokół League of Legends
Jakiś czas temu, na forum znanej wszystkim gry MOBA pojawił się list otwarty kierowany do rodziców, których dzieci grają w LoL-a. Możemy się pośmiać, że jaka gra, to taka grupa docelowa listu, ale porusza on dość istotną sprawę.
Mamy jakiś grających rodziców na sali? To prawdopodobnie wpis dla was.
A jeżeli coś ma być dowodem tego, to niech to będzie League of Fighters: tworzona zupełnie od zera bijatyka z postaciami z League of Legends. Zupełnie za free i w całości przez oddanych wielbicieli pierwowzoru.
Grubsze wytłumaczenie się z poprzedniego wpisu będzie jak skończę robić jak murzyn na wczesnoamerykańskiej plantacji bawełny.
3 dni temu przeczytałem, że uczestnicy turnieju League of Legends zwanego LCS (League of Legends Championship Series) mają efektownego bana na streamowanie jakichkolwiek wartych wzmianki gier konkurencji. Gównoburza była, napisało o tym każde możliwe medium growe (nawet blogerzy, których League of Legends nie jara) i jest efekt: umowa z graczami została DRASTYCZNIE zmieniona.
W reakcji na reakcje w mediach społecznościowych, samych zainteresowanych i raczej niepochlebne komentarze ze strony prasy Riot Games zmienił charakter tej części umowy ze streamującymi. Aktualnie reguła jest bardzo prosta: „pokazujcie na waszych kanałach co wam się żywnie podoba, pod warunkiem, że nie jesteście za to opłacani.”
Oprócz tego Whalen Rozelle, gość od kontaktów z fanami w Riot Games napisał na Reddit, że poprzednia umowa była spowodowana tym, że inne studia tworzące konkurencyjne gry chciały wykupić sobie „czas reklamowy” w trakcie streamów odbywających się w sezonie turniejowym. W tym samym oświadczeniu powiedział również, że po długiej dyskusji doszli do wniosku, że nie mogą oni sprawić, że oglądający strumienie fani danych graczy będą umierać z nudów.
Poprzednia treść umowy brzmiała w dużym skrócie tak: „Chcesz wziąć udział w League of Legends Championship Series? To nie strumieniuj tego, tego, tego i tego”. Był to efektowny zakaz pokazywania na swoim kanale jakichkolwiek gier online’owych, które teraz mają nawet fanów na granicy błędu statystycznego.
A teraz Yeti ryczy
To teraz parę słów mojego zdania o tej całej historii. Ja to widzę tak: umowa o takiej treści nigdy nie powinna powstać. Jeżeli Riot Games chce jednostajnej, monotematycznej i ciągłej reklamy, to taniej by ich wyniosło wykupienie reklamy w Google AdSense. Ewentualnie mogliby zrobić to normalnie, czyli uczynić tak, jak chciała to zrobić konkurencja: wykupić czas reklamowy. Miałoby to trochę więcej sensu niż zasłanianie się porównaniami między sportem, a e-sportem i wymuszanie pod tym pretekstem stuprocentowego posłuszeństwa.
Zwłaszcza, że wielu z tych graczy i tak by grało w League of Legends. Po prostu nie robiliby tego CIĄGLE. I nie uwierzę w to, że League of Legends straciłoby graczy, tylko dlatego, że jakiś Ocelote, czy inny xPeke zrobią sobie 15 minut przerwy od LoLa i zagrają sobie w Hearthstone.
Ich reakcja była dość wolna: umowa wyciekła 4 listopada, następnego dnia się przyznali do „winy”, a dopiero w sobotę rano naszego czasu posypali głowy popiołem. Nie zmienia to jednak faktu, że w miarę bezbolesny dla siebie sposób zakończyli ten „kryzysik wizerunkowy”. Tradycjnie, większość komentarzy pod wypowiedzią na Reddit utrzymana jest w tonie „Dobra robota Riot, wiedziałem, że to sprostujecie”.
Mnie z tego wszystkiego najbardziej ciekawi jedna rzecz: czy Riot Games by cokolwiek zmieniło w tych umowach, jakby nie wyszły one na jaw?
W przypadku League of Legends przeszedłem drogę odwrotną od tego co przeżyłem z Diablo 3: na początku tę grę uwielbiałem by później dojść do wniosku, że nawet śledzenie ciekawostek jest dla mnie stratą czasu. Jednak informacja o tym, że uczestnicy turnieju League Championship Series nie mają swobody działania jest godna uwagi. Nałożone na nich ograniczenia są delikatnie mówiąc przesadzone.