Kategorie
Gry

Electronic Arts ma prawo sięgać do naszych kieszeni…

Mam nadzieję, że naostrzyliście już widły i przygotowaliście smołę, bo to co napiszę się wam definitywnie nie spodoba. Będę tym jednym gościem, który napisze wam, że Star Wars Battlefront 2 ma prawo mieć taką monetyzację jaką ma.

Star Wars Battlefront 2
Stan internetu po przejściu Star Wars Battlefront 2

Wiem, że wielu osobom będzie się trudno z tym pogodzić, ale ktoś musi ten prysznic zafundować, bo niektóre stwierdzenia latające po internecie są zwyczajnie kretyńskie.

Electronic Arts ma prawo chcieć zarabiać pieniądze…

Electronic Arts nie jest niczym kumplem.
Electronic Arts nie jest mecenasem, który daje kasę na dzieła sztuki tylko po to, by potem móc poopalać się w blasku chwały artystów.
Nie jest też instytucją charytatywną dążącą do zbawienia świata, ani twórcą, którego jedynym powodem dla działania jest szeroko rozumiana misja.

Electronic Arts jest korporacją, czyli amoralnym, bezosobowym tworem, którego zadaniem, a właściwie sensem istnienia jest zamienianie pieniędzy w większe ilości pieniędzy. W tym konkretnym przypadku działając głównie w branży gier wideo.

Oznacza to, że ktoś mądry w Electronic Arts oszacował/wyliczył, że dodanie monetyzacji niczym z jakiejś mobilnej gry F2P zwiększy zyski z gry (co niewątpliwie byłoby prawdą) i przekazało do swojego de facto oddziału (DICE) dyspozycje, że mikropłatności mają być obecne w grze i kropka.
Szef kazał, pracownik musi, i w ten oto sposób otrzymaliśmy grę AAA z mikropłatnościami godnymi popierdółki mobilnej F2P.
Zresztą, to nie pierwszy raz jak to zrobili. Po prostu z jakiegoś dziwnego powodu gracze w FIFĘ nie buntują się przeciwko temu, że Fifa Ultimate Team jest trybem pay-to-win, i to być może w większym stopniu niż w przypadku Star Wars Battlefront 2.

No, ale zacząłem odbiegać – EA to nie jest dobry wujek i trzeba być zwyczajnym głupcem by sądzić, że jest inaczej.
Został stworzony by zarabiać pieniądze i będzie próbował to robić, niezależnie od tego, czy komuś się to podoba, czy nie. To samo tyczy się każdej firmy: Nintendo, Microsoft, Blizzard, Valve, Ubisoft. Jedynie pytanie brzmi: którzy z nich w swojej chęci zysków przeszli z pomysłowości do bezczelności i brak pohamowania.

Jeżeli kogoś zabolał mój cynizm, to przepraszam, ale nie mam powodów by uważać inaczej. Jeżeli ktoś się pyta dlaczego, to niech spojrzy chociażby na tę sytuację.

…co sprawia, że my też mamy swoje obowiązki…

Obowiązkiem każdego konsumenta jest nie dawać się dymać. Tak samo jak należy traktować jako swój obowiązek wyrażanie niezadowolenia z zakupionego (bądź wyczekiwanego) produktu, wtedy gdy te powody do niezadowolenia faktycznie występują*.

To chyba idealna chwila by dokończyć tytuł wpisu: „…a my wtedy łapiemy go za rękę, a jak był bezczelny, to łamiemy palce.”. W tym przypadku jest, i to bardzo.

A w przypadku Star Wars Battlefront 2 problemy z mikropłatnościami były i to znaczne. Otóż:

  • za wygraną dostawało się stosunkowo mało waluty growej, do tego, w chwili pisania tekstu głównie w zależności od czasu spędzonego w grze.
  • za wspomnianą walutę grową kupowało się skrzynki, które odblokowywały rzeczy w sposób losowy
  • a jak ktoś trafił dobrze, to potrafił uzyskać poważną przewagę w grze.

Na wypadek, jakby ktoś nie wierzył, to proszę – oto co potrafi zmienić na polu bitwy w pełny ulepszony Darth Vader. Tutaj umiejętności przestały już grać jakąkolwiek rolę.

Oczywiście uzyskanie takiej potęgi można przyśpieszyć korzystając z mocy karty płatniczej. Dokładnie w tym momencie pojawia się problem: tego typu zagrywki są tolerowane przez ludzkość, ale w grach F2P na telefony komórkowe, które kosztują tyle, ile wyniesie koszt transferu używanego w trakcie gry. Nie mają one jednak racji bytu przy produkcji z budżetem małego afrykańskiego państwa, powstałej na bazie kultowej marki i kosztującej więcej niż niektóre rodziny wydają miesięcznie na jedzenie.

Skończyło się to wszystko tak, że wraz z uzyskaniem do gry dostępu przez pierwszych graczy, internet dostał szału bojowego. Precyzując:

*bije tutaj do mikrotransakcji w Shadow of War.

…z których całkiem dobrze się wywiązujemy.

Efekt? Coś się popsuło.

Ten akapit musiałem dopisać przed publikacją wpisu, bo sytuacja się lekko zmieniła – otóż wywalczyliśmy reakcję Electronic Arts w sprawie mikropłatności w Star Wars Battlefront 2:

Star Wars Battlefront 2
Powiem wprost – nie spodziewałem się.

 

Wersja skrócona: zrozumieliśmy, skopaliśmy, naprawimy, damy znać jak coś wymyślimy.

Jest to jeden z niewielu przypadków kiedy twórcy/producenci/osoby decyzyjne na podstawie reakcji graczy zrobiły coś konkretniejszego. Najbardziej istotną akcją tego typu było tymczasowe wycofanie Batman: Arkham Knight w wersji na PC połączone z bezwarunkowym zwrotem gotówki dla chętnych.

Oczywiście mogło się też okazać, że tak naprawdę to EA/Dice miało nas w dupie, a tyłek uratował nam Disney, który bał się o reputację marki Star Wars.

No i jeszcze bonus w postaci tego, że Electronic Arts się popsuło na giełdzie.

Electronic Arts kurs aukcji Star Wars Battlefront 2
Co te Gwiezdne Wojny potrafią zrobić z firmą? 🙂

Na pytanie czy wymyślają jak zrobić mikrotransakcje w sposób nieinwazyjny, a jednak skłaniający do zakupu, czy tak, by nikt nie chciał ich zabić odpowiedź poznamy w przyszłości. Możemy jednak powiedzieć, że wygraliśmy bitwę. Jeżeli jednak chodzi o wojnę…

Star Wars Battlefront 2 2
Obrazek dla „złamania” tekstu.

To prawdopodobnie początek.

Zaczęło się od Blizzarda.

Overwatch jako pierwsza gra wprowadziła skrzynki z losową zawartością do pełnoprawnej gry AAA. Niewiele osób podniosło wtedy larum, bowiem cała istotna zawartość gry była odblokowywana w chwili gdy się kupowało grę. Skrzynki natomiast zawierały wyłącznie kosmetyczne bzdury i mimo tego, że można je kupować, to można uzyskać ich bardzo przyzwoitą ilość zwyczajnie grając.  Stąd względny brak problemów i raczej ciepłe przyjęcie przez graczy.

Overwatch Loot Crate Opening Star Wars Battlefront 2

O ile nie mam nic przeciwko naśladowcom i ludziom, którzy sprzedają de facto kody do gry jako mikropłatności, tak niestety problemem będą takie przypadki jak ten reprezentowany przez Electronic Arts i Star Wars Battlefront 2.

Ktoś najwyraźniej pomyślał, że skoro ludzie chętnie wydają pieniądze na mało istotne z punktu rozgrywki bzdety , to tym chętniej wydadzą pieniądze na rzeczy dające przewagę w grze bądź pozwalające oszczędzić MASĘ czasu. Niestety, okazało się, że jakaś tam, głośna część klientów, nie przepada za takimi pomysłami, przez co musieli oni zmienić koncepcję całości.

Tak jak pisałem jednak wyżej – to jest prawdopodobnie jedynie pierwsza bitwa wygrana przeciwko temu zamysłowi. Przy odrobinie szczęścia ten jeden, dość drastyczny, przypadek i to jak się zakończył sprawi, że nie znajdą się kolejni twórcy, którzy postanowią połączyć grę w pełnej cenie z rabunkową monetyzacją.
Ale jeżeli coś takiego się powtórzy, to powinniśmy zrobić dokładnie to samo co teraz – najpierw zakrzyczeć, potem żądać zwrotu pieniędzy, a potem mieć ich w głębokim poważaniu aż do chwili aż nie zrobią tego dobrze.


Dobrze by było, jakby sytuacja z Star Wars Battlefront 2 była przykładem na to:

  • co sobie zgotowaliśmy, mimo, że chcieliśmy dobrze
  • co może się stać jak przestaniemy być czujni
  • że jednak nasze krzyczenie w internecie jednak może mieć jakiś wpływ na rzeczywistość

Zapamiętajmy wszyscy tę lekcję i miejmy nadzieję, że nigdy nie trzeba będzie korzystać z tej wiedzy w praktyce.

4 odpowiedzi na “Electronic Arts ma prawo sięgać do naszych kieszeni…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *