Myślałem, że się już tej gry nie doczekam. Myślałem też, że po takim czasie nie będzie warto odpalać. Opowieści z Nyanii okazały się być jednak zaskoczeniem pod każdym możliwym względem.
Ostatecznie nie dostałem tego, co się spodziewałem i niezwykle mnie to cieszy.
Oświadczenie: recenzja została napisana na bazie przedpremierowej wersji gry. Gra otrzyma ASAP łatkę (po premierze, bo tylko tak Steam pozwala), która naprawia kilka dziwactw gry, których nie opisuje, bo sam ledwo zwróciłem na nie uwagę.
Czego się spodziewałem po Opowieści z Nyanii?
Śmiesznej, w znaczeniu wypaczonego poczucia humoru, liniowej gry zrobionej w RPG Makerze, której głównymi bohaterami i znaczną częścią NPC będą koty, walczące głównie z meblami, kotorkami i innymi tego typu. Z niezbyt ciekawą fabułą, ale w którą bym grał chociażby dlatego, że gra się kotami.
Opowieści z Nyanii miały w moim mniemaniu wyglądać dobrze (jak na grę z RPG Makera) i brzmiącej jako tako (bo dźwięki raczej byłyby z jakiegoś zestawu gotowych teł muzycznych).
Na całe szczęście moje wyobrażenia po pierwszym starciu z grą okazały się być przerażająco mało ambitne. Miało z tego wyjść bowiem nic ponad „przyjemne” pogradałko, które raczej nikogo nie wciągnie, ale dostarczy trochę radości.
Wyszły kotorki z worka
Ostatecznie dostałem sporo więcej niż się spodziewałem.
Dialogi, historia i cała otoczka fabularna obecna w Opowieści z Nyanii robi wrażenie o wiele większe niż sugeruje to wygląd gry. Mimo tego, że cała gra to jedna wielka kopalnia śmierchu, to jednak ten świat trzyma się jakoś całości.
Widać, że ta gra, w przeciwieństwie do poprzedniego RPGa od Hamstercube, nie jest tworzona jako (dość ubarwiona) adaptacja chorej korporacyjnej rzeczywistości, ale jako coś tworzonego z entuzjazmem i bardziej „pozytywnym” zamysłem.
Od systemu walki nie wymagałem za dużo, bo w RPG Makerze bardzo trudno zrobić coś bardzo różniące się od typowych systemów turowych z gier RPG/jRPG. Opowieści z Nyanii nie odbiegają od normy, ale została ona zrobiona poprawnie, więc nie dostaniecie szału.
To jest, pod warunkiem, że przeżyjecie pierwszą godzinę (+/- drugą, jak lubicie badać ABSOLUTNIE WSZYSTKO), która nie wiem tak właściwie czemu, ale z jakiegoś powodu jest nadnaturalnie irytująca. Chwilami wręcz nadnaturalnie trudna. Jakby co lekki spoiler – jak spotkacie kociego odpowiednika Janusza Korwina-Mikke, to szykujcie się na łomot od życia. Tak w końcu działa wolny rynek 😉
Gra wygląda na tyle dobrze jak może wyglądać gra z RPG Makera bez totalnej przebudowy. Świetne rysunki kotków wszelkiej maści w tym pomagają. Grafika ma swój urok i powinna zadowolić każdego, komu w ogóle przyjdzie na myśl granie w grę RPG 2D w dzisiejszych czasach.
Jeżeli chodzi o audio… No cóż, tutaj zasłużony kopniak – „generic as fuck high fantasy tune_1.wav” jak nic. Spójrzmy na to z drugiej strony – przynajmniej można słuchać własnej muzyki bez wyrzutów sumienia 🙂
Koniec Opowieści z Nyanii, wypad do kuwety!
Podsumowując – jeżeli przebrnięcie przez dość irytujący wstęp, to będziecie się dobrze bawić i nie pożałujecie inwestycji, zarówno czasu jak i pieniędzy na tę grę. Tak rzadko kiedy działa wolny rynek.
Ostatnia gra w takim stylu, która mi tak przypadła do gustu to było Cthulhu Saves The World. Jeżeli znacie i lubiliście, to to też powinniście poznać, a polubi się samo.
To wszystko pod warunkiem, że nie przeszkadza wam poczucie humoru polegające na parodiowaniu wszystkiego co możliwe. Od anime, przez wydarzenia z historii współczesnej, polityków i fanatyzm religijny, po kultowe postacie z literatury fantasy.
W chwili gdy czytacie te słowa, to Opowieści z Nyanii dostępne są tylko na Steamie za jakieś psie* pieniądze.
Jeżeli należycie do tego gatunku ludzi, co wymaga binarnego oceniania na tak/nie, to stwierdzam, że możecie zostawić komentarz o treści „Jaśku, kupiłem/kupiłam/kupiłom” po czym macie iść grać.
Tylko pamiętajcie o tym by kota nakarmić, bo wam z zawiści kabel zasilający przegryzie!
*wydawcą gry RPG o kocich bohaterach jest Fat Dog Games, a to powyżej to moja próba suchego poczucia humoru.