Kategorie
Film/Animacje

Geralt z Rivii znów to zrobił.

Wiedźmin pojawił się po raz pierwszy w 1986 roku, jako bohater opowiadania opublikowanego w miesięczniku „Fantastyka”. Chyba się spodobało, bo potem się dorobiliśmy ośmiu książek o Geralcie, dwóch seriali, czterech* gier i o tym pamiętam z marszu.

W tym wpisie Wiedźmin nie wjeżdża od strony bramy, tylko odjeżdża lasem w diabły

Polscy fani fantastyki rozkochali się w historii Geralta z Rivii, Yennefer z Vengerbergu i Ciri za sprawą twórczości Sapkowskiego. Potem to samo spotkało graczy za sprawą produkcji od CD Projekt Red. Czy serial od Netflixa ma szansę to powtórzyć odnośnie „zwykłych” ludzi i miłośników bingewatchingu?

Fajności

Aktorzy

Wiele osób podchodziło z wielką wątpliwością do tego jak poradzą sobie aktorzy wybrani do odgrywania głównych ról, czyli Geralta, Yennefer i Ciri.

Niesłusznie – Henry Cavill jako tytułowy Wiedźmin bardziej wiedźminem być nie mógł. Mrukliwy, niezbyt rozmowny, szorstki w obyciu.

Wiedźmin Geralt Plakat
Jaki jest Geralt, każdy widzi

Podobne wrażenie odnoszę przy Yennefer i Ciri.

Ta pierwsza, grana przez Anyę Chalotrę wygląda jakby ją ktoś wyrwał z książki i dość skutecznie pokazuje wszystkie istotne cechy charakteru Yennefer.

Wiedźmin Yennefer plakat

Ciri w pierwszym sezonie Wiedźmina głównie zajmuje się uciekaniem i byciem dzieciakiem, więc trudno ocenić. Ale wygląda księżniczkowato. Tylko oczy mogłaby mieć bardziej zielone, by nikt nie narzekał, że w książce było „szmaragdowo-zielone” a tutaj tylko zwyczajne błękitno-zielonawe.

Wiedźmin Ciri

Jaskier, który w tej adaptacji Wiedźmina nazywa się Jaskier (a nie Dandelion)? Na pewno ładniejszy i bardziej łotrowaty od Zamachowskiego, który grał go w polskiej wersji serialu. No i jego piosenka jest przegenialna.

Jej tekst to umiarkowany spoiler. Umiarkowany, bo wszyscy wiemy, że każdy dobry bard opowiada dobre historie, niekoniecznie prawdziwe.

Inne ważniejsze postaci również bez żadnych większych ani istotnych uwag. Jest po prostu dobrze. Mimo półtorej seansu serialu nie udało mi się zauważyć i zapamiętać czegokolwiek, co wywołałoby u mnie jakieś złe wrażenia.

Wizualia

Jak już odjechałem od gry aktorskiej wyżej, to pogadajmy o tym w czym biegają i z czym się spotykają.

Stroje wyglądają dobrze. Zwyczajnie dobrze. Wierzę w to co widzę. Czyli praca wykonana prawidłowo, ale też nie wywołująca jakiejś konkretniejszej reakcji.

Mieszane uczucia wywołują jedynie zbroje Nilfgardczyków, które są zwyczajnie dziwaczne.

Wiedźmin Cahir w zbroi z czesanego betonu

Jasne, dostaliśmy wytłumaczenie od showrunnerki serialu, ale i tak moje oczy protestują przeciwko temu widokowi.

Historia…

Mówimy tutaj o adaptacji, więc z trudem przychodzi mi śpiewanie pieśni pochwalnych o historii. Chyba, że znów podziękujemy Andrzejowi Sapkowskiemu za to, że napisał coś ciekawego.

Jakby nie patrzeć bez tego nie byłoby teraz co oglądać.

Wiedźmin Yennefer rzucające zaklęcie

…i zmiany w niej.

Zwłaszcza, że oryginalna twórczość przeszła na ekrany telewizorów/tabletów/smartfonów/komputerów w stanie znacznie niezmienionym.

Znaczy się – oczywiste jest to, że dialogi zostały poprzycinane wraz z częścią wątków. W przeciwnym razie podejrzewam, że te same historie, które opowiedział nam pierwszy sezon Wiedźmina zajęłoby miejsce dwóch, jak nie więcej.

Oczywiście w ramach tego scenarzyści musieli dokonać dalszych korekt historii, tak by wszystko trzymało się całości. Jako, że nie jestem jakimś fanatykiem „czystości” adaptacji, to nie miałem problemu z nowymi postaciami wprowadzonymi do historii czy kastracji (inaczej tego nie określę) niektórych wątków z opowiadań.

Wiedźmin Ciri w Brokillionie

Zostało mi to wynagrodzone przez fakt, że całość historii dalej była spójna i jednocześnie nie otrzymałem dokładnie tej samej historii.

Zupełnie nowe wątki

W zbiorach opowiadań na bazie których powstał pierwszy sezon Wiedźmina obecność Yennefer i Ciri była znacznie mniejsza. W związku z postanowieniem, że ich role od razu będą pierwszoplanowe, to trzeba było ich wątki „stworzyć”.

To posunięcie było genialne – rozwinięcie historii Yen z jednego zdania w książce do całego origin story, do tego osadzonego sensownie w całości historii to zwyczajne cudo.

Wiedźmin Aretuza
A tu się dzieje większość akcji wątku. Widoczek na tyle piękny, że nie mogłem sobie pozwolić na jego niewrzucenie do wpisu

W przypadku Ciri konieczne było pozmienianie chronologii wydarzeń, dopisanie kilku nowych postaci i wątków… ale dzięki temu mogliśmy poznać Cirillę dużo szybciej i bardziej niż pozwalałaby na to wierna adaptacja.

(Rzekome) problemy

Dylatacja czasu

Zakrzywienie czasoprzestrzeni, albo mówiąc bardziej brutalnie, totalny chaos i zamęt w prowadzeniu historii.

To jest mój jedyny realny problem z tym serialem. Mamy wątki trzech głównych bohaterów. Śledzenie ich, samo w sobie, nie jest problematyczne. Byłoby jednak o wiele prostsze, gdyby te wątki były ze sobą jakoś powiązane czasowo.

Każdy z odcinków pierwszego sezonu dość swobodnie skacze między wydarzeniami odległymi od siebie o dziesiątki lat. Sprawia to, że oglądanie Wiedźmina wymaga nienaturalnie dużo uwagi jak na dzisiejsze standardy.

Wiedźmin Pojedynek z Strygą Pochodnia
Tak powinny kończyć osoby, które oglądają na pół gwizdka, a potem narzekają na niezrozumiałą historię

Piszę dzisiejsze, bo jak taki Quentin Tarantino nakręcił w 1994 roku Pulp Fiction, gdzie mamy osiem historii rozrzuconych swobodnie na osi czasu, to nikt nie robił wielkiego problemu z konieczności „połączenia kropek” w własnym zakresie. Bezsens.
Ponoć Westworld jest jeszcze bardziej skomplikowane pod tym względem. Ale to, że dowiedziałem się o tym tylko dlatego, że jest on przywołany jako przykład w aktualnej dyskusji o tym czy seriale mogą i powinny być achronologiczne. W recenzjach po premierowych nie widziałem narzekań na taką konstrukcję historii.

Podwójne standardy, lenistwo, czy postępująca nieogarniętość?

Pełnokrwiste fantasy z tłumaczeniem na pół gwizdka.

Serial Wiedźmin od Neflixa jest na bazie powieści fantasy pełną gębą. Takiej dość mocno odbiegającej od kanonów. Mimo tego narracja nie bierze jeńców i przedstawia nam wszystko bez większych wyjaśnień.

Geralt w pierwszym odcinku zabija kikimorę, mimo tego, że zlecenie wywieszone przez burmistrza jest na graveira. Tą pierwszą zobaczycie, tego drugiego? Niezbyt.
Nazwy własne z którymi, myślę, 97,5% oglądających nie miało żadnej styczności i które rzeczywiście mogą być dość trudne do zrozumienia.

Wiedźmin od Netflixa ma jednak zwyczaj pokazywania tego o czym mówi, co sprawia, że przy odrobinie dobrej woli, uwagi i jakiegoś bazowego zrozumienia motywów z gatunku fantasy możemy uzyskać dostatecznie dużo wiedzy by nie czuć się jak skończony głupiec w trakcie seansu.

Rzeczywista ocena Wiedźmina od Netflixa

To jest zwyczajnie dobre.
Ot tyle – kompetentna adaptacja zbioru opowiadań na formę serialu, która zostawiła z materiału źródłowego większość „mięsa”, przebudowując niektóre wątki tak, by bardziej pasowało do formy serialu. Na całe szczęście nic z mojej napisanej ponad roku temu listy rzeczy, które mogą pójść nie tak się nie spełniło.

Zawsze mogła wyglądać lepiej, ale to można powiedzieć o wszystkim, zawsze. Ósmy sezon Gry o Tron mógł na pewno (ale to akurat bezdyskusyjne).
Takie zdania mógłbym napisać o prawie każdy aspekcie tego serialu. Ale jest za to jedno, które napisać mogę z kompletną czystością sumienia:

Mimo wielu „ale…” z całego serca polecam seans Wiedźmina.
Te osiem godzin spędzone przed telewizorem to czas dobrze wykorzystany.
Nie mogę się doczekać kolejnego sezonu, mimo tego, iż z dużą dozą prawdopodobieństwa wiem (tak samo jak inne osoby po lekturze Sagi o Wiedźminie) jak potoczy się historia. Mniej więcej.

Wiedźmin Geralt zakrwawiony
Cenzuralna ilustracja mojego oczekiwania na drugi sezon Wiedźmina
Wiedźmin Geralt says fuck
Niecenzuralna ilustracja mojego czekania na kolejny sezon serialu

P.S – osoby mające problem z taką, a nie inną formą, treścią i ewentualnymi przesłaniami serialu proszę o połączenie dwóch rzeczy: faktu, że Andrzej Sapkowski był konsultantem w trakcie nagrywania serialu i tego podsumowania jego twórczości.

3 odpowiedzi na “Geralt z Rivii znów to zrobił.”

Mnie strasznie mierziło jak stworzyli postać Triss Merigold. Za cytatem z wiki: „Znakiem rozpoznawczym Triss były długie, kasztanowe włosy, połyskujące złotem. Piękne i bujne, nosiła zawsze rozpuszczone”. W serialu mamy typową cygankę.

Jednakże sam serial był przyjemny do oglądania. Pracę wykonaną przez ekipę oceniam bardzo dobrze. Może trochę za dużo widowiskowych walk, które pewnie zjadły budżet, a za wiele nie wnosiły, jednak w gąszczu pysznego mięska da się wybaczyć.

Ciekawym zabiegiem było pokazanie w serialu rzeczy, które w książkach są tylko wspomniane – w tym bitwa pod Sodden. Nie wiem jak te dodatki oceniać, ale skoro sam Sapkowski przy tym pomagał, to nie mam nic do dodania.

Ja głównie się martwię, że takie odbiegnięcie od tego jak wyglądała w książce może zmniejszyć jej rolę.
Ogólnie jak czytam jak co po niektórzy płomiennie (by nie użyć gorszych określeń) reagują na ten fakt, to cieszę się, że ja nie z takich. Takim ludziom musiało się bardzo źle oglądać ten serial XD

Podejrzewam, że te bajery to pokłosie tego, że żyjemy w świecie po Grze O Tron, gdzie 3/4 budżetu szło w dwie/trzy grubsze walki w sezonie. Trochę smutek, ale przynajmniej było co oglądać.

I to poszerzanie wątków mi się bardzo podobało. Kiedy się czytało o Bitwie pod Sodden, w której wszyscy mówili, że OMG, CZARODZIEJE W BITWIE, ŁAŁ, to chciałoby się to zobaczyć, mimo efektywnego braku opisu w książce. No i dostarczyli.
Lepszym hitem i tak było origin story Yen, które powstało na bazie, tak właściwie, dwóch zdań z książki (i strzępów zapożyczeń z jednego z opowiadań, ale ciiii) 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *