Ktoś już ma dość Chrome’a? Bo ja pomału tak. Na całe szczęście na horyzoncie pojawiło się coś potencjalnie bardzo interesującego. Vivaldi to nie tylko kompozytor. Vivaldi to widoczna na horyzoncie przeglądarka internetowa, która strasznie mi coś przypomina.
Na razie jest to tylko wersja rozwojowa, ale już warto o niej wspomnieć. A jak zostanie ukończona, to wiele osób będzie mogło poważnie pomyśleć nad zmianą przeglądarki.
Przyznam się wam szczerze, że początkowo chciałem zrobić bezczelnego trolla – tekst opublikować pod kategorią muzyka i przez 150-200 słów pisać o Antonio Vivaldim i jego twórczości, by dopiero wtedy przejść do rzeczy.
Doszedłem jednak do wniosku, że mi się nie chce i zamiast tego, bez robienia dziwnych akcji przejdę od razu do rzeczy. Na pamiątkę chorego pomysłu, który nie przeszedł do realizacji zostawię wam trochę muzyki, na „odchamienie”.
To teraz coś z zupełnie innej beczki
[divider type=”thin”]
Vivaldi jest czymś pięknym.
Wszystkie najpopularniejsze dziś przeglądarki internetowe wyglądają jak Chrome. A jak nie „jak Chrome”, to chociaż „na tyle podobnie do Chrome’a, że trzeba spojrzeć na logo by upewnić się, co to za przeglądarka jest”. Z Vivaldi jest podobnie. Ale tylko trochę. Ta przeglądarka odeszła od schematu w dobrą stronę.
[alert type=”warning” close=”false”]Poniższy tekst powstał w oparciu o przeglądarkę w wersji 1.0.142.32. Jest realna szansa, że w chwili gdy czytacie ten wpis pojawiła się nowa wersja, a w niej coś uległo zmianie.[/alert]
Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, to strona szybkiego wybierania, którą widzieliście przed chwilą na zrzucie ekranu. Wygodne rozwiązanie, w którym wszystko co potrzeba mamy pod ręką. Dodawać strony można w nieskończoność.
A jakby tego było mało, to możemy zawsze pogrupować strony w katalogi. Wtedy możemy bez problemu, za pomocą dwóch kliknięć otworzyć całą grupę. Dla kogoś, dla kogo dzień bez „prasówki” składającej się z Kwejka, Demotywatorów, 9gaga i innych to dzień stracony, jest to idealne rozwiązanie.
Jedną z rzeczy, która wyróżnia przeglądarkę Vivaldi to pasek boczny z kilkoma opcjami. W Vivaldi (Vivaldim?) mamy bardzo łatwy dostęp do naszych zakładek.
W końcu będę miał powód by zrobić w nich porządek.
Oprócz tego w panelu bocznym mamy cały czas pod ręką do listy ściągniętych plików, notatek oraz swoich kontaktów. Te ostatnie się przydadzą, gdy do funkcji Vivaldiego dołączy obsługa skrzynek e-mailowych.
Oczywiście, jeżeli komuś ten pasek do niczego się nie przyda, to można go schować za pomocą jednego kliknięcia.
To co można robić z kartami w tej przeglądarce to prawdziwa bajka!
Nie ma żadnego problemu by kilka kart zgrupować pod jedną, oszczędzając tym samym miejsce na pasku. Albo by utrzymywać porządek w swoim „chaosie twórczym”.
Cztery karty, a na pasku dalej idealny porządek. Dla porównania zrzut ekranu z Chrome’a w chwili kiedy tworzę ten wpis. Po tym jak zamknąłem zbędne karty i przypiąłem te niezbędne.
Mniej czytelne, bardziej ścisnięte… O wiele mniej sensu. A teraz czas na jeszcze sprytniejszą sztuczkę: jak coś mi odwali i będę chciał przeglądać całą grupę stron jednocześnie, to wystarczy nacisnąć prawy przycisk myszy i TADAM!
Autentycznie widać wszystko. Na tyle na ile strony i monitor pozwalają.
A normalne przeglądanie? Wygodne. Przyciski w raczej standardowych miejscach, dostępne skróty klawiszowe również nie są czymś udziwnione na siłę. Miłym akcentem jest to, że górny pasek zmienia kolor w zależności od tego na jakiej stronie jesteśmy.
Swoją drogą, czy uważacie, że ta przeglądarka jest bardzo podobna do starych wersji Opery? Jeżeli tak, to nie macie prawa się dziwić: nad Vivaldim pracuje spore grono byłych pracowników Opera Software A.S. Podobieństwo całkowicie nieprzypadkowe.
Vivaldi będzie użyteczniejsze.
Aktualna wersja nie wyróżnia się pod względem funkcjonalności spośród innych przeglądarek. To dopiero ma się zmienić. Lista zaplanowych funkcji wygląda imponująco.
Najwięcej osób prawdopodobnie czeka na możliwość tworzenia i instalacji wtyczek. Dlatego, że choćby nie wiem jakie funkcje znajdowały się domyślnie w przeglądarce, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał więcej. Biorąc pod uwagę, że Vivaldi jest tworzona na bazie Chromiuma, to jest pewnie jakaś szansa, że będą w niej działały wtyczki z Chrome Web Store.
Ja natomiast czuje się jak jakiś hipster, bo bardziej niż na wtyczkach zależy mi na obsłudze kont mailowych z poziomu przeglądarki. Potrafię mieć do czterech kart z kontami e-mail otwartymi. Thunderbird nie przypadł mi do gustu, a sensownych i darmowych alternatyw brak. Jakby Opera dalej obsługiwała te funkcje, to bym korzystał właśnie z niej.
Twórcy mają też w planach zaimplementować w Vivendi „nawigację przestrzenną”. Brzmi fajnie? Rozczaruje was, chodzi o zwyczajną możliwość nawigowania po programie z wykorzystaniem samej klawiatury.
Oprócz tego w planach jest synchronizacja danych między komputerami, na wzór wujka Chrome’a.
Techniczne bełkotololo.
Na koniec sprawy techniczne, które pewnie nikogo nie zainteresują – Vivaldi jest przeglądarką, która powstaje w oparciu na mocno przerobiony kod źródłowy Chromiuma.
Twórcy się chwalą, że „wyjątkową cechą Vivaldi jest to, że jest zbudowana na bazie technologii sieciowych – użyją JavaScript i React wraz z node.js, Browserify i długiej listy modułów NPM do tworzenia interfejsu użytkownika”
Ktoś mądry powie mi, czy to dobrze, czy źle?
To wszystko nie zmienia jednego faktu: Vivaldi jest przeglądarką internetową z świetnym wyglądem i wielkim potencjałem.
Wersja TL;DR – porzucam Chrome’a w chwili, gdy [tooltip text=’No chyba, że twórcy wpadną na poroniony pomysł, że najpierw dodadzą wtyczki, a potem dopiero zaczną pozbywać się błędów. Wtedy poczekam’ trigger=”hover”]będzie w niej działał adblock*[/tooltip], bądź coś o tym samym działaniu. Tylko tego brakuje mi do szczęścia. A reszta? Tylko usprawni wykorzystywanie czasu w internecie.
Jeżeli ktoś z was się zaciekawił, to niech klika tutaj.
[divider type=”thick”]
A na koniec: rzecz, która mnie przekonała do przetestowania tej przeglądarki.
Jakbym potrafił łatwo dodać taki filtr do mojego bloga, to zrobiłbym to bez wahania. Świetnie się czyta. A jeszcze lepiej wygląda.
Kolejny bonus – nie kryję się z tym, że ten wpis napisałem bardzo dawno temu.
Od tamtego czasu przeglądarka nieznacznie się zmieniła. Dodano możliwość skalowania interfejsu, z której ochoczo korzystam. No i odczuwalna jest różnica w prędkości działania.
9 odpowiedzi na “Vivaldi – nowa przeglądarka, zdradzająca tęsknotę za Operą.”
Również interesuję się tą przeglądarką i czekam na wygodnego AdBlocka – bo on już trochę działa: wchodzimy na Chrome Web Store, klikamy dodaj do Chrome (o ile jest to dostępne) i cieszymy się brakiem reklam. Tutaj masz stronę „Rozszerzenia” znaną z Chrome, tylko dla Vivaldiego: vivaldi://chrome/extensions
Takie. Kurka wodne. Piękne.
Dzięki za porzucenie Chrome’a <3 Zainstalowałem uBlocka, działa jak marzenie 🙂
Nie słyszałem wcześniej o tej przeglądarce a możliwości jakie daje związane z kartami bardzo przydatne
dzięki za przydatne info 🙂
Czasem mi się uda 🙂 Do usług!
Śledzę jej rozwód w zasadzie od samego jej początku. Na moim komputerze nie chodzi doskonale, ale z niecierpliwością czekam na każde kolejne duże wersje.
I tutaj mam pytanie: czy Ty też w Vivaldim masz problem z youtubem? Chodzi o to, że nie we wszystkich filmach są dostępne wszystkie rozdzielczości – u mnie trafiają się nawet takie gdzie dostępne jest tylko 360p.
Nie przypominam sobie takiego problemu, ale już patrzę.
Z kolei co do klienta maila serdecznie polecam Opara Mail – jest to po prostu wycięty ze starej Opery moduł poczty. Prosty i ładny, można podpiąć dowolną ilość kont, są etykiety, w tym automatyczne definiowalne, oparte na słowach kluczowych. Instalkę znajdziesz na stronie opery oczywiście.
Na jakiej podstawie zmieniany jest kolor paska górnego?
AFAIK, to co bardziej popularne strony mają ustawiony na bazie dominującego koloru strony/logotypu. Twitter, Facebook, Opera, Firefox, Twitch i inne tego typu mają swoje barwy.