Nie ukrywam, że w związku z dość irytującą pracą czekałem na Fire Emblem Warriors z niecierpliwością. Okazało się jednak, że ta gra jest nie tylko dobrym „odmóżdżaczem” po ciężkim dniu. Jest zwyczajnie dobra.
Dopracowana, ładna i dobrze łącząca najbardziej specyficzne elementy obu serii wymienionych w tytule.
Tradycyjne ostrzeżenie: screenshoty robione przez funkcję systemową Nintendo Switch są szpetne i nie oddają wyglądu gry.
Dwa światy…
Fire Emblem Warriors łączy w sobie DNA dwóch serii.
Fire Emblem to wydawana od 1990 roku (w Europie pierwszy raz się pojawiła oficjalnie w 2002 roku) seria turowych gier taktycznych wydawanych na sprzęty Nintendo. Cechy szczególne? Jak któraś z jednostek umiera, to umiera na dobre. Nie ma, że w kolejnej misji wraca jak gdyby nigdy nic. Oprócz tego w późniejszych odsłonach serii istotną rolę zaczęły odgrywać relacje między postaciami. Twórcami gier z serii jest studio Intelligent Systems
Marką Warriors (w Japonii znaną pod nazwą Musou) jest natomiast sygnowana masa gier tworzonych głównie przez studio Koei Tecmo:
- seria Samurai Warriors
- seria Dynasty Warriors
- seria One Piece: Pirate Warriors
- seria Warriors Orochi
- Hyrule Warriors
- Berserk and Band of The Hawk
- coś tam jeszcze było
Każda z tych gier wygląda tak: kierujesz jakąś szychą (postać z chińskich legend/samuraj/bohater anime) i dokonujesz masowego mordu – przeciwnicy padają jak źdźbła trawy w tempie dwóch tysięcy na trzydzieści minut misji i raczej nie stanowią dla Ciebie zagrożenia.
Jak to ze sobą połączyć?
…zmiksowane na papkę.
Kierujesz postaciami z serii Fire Emblem, które przestały bawić się w taktykę, a zaczęły po prostu siekać przeciwników jak leci. W trakcie partii masz bezpośrednią kontrolę nad jedną z maksymalnie czterech postaci.
Ubijając przeciwników dostajesz punkty doświadczenia i złoto, które służą do rozwoju postaci.
Przechodząc tryb fabularny odblokowujesz nowe postacie i nowe poboczne linie fabularne, które odblokowują kolejne postacie, skórki dla postaci i inne.
Tak do momentu kiedy ci się znudzi.
Tak naprawdę trudno napisać coś konkretnego o gameplayu, co nie sprawi, że gra będzie sprawiała wrażenie prostego „naciśnij X by zrobić rzeźnię” – jeżeli ktoś miał styczność z jakąkolwiek grą z słowem Warriors w tytule, to wie jak wygląda rozgrywka.
Brzmi łatwo i tak w większości przypadków takie właśnie jest.
Cała trudność w Fire Emblem Warriors polega na tym by wiedzieć w którym miejscu dokonywać sieczki tak, by w międzyczasie wróg na zajął bazy/nie zrobił czegoś innego, co zagwarantuje mu zwycięstwo.
Fire Emblem Warriors w pigułce.
Historia przedstawiona w grze nie jest ambitna, nie jest zaskakująca i tak naprawdę to dobrze robi tylko dwie rzeczy: istnieje i daje sensowne wytłumaczenie faktu czemu w jednym miejscu 23 postacie pochodzące z różnych epok, rejonów, a nawet światów.
Sama walka ma w sobie coś hipnotyzującego – po krótkiej chwili wstępu po prostu idziesz przed siebie i robisz swoje. Nie zauważasz potem jak mija jedna, druga, dziesiąta, piętnasta misja. Znużenie może się pojawić – ale w takiej sytuacji będzie to najpewniej oznaczać, że Fire Emblem Warriors nie było dobrym wyborem, jeżeli chodzi o zakup.
Fire Emblem Warriors zostało wydane też na konsolę New Nintendo 3DS, ale nie mam żadnego pojęcia o tym jak się na niej sprawuje. Natomiast na Switchu jest niemal idealnie – gra jest płynna, ewentualne utraty płynności się zdarzają wyłącznie przy uruchamianiu ataków specjalnych grając w trybie przenośnym. Przy graniu stacjonalnym twórcy dają wybór: 30 FPS i rozdzielczość 1080p albo do 60 FPS i 720p. Poniżej filmik okazujący różnice między jednym a drugim.
Fanserwis
Powyższy opis pasowałby tak naprawdę do wszystkich gier z serii Warriors. To co wyróżnia i znacznie poprawia formułę serii w Fire Emblem Warriors to elementy zaczerpnięte z tytułowych gier taktycznych.
Rozwój postaci jest znacznie bardziej zaawansowany w porównaniu do typowego Musou. Wybieramy jakie ataki i jakie pasywne zdolności dana postać odblokowuje. Drzewa rozwoju co prawda się dublują miedzy postaciami, ale mimo to wyglądają bardzo przyzwoicie.
Możemy łączyć postaci ze sobą w pary. Wtedy od czasu do czasu druga postać w parze osłoni tę bezpośrednio sterowaną przed atakiem i pomoże jej w wykonywaniu ataków specjalnych. Oprócz tego taka para szybciej nawiąże ze sobą znajomość.
Pomijając różne rozmowy między postaciami, to zgranie dwóch postaci objawi się otrzymaniem specjalnego przedmiotu, który pozwoli odblokować przydatne umiejętności.
Oprócz tego ponadprzeciętnie rozbudowany jest motyw sterowania swoimi wojskami na mapie – oprócz typowego dla serii „Idź” i „Stój tutaj” są też inne możliwości, w tym eskortowania danej postaci, podczepienie się do niej jako wsparcie, uzdrowienie, czy też wypuszczenie jej na swobodne działania na całej mapie.
Do tego trzeba pamiętać o tych wszystkich małych pierdołach, które docenią tylko fani serii Fire Emblem – efekty dźwiękowe są zapożyczone z gier. Jeżeli w misji dominującym elementem są motywy z Fire Emblem Fates, to dźwięki w menu będą z Fates. Dźwięk towarzyszący wbiciu nowego poziomu przez postać? To samo. Drobniutkie szczegóły, ale bardzo pozytywnie wpływające na odbiór przez kogoś, kto ugrał swoje w gry z serii.
Szczególnie widać to po ścieżce dźwiękowej – utwory w tle to albo jawne zapożyczenia, albo inne aranżacje znajomych melodii. Przykład poniżej.
https://www.youtube.com/watch?v=wdfX07KNra0
Podsumowanie
Nie widzę powodu by ktoś wymagający ambitnej rozrywki sięgnął po Fire Emblem Warriors – gra zaczyna sprawiać większą trudność dopiero po zakończeniu głównej linii fabuły i kilku aktów pobocznych.
Trudno jednak znaleźć drugą grę na Nintendo Switch, w którą można zostać tak bardzo wchłoniętym*. Jest coś urzekającego w rytmicznym klepaniu w klawisze i bieganiu z miejsca na miejsce by było po co to robić. Zwłaszcza, że to wydanie, zarówno pod względem wykonania jak i samego zamysłu jest pierwszorzędne.
Fani Fire Emblem natomiast wypróbować Fire Emblem Warriors chociażby z powodu fanserwisu obecnego w grze – Koei Tecmo zrobiło bardzo dużo by fani serii czuli się jak u siebie w domu.
Najogólniej to z czystym sumieniem polecam jako narzędzie do wyluzowania.
Chcecie wiedzieć coś więcej? Zapraszam do komentowania poniżej!
*Stardew Valley działa podobnie. Ale tam zamiast dokonywać masowego mordu, to dokonuje się masowego podlewania grządek.
P.S – Season Pass
Zapomniałem to napisać, a to w miarę istotne.
Do Fire Emblem Warriors można zakupić Season Pass. W przeliczeniu na złotówki kosztuje 80 złotych i jest, delikatnie mówiąc, opłacalny. Tak przynajmniej sugeruje zawartość pierwszego wydanego DLC, które dodaje trzy nowe grywalne postaci i kolejne trzy akty pobocznych historii.
TYLE WROGÓW DO UBICIA <3