Kategorie
Gry Nintendo

Cooking Simulator na Switcha jest trochę niedopieczony

Jakiś czas temu dostałem w swoje ręce tę grę. Przyjąłem ją trochę jako wyzwanie, zarówno pod względem growym jak i pisarskim.

Ogólnie, to trochę się podjarałem tematem jak przyszło co do czego.

Ciekawiło mnie niezwykle jak gra, opierająca 90% swojego gameplayu o symulację fizyki, poradzi sobie na Nintendo Switch. O ile w ostatecznym rozrachunku ją polecę (czego dowodem jest chociażby to, że ten wpis czytacie) tak nie obędzie się bez uwag i ostrzeżeń.

W związku z tym – zapraszam do czytania stołu!

Oświadczenie – kod do Cooking Simulator w wersji na Nintendo Switch dostarczył wydawca gry – Forever Entertainment. Dwa zrzuty ekranu również pożyczyłem z ich materiałów prasowych, bo nie umiem aż takiego burdelu robić.

Poważne życie zawodowego kucharza jest paskudne.

Tryb fabularny gry polega na tym, że dostajemy pod nasze rządy restaurację bez gwiazdek, ocen, sprzętów ani racji bytu i mamy z niej zrobić coś wartościowego.

Jak? Oczywiście przygotowując zamówienia, uzupełniając asortyment, ucząc się nowych przepisów i rozwijając umiejętności niczym w jakiejś grze RPG. I tak z dnia na dzień, aż dopóki nie osiągnie się upragnionego wyniku pięciu gwiazdek.

Problem jest jednak taki, że nie jest to ani łatwe, ani jakoś specjalnie przyjemne. Gdy dodamy do gameplayu konieczność zarządzania dość ograniczonymi środkami, presję czasu i dość konkretne wymogi odnośnie jakości posiłku, to robi się dość trudno. Chwilami nawet zbyt trudno, przez co czułem słabiej entuzjazm do działania, a dość silną presję. Zwłaszcza w sytuacji gdy wiedziałem, że jestem dwa średnio udane dania od bankructwa.

Prowadzenie własnej gastronomii w prawdziwym świecie musi być paskudne.

Ale uczy wiele (ale niekoniecznie dość)

Ale w zamian za to nie ma lepszego tutoriala – opisany powyżej tryb fabularny pomaga zrobić kilka pierwszych potraw i tłumaczy wiele mechanizmów odnośnie sterowania w grze. Jest to absolutnie konieczne, nawet w trakcie grania „dla beki”, co zresztą gra uwielbia regularnie powtarzać.

Cooking simulator - tutorial

Ale nie wszystko, wiele rzeczy na początkowym etapie gry trzeba rozgryźć samemu, często robiąc przy tym niewiarygodny bałagan. Przykładowo wlewając przypadkiem cały garnek zupy do talerza.

Zresztą, pod tym względem nawet najlepszy tutorial nie pomoże, bo sterowanie padem w Cooking Simulator nie jest zbyt precyzyjne. Nie wiem czy to przypadłość wyłącznie wersji Switchowej tej gry, ale po tych kilku godzinach spędzonych na intensywnych graniu wiem, że na pewno chciałbym móc w to grać z użyciem klawiatury i myszki. Wtedy jednak, podejrzewam, że było za łatwo. A za łatwo w tym przypadku oznacza za nudno i za mało śmiesznie.

W tym przypadku jest to dość istotne – okazuje się bowiem, że śmieszność jest przyprawą, która idealnie pasuje do tej gry.

Niepoważne życie amatorskiego dewastatora kuchnii jest spoko.

Jest tak głównie dlatego, że w momencie kiedy uruchamiamy tryb sandboksowy, to możemy skupić się całkowicie na najfajniejszym elemencie gry, jakim jest gotowanie. I ten element jest bardzo udany, o ile przyjmiemy do wiadomości, że nie wszystko nam się uda.
Krojenie? Nie będzie równo, możemy próbować, ale nikt nie zagwarantuje sukcesu.
Wizualnie ładne układanie potraw? Prawdziwy sport ekstremalny!
Cooking Simulator to jest jedna z tych gier, gdzie brak przewidywalności, pewności oraz precyzji sterowania wydaje się być zamierzony dla efektu komediowego.

Cooking simulator - dynia
Chociaż czasem jak już coś wyjdzie, to jest szok 😀

Wywołuje to dwie możliwe reakcje – perfekcjoniści nie mają co tutaj szukać – rozgrywka będzie ich niewiarygodnie frustrować. Cała reszta? Będzie się prędzej śmiać z efektów eksperymentów kulinarnych. I to odbieram jako główny cel gry – zabawę w kuchnii. Możliwość zalania całej kuchni barszczem, co nie jest najlepszym pomysłem w prawdziwym życiu, ale w Cooking Simulator jest całkiem kuszącym pomysłem. Układanie dania na talerzu przez rzucanie w niego? W prawdziwym życiu brzmi jak zapraszanie sanepidu. W tej grze? Potencjalnie dobry pomysł.

Możliwości w trybie sandboksowym są nieskończone i przez to im dalej jesteśmy od trybu zawodowego kucharza, tym lepiej dla rozgrywki.

Cooking simulator - dart
Na żywo tak dobry w darta nie jestem

Niedopieczone mięcho

Wszystko wskazuje na to, że Cooking Simulator zostało przeniesione na Nintendo Switch z jednym podstawowym zamysłem – „nie musi być ładnie, musi być płynnie”. Czuć i widać, przez większość czasu.

O ile możemy spokojnie powiedzieć, że ta gra nie jest najładniejszym portem w historii konsolki od Nintendo, tak muszę przyznać, że działa dużo lepiej niż bym się spodziewał. Zwłaszcza przy tej ilości obliczeń fizycznych, jakie muszą się odbywać, przykładowo przy rzucaniu cebulą w talerz.

Zwykle Cooking Simulator utrzymuje stałą płynność i jakość grafiki.
Problem jest jednak taki, że przycina się i marnieje pod względem rozdzielczości w dość niespodziewanych chwilach i raczej w trudnych do powtórzenia okolicznościach. Wydaje mi się, że zdarzało się to trochę częściej gdy zmienimy wystrój kuchni. Ale tak jak mówię – te sytuacje są chaotyczne i dzieją się „bo tak”. Przechodzą również „bo tak”. Nie zdarzyły mi się zbyt często, ale jednak na tyle by o nich wspomnieć.

Przykłady na to, że fizyka w trakcie gry świruje już widzieliście, chociażby w trakcie procesu tworzenia burgerka, ale, jak pisałem wyżej, traktuję to bardziej jako funkcjonalność, niż błąd. Nie ma co się doszukiwać przesadnego realizmu.

Zresztą, nie tylko sama fizyka, ale i rzeczywistość potrafi ześwirować – jeżeli w trybie „piaskownicy” zaczniecie rzucać dyniami po całej kuchnii, to w pewnym momencie część „piłek” może wam zniknąć. Jest to zapewne jakieś zabezpieczenie przed zniszczeniem wszystkich struktur i przeciążeniem pamięci/procesora/czegoś innego w Switchu.

Inną rzeczą, która może stanowić dla wielu osób problem są czasy ładowania. Uruchomienie nowej partii trwa dłuższą chwilę.

Ocena krytyka (kulinarnego)

Trudno jest mi potraktować Cooking Simulator jako pełnoprawne danie główne, którym można się rozkoszować przez długi czas. Za to świetnie się nadaje jako przekąska między kolejnym pełnoprawnym posiłkami.

Tylko pamiętajcie o zachowaniu czystości w trakcie robienia posiłku i gdy będziecie jeść!

Oprócz tego nadaje się jako źródło pomysłów na obiad (zawsze można jakąś potrawę spartolić w grze, a potem zrobić w prawdziwym życiu). Może też być samodzielnym generatorem głupawki (do teraz się cichram jak sobie przypominam robienie burgera).

Sama wersja Switchowa, umówmy się, nie jest cudem gamedevu, ale jest na tyle dobra by nie powodować nerwicy i jednocześnie na tyle poprawnie wykonana, by nie wywołać ani okrzyków radości, ani jęków zażenowania.

Najuczciwiej będzie powiedzieć, że nie odradzam tej gry. Jeśli kogoś kręci perspektywa wirtualnego przewracania burgerów, gotowania barszczu i mielenia składników na gazpacho – wszystko przy świadomości, że cholera wie co się stanie po drodze? Niech bierze!

Tylko powtórzę jeszcze raz – to nie jest poważna gra i nie można jej traktować serio. Z tego też powodu ta recenzja jest pobłażliwa wobec wielu niedoróbek technicznych i gameplayowych. W tym przypadku określenie „it’s not a bug, it’s a feature” powinno znajdować się na ekranie głównym.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *