Od kiedy napisałem mój pierwszy wpis z wrażeniami z grania trochę się niestety zmieniło. Na gorsze. Niantic nie było przygotowane na sukces Pokemon GO i to widać coraz bardziej.

Co zepsuli? Czemu to zrobili? Co powinni zrobić? To i masa innych przemyśleń poniżej.
Usunięcie „łapek” z gry – DOBRZE.
W chwili gdy Pokemon GO wyszło, to po kliknięciu okienka w prawym dolnym rogu pojawiała się lista z okolicznymi pokemonami i ilością łapek, od jednej, do trzech. Więcej łapek, większa odległość.
Aż do dnia, kiedy pojawił się TEN błąd – największe cholerstwo jakie tylko mogło się pojawić.
Śledzenie przestało działać – wszystkie Pokemony z listy były zawsze w odległości trzech „łapek” od gracza. Nie muszę mówić, że wielu osobom utrudniło to grę i prawdopodobnie znacznie zwiększyło poziom frustracji graczy.
Ostatnia aktualizacja, na sprzęcie z Androidem oznaczona jak 0.31.0 dokonała czegoś dla wielu osób niezrozumiałego – usunęła „łapki” zamiast je naprawić. Reakcja jest oczywista i niestety równie oczywiście tępa – masowe obniżanie ocen Pokemon GO w sklepach, masa komentarzy nawołujących do ogarnięcia się i inne wersje złorzeczeń. W każdym języku świata i na każdym kontynencie.
A tymczasem ten krok był świetny – nowi gracze nie będą wprowadzeni w błąd. Starzy gracze i tak z tej opcji nie korzystali (bo jak nie działa, to po coi?), a tym czasem Niantic może testować rozwiązania problemu z dala od ludzi.
A to, że jakaś część populacji ludzkiej się piekli, że wolało niedziałającą funkcję od braku funkcji…
Powiedzmy, że zwyczajniej nie świadczy to o nich dobrze.
Zamknięcie stron śledzących pokemony – ZALEŻY DLA KOGO.
Dla samych twórców Pokemon GO ten ruch jest bardzo dobry i patrząc na niego z ich perspektywy reakcja może być tylko jedna:

Większość ubitych stron, takich jak PokeVision czy Poke Hound:
- korzystała bezpośrednio z danych z serwerów gry, co łamie jej regulamin (który każdy akceptuje przy pierwszym uruchomieniu gry)…
- … i obciąża je jak cholera.
- sugerowało wspieranie ich finansowo (Poke Hound wręcz tego wymagał od użytkowników), co jest nielegalne i w wielu przypadkach było oficjalnym powodem ubicia strony.
- częste było też wprowadzanie ludzi w błąd, jakoby te serwisy były powiązane bezpośrednio z Nianticiem/Pokemon Company/Nintendo/czymkolwiek zbliżonym
Niestety, druga strona dopiero kilka dni po „czystce” poznała te powody. Ale nawet z nimi, dalej są sfrustowani, bo:
- śledzenie dalej nie działa
- wszystkie działające automatycznie alternatywy zostały im zabrane
- nie podoba im się perspektywa chodzenia na wpół ślepo
Dodatkowo frustrację zwiększa to, że równolegle z usunięciem wszystkich systemów śledzących Niantic zmienił miejsca pojawiania się Pokemonów. Przez poprzednie trzy tygodnie stwory pokazywały się regularnie w mniej więcej tych samych miejscach i czasie. To oznaczało, że osoby regularnie „polujące” w danej okolicy wiedziały czego się spodziewać. Do czasu.
Rozumiem, że pewnie mieli plan. Ze zależało im byśmy jako gracze nie popadli w rutynę. Ale ten plan powinien być wstrzymany póki jedna z najbardziej istotnych funkcji gry nie zostanie przywrócona do pełnej sprawności. Jeżeli ktoś gra, po to by szukać i łapać Pokemony, to gra w aktualnym stanie jest wybitnie do dupy. Jest wręcz majstersztykiem spierdolenia dobrego pomysłu.
Brak komunikacji ze strony Niantica – DO DUPY DLA WSZYSTKICH.
Podstawowym problemem dla wszystkich jednak jest to, że Niantic wiele robi, ale bardzo mało o tym mówi. W dzisiejszych czasach, do tego w przypadku gry, w której społeczność pełni kluczową rolę, jest to kompletnie bez sensu.
O powodach usunięcia „stopek” z gry dowiedzieliśmy się 3 dni po fakcie. I tak naprawdę to była pierwszy konkretny przypadek celowej komunikacji twórców od startu gry.
O łatkach do aplikacji wiedzieliśmy wcześniej tyle, że dostawaliśmy listę zmian, bez dokładnych szczegółów. O tym, że „minor text changes” znaczyło tyle, że poprawili dwie literówki i dodali kilka komunikatów gracze dowiedzieli się empirycznie. To samo tyczy się ostatniej, bardziej rozbudowanej łatki.
A jeżeli chodzi o zmiany po stronie serwera, to nikt nie wie zwykle absolutnie nic. Dopiero po fakcie. Gdy Niantic wymieszał miejsca pojawiania się Pokemonów, to nikt nie wiedział co się dzieje. Gdy połowie ataków obcięto siłę, a połowie podbito, to również nikt nic nie wiedział, póki nie zauważył różnic w grze
Nie mówię, że dotyczy to wszystkich, ale podejrzewam, że spora część graczy Pokemon GO byłaby bardzo wdzięczna za bardziej precyzyjne informacje o zmianach. A w przypadku zmian na poziomie serwera .
Serio, tak trudno byłoby zrobić profesora Willowa, który po uruchomieniu gry by się pojawił i miał komunikat „Wygląda na to, że Pokemony zmieniły swoje położenie, bądź przygotowany na niespodzianki”. Albo „Zauważyliśmy zmiany w zachowaniu dzikich Pokemonów, mogą być trudniejsze do złapania” ?
Fajne, jasne, pasujące klimatem, skoro jesteśmy jego pomagierem. Starczy też znacznej części graczy. Ta bardziej nakręcona by mogła dostać jakiś tekstowy opis na stronie pokroju tego z Doty 2 czy innego LoLa.
Czemu podaje taki przykład? Bo tam opisy słowne są zwykle krótkie i przede wszystkim precyzyjne. A jak ktoś już chce poznawać takie szczegóły, to chce je znać dokładnie. Chce wiedzieć, że częstotliwość pojawiania się Pokemonów spadła o 12,7%, czy zwiększyli siłę standardowych ataków o 7%.
Twitter szefa Niantic „shakowany” – FAIL
Po prostu wrzucę zrzut ekranu.

Cudzysłów wziął się z tego, że trudno nazwać zwyczajne próbowanie najpopularniejszych haseł, aż któreś zadziała, hakerstwem. To jest mniej więcej na takim samym poziomie jak spamowanie serwerów ruchem.
Ale tak, czy siak, udało się. Twitter szefa firmy, na którą teraz patrzy spora część świata został przejęty i zaczął nawoływać do wypuszczenia Pokemon GO w Brazylii.
Głównym negatywnym skutkiem akcji jest to, że ludzie mogli sobie pomyśleć „no, skoro tak dobrze dba o bezpieczeństwo własnego konta na TT, to ciekawe kiedy ktoś coś rozwali w Pokemon GO”. Kit, że te rozmyślenia są bez sensu – jak ktoś miał tak pomyśleć, to sobie pomyślał. No i w sumie trochę wstyd jest mieć tak proste hasło będąc kimś tak narażonym na ataki.
Swoją drogą – kto jest na tyle chory, by myśleć, że takie zachowanie przyniesie zamierzony skutek, jakim jest szybka premiera gry w Brazylii? To przecież prawie jakby dać komuś w twarz, a potem zapytać, czy pożyczy piątaka.
Co się stanie dalej?
Mam nadzieję, że wyskok Niantica z uzasadnianiem swojej decyzji nie będzie jednorazowy i że wynika on z zatrudnienia ludzi, którzy będą etatowo zajmowali się komunikacją z społecznością gry będzie początkiem długiego i cudownego komunikowania się z publiką. Dzięki temu będzie można uniknąć 90% nieprzyjemności, które nadejdą w przyszłości. Bo nadejdą z pewnością – gra sieciowa istnieje bez błędów tylko w sytuacji, gdy jej serwery umarły.
Nie wiem jaki pomysł na śledzenie Pokemonów z poziomu gry mają teraz twórcy, ale jakikolwiek by on nie był – mam nadzieję, że zostanie on udostępniony graczom w bardzo szybkim tempie. Inaczej wiele osób może od tej gry odejść, z dość błahego powodu. A to nie byłoby fajne dla nikogo.
Dla mnie na pewno. Los Niantica obchodzi mnie przede wszystkim dlatego, że jest on bezpośrednio powiązany z grą.
I nie kryje – wolałbym na przyszłość pisać o nich i Pokemon GO w samych superlatywach. Ale wcześniej muszą mi dać powód. Na początek wystarczy nieodwalanie fuszerki.