W chwili gdy to piszę, to jestem dość świeżo po obejrzeniu prezentacji Pokemon Direct, która poza przedstawieniem bardzo sympatycznego remake’u na Switcha pokazała nam co innego.
Że twórcy serii Pokemon w końcu wyszli z jaskini, której nie opuszczali od ostatnich lat.
Pogadajmy o tym, czy dobrze, że tak się stało.
Świt DLC
(Wcale nie taki lol)content
W trakcie Pokemon Direct zostały zapowiedziane dwa dodatki do Pokemon Sword bądź Shield.
Pierwszy, Isle of Armor, ma zostać wydany w czerwcu 2020 roku. Drugi, The Crown Tundra, ma zostać wydany jesienią tego samego roku.
Zawierać one będą:
- dwie duże nowe lokacje do zwiedzenia
- nowe Pokemony do złapania, w tym nowe legendarne stwory
- nowe formy, zarówno starych, jak i nowych pokemonów
- dużo starych Pokemonów do złapania (ale to będzie dostępne też dla ludzi bez wykupionego DLC, więc chyba się to nie liczy)
- lokacja Dojo, gdzie będzie można brać udział w walkach z nałożonymi ograniczeniami i specjalnymi zasadami (szczegóły nieznane)
- nowi rywale
- więcej „kosmetyki” pokroju ciuchów i fryzur dla postaci kierowanej przez gracza
- powrót możliwości wytwarzania Pokeballi z Apricornów (coś, czego nie było w grze od 2001 roku)
To wszystko będzie w, pierwszych w historii serii, dodatkach do gier z „głównej” serii Pokemon.
Tłum „szaleje”
Oczywiście jakieś reakcje fanów musiały być. Przyjrzałem się im. Głównie negatywne, bo „OMG DLC” . „Pieniądze chcą, a ja już grę kupiłem”.
Z dłuższych rzuciło mi się w oczy takie zdanie: „Walą ludzi jak tylko można… Po przejściu SS wraz z żoną stwierdziliśmy że to gnioty niewarte swojej ceny i hałasu dookoła produkcji. Jak dla mnie chyba czas pożegnać się z pewnym etapem w życiu, i wyprzedać całość kolekcji wraz z sentymentem”.
Ogólnie, to ludzie mają wrażenie bycia, mówiąc kolokwialnie, odymanym, Pytanie brzmi: czy słusznie?
Mieliśmy to wcześniej i gorzej
Zobaczymy ile słów będę potrzebował by przedstawić to, jak bardzo wcześniej fani Pokemonów byli przez Game Freak naciągani na kasę.
Wcześniej
Początkowo chciałem napisać, że pierwszym przypadkiem, kiedy twórcy serii Pokemon bezczelnie kazali fanom płacić za więcej tego samego był przypadek Pokemon Yellow. Dość szybko jednak ogarnąłem, że tam jeszcze to miało sens – gra trafiła na nowszą wersję konsoli z kolorowym ekranem.
Pierwszym przypadkiem, kiedy Nintendo wypuściło de-facto DLC do swojej gry był przypadek Pokemon Crystal.
Wydana na terenie Europy w listopadzie 2001 roku była trochę bardziej rozbudowaną wersją gier Pokemon Gold i Silver wydanych miesiące wcześniej.
Później sytuacja się kilkukrotnie powtórzyła – Game Freak wydawało lekko zmodyfikowane edycje gier wypuszczonych chwilę wcześniej.
Czasem zmiany były większe, jak zupełnie nowa historia w Pokemon Black&White 2. Ale za każdym razem te zmiany były wycenione na równowartość nowego tytułu na dany sprzęt.
Gorzej
I tu właśnie pojawia się motyw złego traktowania – patrząc na to z perspektywy cenowej Game Freak postępował wobec graczy znacznie gorzej niż postępuje zapowiadając DLC do Pokemon Sword/Shield.
Nie udaje mi się wrócić pamięcią do przypadku, kiedy ktoś kupujący „bazową” odsłonę gry (Pokemon Ruby/Sapphire) mógłby uzasadnić inaczej niż kolekcjonerstwem zakupu wersji bardziej rozbudowanej (Pokemon Emerald) w standardowej cenie rynkowej. A tak to właśnie wyglądało.
W przypadku DLC do Pokemon Sword i Shield nie dość, że deklarowanego contentu ma być stosunkowo dużo w porównaniu do wcześniejszych „samodzielnych dodatków” do gier z serii, to jeszcze wycena ma być bardziej racjonalna.
Pokemon Sword w wersji pudełkowej kosztuje, w chwili powstawania wpisu, od 199 do 209 złotych w sensownych sklepach.
DLC kosztuje 120 złotych za dwa pakiety dodatków, które się pojawią do końca roku.
Gdyby Game Freak zachował się tak, jak to robił przez poprzednie 20 lat, to otrzymalibyśmy zamiast tego lekko zmienioną odsłonę serii, zawierającą jakąś niewielką cześć contentu z deklarowanych DLC za 209 złotych, sprzedawaną jako pełnoprawny nowy tytuł.
Jeżeli to nie jest naciągactwo, to co nim jest?
Game Freak, dlaczego?
Jestem człowiekiem wiary w ludzkie dobro. Dlatego pozwolę sobie przyjąć, że Game Freak w żadnym z przypadków w swojej historii nie zrobił tego tak, jak podejrzewa (czy wręcz stwierdza) strasznie głośna część internautów.
Chodzi oczywiście o regularne, kretyńskie oskarżenia o to, że kastrują swoje gry z zawartości, by potem sprzedawać to osobno i zarobić jeszcze więcej.
W każdym tego typu przypadku o wiele realniejsze jest wytłumaczenie, że jakieś elementy gry nie mogły być dokończone na czas z powodu presji czasu/napiętego budżetu/”zmęczenia materiału” w formie zajechanych pracowników studia.
W dawnych czasach opcje były trzy:
- mieć te elementy gdzieś
- zachować je na potrzeby kolejnych odsłon z serii
- wykorzystać środki i czas uzyskany dzięki premierze „bazowej” gry na stworzenie wersji „reżyserskiej”.
Game Freak wybrał za każdym razem opcję numer trzy. A w związku z tym, że w dawnych czasach DLC jako tako nie funkcjonowało, a konsole od Nintendo nie pozwalały na żadne formy „dodatków” do gier, to jedynie wypuszczanie pełnych gier było technicznie możliwe.
Jeżeli chodzi o finanse, to wiadomo – dystrybucja pudełkowa rządziła się swoimi prawami, schodzić z ceny się nie opłacało, bo zyski byłyby żałosne i całkowicie nieadekwatne do wkładu pracy.
Przewijamy do czasów współczesnych. Analogiczna sytuacja – nie wyrobiliśmy z wszystkim co chcieliśmy na premierę gry. Trzy opcje tym razem to:
- olać
- zachować na potem
- dokończyć i wypuścić jako opcjonalne dodatki do ukończonej gry
Ponownie, opcja trzecia. Która dzięki rezygnacji z dystrybucji pudełkowej stała się również bardziej ekonomiczna, jak wspomniałem wyżej. Dodatkowo też jest lepsza, na dłuższą metę, wizerunkowo.
„Rozwijamy Pokemon Sword/Shield i dajemy wam możliwość wydłużenia czasu gry za stosunkowo niewielkie pieniądze jeżeli wam ciągle mało” brzmi o wiele lepiej niż „Olaliśmy grę po premierze. Za to zrobiliśmy nową, niemal identyczną i będziemy ją znowu wam wciskać za pełną kwotę”. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę, że nawet najbardziej pozytywne recenzje gry mówią o tym, że Pokemony bardzo poważnie potrzebują większych zmian, niż oferuje Sword i Shield. Że to dobra odsłona serii, ale nie biorąc pod uwagę sprzęt na który została wydana i inne tytuły na niego.
Patrzenie na screenshoty z Sword/Shield i granie chwilę potem w Xenoblade Chronicles 2 wywołuje u mnie wątpliwości – to na pewno gra na tą samą konsolę? Od tego samego wydawcy (Nintendo)? Teoretycznie zbliżone gatunkowo (obie są teoretycznie jRPG)? Nie czuję tego.
No, ale podsumowując – mimo tego, że na pierwszy rzut oka wygląda to tragicznie, to na dłuższą metę jest to o wiele bardziej racjonalne i uczciwe wobec graczy zachowanie.
W związku z tym uważam, że niezbyt jest się o co pluć.
A to, że jeżeli ktoś do teraz nie był przekonany do zakupu gry, to dalej nie będzie powodu to zupełnie inna sprawa.
2 odpowiedzi na “O tym jak Game Freak dorosło i odkryło DLC.”
Oglądałem Pokémon Direct na żywo i moją pierwszą reakcją na Expansion Pass było parsknięcie i myśl „no chyba ich Arceus opuścił”. Ale zaraz po tym wjechała prezentacja zmian i nowych rzeczy. Siadłem na spokojnie, przekalkulowałem i w zasadzie mam taki sam wniosek jak Ty – połowa ceny pudełkowej za coś, co rzeczywiście daje coś nowego, a nie tylko poleruje starą kupę w sreberku. To krok w dobrym kierunku.
Zdaję sobie sprawę, że Pokémon Sw/Sh to nie jest gra, na którą fani czekali. Są rzeczy, które należało wręcz zrobić lepiej i wymieniać można je długo – chociażby bardzo dokuczliwy system gry online (mógłbym na ten temat pisać ogromne diss-poematy). Ale zmiana podejścia na bardziej dzisiejsze przez wartościowe moim zdaniem DLC daje mi jednak nadzieję, że zmierza to w dobrym kierunku.
Może to kwestia tego, że sam jestem programistą i jestem w stanie znacznie więcej wybaczyć, bo wiem co ci ludzie czują. Tymczasem zagłosowałem portfelem i mogę popylać w stroju Pikachu lub Eevee. 😉
To samo.
Dziwi mnie bardzo, że pomyje wylewane są teraz, a przy okazji premiery Ultra Sun/Ultra Moon przeszło bez większego echa, że dostajemy tę samą grę poszerzoną o dodatkowy content. I trzeba płacić drugi raz.
I chyba nawet kupię te DLC do S/S od razu na premierę, podczas gdy Ultrasy czekały do jakiejś większej promocji.