Kategorie
Gry Nintendo

Koniec zainteresowania Battle Royale, teraz Vigor to mój ziomal.

Dzięki reklamom na Facebooku (nie wierzę, że to piszę) dowiedziałem się o zamkniętych testach gry Vigor na Nintendo Switch. Jestem prostym człowiekiem – widzę zamknięte testy, to się zgłaszam. Taki miły ze mnie człowiek.

Vigor Outlander Jasiek

Ale tutaj sytuacja okazała się być dużo bardziej poważna. Otóż, po chwili grania z ciekawości i szczerej chęci znalezienia niedoróbek, odkryłem coś przerażającego. Vigor mi się spodobało i nie mogę się doczekać wyjścia „otwartej” wersji.

Czym jest Vigor?

Grą dziejącą się w naszym świecie, w którym historia potoczyła się inaczej. Niestety twórcy nie dali zbyt wielu informacji wprost, więc poniżej będzie troszkę gdybania.

Vigor początki

Vigor się dzieje w alternatywnej rzeczywistości w której w której zimna wojna lekko wymknęła się spod kontroli. Na tyle, że, sądząc po dostępnych broniach i tym jak wyglądają budynki napotkane w grze, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewiędziesiątych nastąpiła wojna atomowa. W jej wyniku Europa została zdewastowana. Jednym z stosunkowo nietkniętych obszarów była Norwegia, w której dzieje się akcja gry.

Tymczasem, gameplay

To tyle tła fabularnego, a jak to wygląda gameplayowo? Twórcy określają tę grę jako „Shoot 'n’ Loot Multiplayer”. Moim zdaniem to określenie jest trochę nieodpowiednie, bo sugeruje konieczność strzelania, albo chociaż jakiś nacisk na to. A nic takiego, odczuwalnego, nie ma. O wiele bardziej trzeba skupić się na zwyczajnym przeżyciu.

Każda rozgrywka polega na tym, że wraz z innymi ludźmi (w zależności od mapy jest to od 8 do 12 osób) trafiamy na określony teren. Pojawiamy się z własną bronią i amunicją, którą wybieramy przed „spotkaniem”, jak to w Vigor nazwane są potyczki.

Vigor Lobby
Tak wygląda widok przed samą potyczką

Naszym zadaniem jest ogołocić teren z zasobów (takich jak gwoździe, chemikalia, nawóz, chemia, elektronika, itp.). Następnie dobrze by było przechwycić lotniczy zrzut zapasów (niewiadomego pochodzenia) zawierający loot boxa, którego będziemy mogli otworzyć po rundzie.
To wszystko będzie jednak kompletnie daremne, jeżeli nie uda się uciec z mapy jednym z dostępnych punktów ewakuacyjnych.

Vigor exit
Tak wygląda miejsce ewakuacji z pola walki

O to wszystko rywalizujemy z innymi graczami, co może utrudnić całą operację. Przykładowo za sprawą serii z pistoletu maszynowego w plecy od kogoś, kto chce przechwycić twoje łupy.
A jeżeli partia będzie się ciągnąć dość długo, to trzeba będzie uciekać przez radioaktywnym obłokiem – ponurą pamiątką z czasów wojny, która błyskawicznie pozbawia życia, jeżeli się w niej znajdziemy.

Podsumowując – jeżeli przeżyjesz całą partię gry, unikniesz/zabijesz każdego przeciwnika, złupisz masę rzeczy a potem nie uciekniesz, to cała partia będzie w sumie na nic. A nawet na minus, bo bronie jakie ma się przy sobie też przepadają.

Vigor Victory screen
Planowałem dać tutaj zrzut ekranu jak umarłem, ale jako pełnoprawny tchórz nie dałem rady dać się zabić.

Najważniejsze i jednocześnie najbardziej wyjątkowe jest jednak to, że drogi ucieczki są otwarte cały czas. Można więc dołączyć do „spotkania” bez żadnej broni, oskubać kilka budynków z zasobów i uciec. Nie mamy żadnego powodu by czekać na koniec potyczki, jeżeli znaleźliśmy to czego potrzebujemy.

A co po potyczce?

Po powrocie z pola walki, czy też wyprawy szabrowniczej, trafimy do naszej kryjówki. Możemy w niej tworzyć bronie, otwierać zdobyte skrzynie z łupami, odbierać nagrody z przepustki bitewnej (która jest, jak w prawie każdej grze online na ten moment) czy też, co najlepsze, ją rozbudowywać.

Tak wygląda drzewo rozbudowy kryjówki. Jednocześnie jest to ekran gdzie będziecie wykorzystywać jakoś 90% wszystkich zdobytych zasobów.

Tak naprawdę, to jest główna oś rozwoju w grze. Przyniesione łupy używamy do rozwoju bazy, dzięki której możemy tworzyć więcej lepszych broni, dzięki czemu przynosimy potencjalnie więcej lepszych łupów, dzięki czemu… rozumiecie ideę?

To czemu to jest fajne?

W zatrzęsieniu gier Battle Royale (który na całe szczęście zahamowało w ostatnich miesiącach) fajnie jest znaleźć tytuł, który uderza w podobne struny, ale jednak jest na tyle odmienna, że wyróżnia w tym tłumie.

Oprócz tego, w przeciwieństwie do innych gier z gatunku, czy nawet gier online jako tako, schronienie świetnie obrazuje postępy w grze, co przynosi o wiele większą satysfakcję niż kolejna odblokowana w ramach Battle Passa skórka.

Dodatkowo bardzo podoba mi się model strzelania. Są dwa modele działania broni, które mi odpowiadają: stricte rozrywkowy pokroju Quake’a 3 bądź Dooma, albo bardziej realistyczny, pokroju tego co serwował Operation Flashpoint, czy też właśnie Vigor. Piszę „bardziej realistyczny”, bo niestety pod tym względem gra miewa gorsze momenty.

Pół minutki na strzelnicy z Thompsonem w łapie

No i jeszcze ta presja – jak nie uciekniesz, to nic nie dostaniesz. Dzięki temu gra się zupełnie inaczej, emocje towarzyszące rozgrywce są na kompletnie innym poziomie. I dlatego wiem, że Vigor może być dla mnie tym, czym nie dały radę być inne gry online, które aktualnie robią furorę.

Czymś na tyle wciągającym, unikatowym i dostępnym by zająć moją uwagę na dłużej.

Co jest do poprawki w Vigor na Nintendo Switch?

Najnowsza gra od twórców Operation Flashpoint (HELL YEAH) czy DayZ (…bu) jest dostępna od dłuższego czasu na konsoli Xbox One. Tam gra, buczy i wygląda dobrze.

Na Nintendo Switch nie jest niestety tak pięknie. Znaczy, jak na standardy bety, to daleko od traumy. Patrząc na to z perspektywy normalnej gry? Jest źle i będzie potrzebne dużo pracy.
Chociażby to, że Vigor ma częste problemy z połączeniem z serwerem. Potrafi się rozłączyć w trakcie tworzenia nowego sprzętu, bądź otwierania skrzyń. Na całe szczęście w trakcie samych potyczek nie udało mi się doprowadzić do takiej sytuacji.

Vigor connection error screenshot
Mam nadzieję, że ten widok zniknie po tym jak

Niestety, większy problem jest, jak pewnie widzicie, graficznie. Nie możemy wymagać od Vigor w wersji na Switcha wyglądania tak samo jak wersja na Xboxa One, ale na ten moment różnica jest dramatyczna. Dynamiczne skalowanie potrafi, w trakcie gry, zjechać z rozdzielczością tak nisko, że mam przebłyski z grania na swoim pierwszym monitorze CRT.
Widać to zwłaszcza w trybie przenośnym, gdzie by zminimalizować widoczność wielkich pikseli zastosowano dość brutalne rozmycie. Tak brutalne, że dłuższe granie męczy wzrok.
Na ten moment wierzę, że to może być główny problem tej gry w wersji na Switcha.

Vigor Bad looking water screenshot
Screenshoty rzekomej wody podbiły serca wszystkich na zamkniętej grupie beta testerów

Oprócz tego, jak na betę przystało, przy przenoszeniu gry z jednej platformy na drugą powstało dużo głupich błędów. Moim absolutnym faworytem, który pozostanie w mojej pamięci na długi czas jest fakt, że gra, trzymająca stabilną ilość klatek na sekundę przez 99% czasu, zaczyna się dramatycznie ciąć w trakcie wchodzenia lub schodzenia po drabinie. Albo to, że kiedy czołgamy się po skałach, to dłonie przestają trzymać broń, tylko ustawiają się w dziwnych miejscach.

Ale jak poprawią…

… to będę o tym wiedział. Sam zamysł rozgrywki jest pod wieloma względami świetny, więc na pewno będę dalej grał w Vigor na Switchu aż do końca zamkniętej bety 16. kwietnia.

Potem z radością sprawdzę, już po starcie otwartych testów bądź w ramach kolejnej zamkniętej sesji, czy nastąpiły zmiany na lepsze.

Mam nadzieję, że gra zaliczy level-upa

Jak tak, to nie wątpliwie zostanę na dłużej. Jeżeli nie, to będzie mi odczuwalnie smutno, że taka gra mi przejdzie koło nosa.
Ale na dłuższą metę się nie martwię. Skoro na Switchu działa Warframe, Fortnite, Wiedźmin 3, Torchlight 2, a nowy Doom ma na niego trafić w najbliższej przyszłości, to pozostaje w wierze, że będzie dobrze.

A wtedy będzie grane i pisane, o!

Tymczasem osoby, które chcą się dowiedzieć więcej o grze, zapisać do newslettera i inne tego typu, mogą to zrobić na oficjalnej stronie gry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *