Kategorie
Gry

Dust: An Elysian Tail, czyli amnezja nie zawsze zła.

Grałem w wiele gier, gdzie amnezja głównego bohatera była środkiem do zawiązania fabuły. Mogę wymienić Wiedźmina i Planescape: Torment jako przykłady gier, gdzie miało to ręce i nogi, a pozostała część historii wynagradzała to z nawiązką. Za to wymienianie tytułów, gdzie autorów powinno się za ten czyn powiesić zajęłoby mi jakieś 5000 znaków i kilkanaście godzin ciągłego pisania. W związku z tym, jako, że wolę pisać z sensem i grać w dobre tytuły, to opowiem wam o Dust: An Elysian Tail: grze, która również wynagradza nam fakt utraty pamięci przez głównego bohatera.

Dust: An Elysian Tail
Przygoda tak się zaczyna!

Czym jest Dust: An Elysian Tail?

Dust: An Elysian Tail
Idę przeżywać przygody!

Tytułem wstępu: jest to platformówka, gdzie ważniejsze od skoków są ciosy mieczem i miotanie olbrzymią ilością magicznych pocisków. Tyle tytułem wstępu, dwie minuty gameplayu pokażą wam z grubsza na czym polega zabawa. Przy czym z góry uprzedzam: gameplay został nagrany po nadprogramowej ilości grindowania (utknałem jak głupi w jednym etapie i „rekreacyjnie” biłem stworki, aż do chwili odkrycia dwóch rzeczy: sposobu pociągnięcia fabuły naprzód i faktu, że jestem przepakowany)

Jak to wszystko u…ciąć?

Odpowiedź jest prosta: szybko! O Dust: An Elysian Tail można powiedzieć wiele, ale należy zacząć od największej zalety gameplayu: jest BARDZO dynamiczny. Dobra, dynamika to nie jest coś wyjątkowego i brzmi jak slogan reklamowy. Ale w połączeniu z pełną kontrolą nad tym co się dzieje z postacią daje to bardzo sympatyczny efekt (nie sugerować się filmikiem, nagrałem go w dniu gdy dostałem pada, to była lameriada). Kiedy już, po pierwszych… 10 minutach grania w Dust: An Elysian Tail (a w przypadku nowego kontrolera 15 minutach) zrozumiesz w jaki sposób się kontroluje tytułowego bohatera, to będziesz mógł WSZYSTKO. No dobra, wszystko co potrafi tytułowa postać. Ale to i tak całkiem spory zestaw możliwości.

Iskierki i dzwoneczki

Dust: An Elysian Tail
Duże iskierek!

Jedną z rzeczy, która potrafi zauroczyć na pierwszy rzut oka w Dust: An Elysian Tail to oprawa audiowizualna. W czasach kiedy coraz modniejsze wśród twórców indie są wariacje na temat minecraftowych klocków, to tytuł ten funduje nam, w moim mniemaniu, PIĘKNĄ mangowatą kreskę. Serio, to jest piękne. Do tego jest przykładem grafiki, która będzie ponadczasowa: to nie WoW czy Call of Duty 1, że po jakimś czasie ta grafika będzie nas odrzucać, nic z tych rzeczy. W moim odczuciu postacie, zarówno pod względem projektów, jak i wykonania są i pozostaną dziełami sztuki, do których będzie można sięgnąć tak długo, jak będziemy grali na klawiaturach lub padach.

O ścieżce dźwiękowej powiem tylko jedno: kupiłem ją. Samą grę kupiłem, jak była przeceniona na Steamie o 50 albo 75%. Po ograniu w Dust: An Elysian Tail ponad dziesięciu godzin i wpadnięciu przypadkiem na soundtrack z gry kupiłem go za więcej niż wydałem na grę. I nie żałowałem tego nawet 0,05 sekundy. Świetne na długie spacery. Albo jako tło do pisania tekstu. Zresztą, poniżej macie utwór, przy którym pisałem tę recenzję. I żeby uczynić mój odpis uczuć względem tej OST bardziej zrozumiałym: to ta sama półka co soundtrack z Bastion. Z momentami geniuszu, który sprawia, że wyżej wymieniony chowa się w kącie i pochlipuje.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=Tp46r5HsS7U&h=30]

Siekanie i naświetlanie dla początkujących (i zaawansowanych)

Teraz trochę więcej o wspomnianej na początku walce: mechanika walki jest bardzo prosta do przyswojenia i gra już na samym początku serwuje nam informacje jak jakie combo wykonać. Już na początku Dust: An Elysian Tail otrzymujemy jakoś… 90% kombinacji ciosów, jakie będziemy stosować w trakcie gry? Jedyna rzecz, jaka się zmieni, to siła bohatera, którym kierujemy. Jak dla mnie jest to bardzo dobre rozwiązanie, które sprawia, że początek gry poświęcamy na naukę, a potem już tylko wykorzystujemy nabyte zdolności do pokonywania coraz silniejszych wrogów.

Dust: An Elysian Tail
Siek, siek, siek!

System walki oparty jest na trzech klawiszach, odpowiedzialnych za podstawowy atak, zdolność nazwaną „Dust Storm” (kręcimy mieczykiem niczym lassem, siekając znajdujących się wokół nas niemilców) i… magiczne iskiereczki w wykonaniu naszego pomagiera Fidgeta. Wciskając te klawisze czynimy cuda, które widzieliście na gameplayu powyżej i które teraz zobaczycie na kolejnym. Czym się różni od poprzedniego? Komputer bardziej mi się tnie, gram od nowa, ale na wyższym poziomie trudności oraz nauczyłem się obsługi pada 🙂 No i przy okazji pokazuje parę rzeczy, które opiszę za chwilę.

Nie samym mieczem Dust żyje.

Dust: An Elysian Tail
Zagadać, czy nie zagadać, zagada… ;-;

Oprócz tego musi on zdobywać punkty doświadczenia, by móc zdobywać kolejne poziomy. Co z kolei się przekłada na większą siłę, która jest, jakby nie patrzeć, konieczna w póżniejszych etapach gry. Skill to nie wszystko, można unikać, można parować, ale bicie jednego przeciwnika przez 2 godziny nie należałoby do rzeczy przyjemnych.

Oprócz tego w Dust: An Elysian Tail, tak samo jak w naszym świecie, pieniądze są bardzo przydatne. Jedzenie regenerujące nasze nadwątlone siły, czy też ulepszenia broni oraz zbroi są smutną koniecznością, za którą niekiedy trzeba naprawdę słono zapłacić.

A skąd to wszystko zdobyć? Z padających niczym dojrzałe kłosy zboża wrogów lub z zadań pobocznych. Są one często niezwykle oklepane (przynieś x, zanieś to do y, porozmawiaj z z), jednak otaczająca je warstwa fabularna sprawia, że nawet taka łopatologia potrafi przynieść satysfakcję.

Dust: An Elysian Tail (nie powinno być Tale ?)

Pomału zmierzymy do zakończenia, to wrócę od początku, do historii. Dust: An Elysian Tail pod swoją mangowatą skorupą sugerującą bardziej agresywną bajkę dla dzieci przemyca nam treści trochę bardziej poważne i życiowe. Do tego nie robi tego w tak zawoalowany sposób, jak czyni to na przykład uwielbiany przez wszystkich Braid. Nie jest to gra o tak filozoficznej głębi, jak przywołany na początku Planescape: Torment, ale mimo to może się spokojnie obronić przed oskarżeniem o bycie „tępą rozrywką”.

Do tego jeszcze, w moim mniemaniu, zaletą historii opowiedzianej w grze jest fakt, że sugeruje ona sequel. Bo w dobie serii mającej po 25 odsłon ta gra oferuje coś lepszego. Warto by było, jakby się doczekała chociaż jednego sequela. Jedno wiem na pewno: ja na niego czekam i ja jestem skłonny kupić go w preorderze. Twórca Dust: An Elysian Tail ma u mnie olbrzymi kredyt zaufania. I musiałby wybitnie się postarać by go zawieść…

Grę ograłem i z czystym sumieniem ją polecam. Zwykle sugeruje czekanie na przecenę. Teraz sugeruje by nie czekać: gra jest warta te 60 złotych, które są standardową ceną na Steamie. Niestety, nie jest dostępna u innego dostawcy na PC.  Oprócz tego wiem, że jest dostępna na X-Boxa 360, ale tam cen nie ogarniam.

W odpowiedzi na “Dust: An Elysian Tail, czyli amnezja nie zawsze zła.”

Gram, jaram się. Świetne to, dawno tak dobrze nie bawiłem się przy tego typu produkcji 🙂 Muzyka rewelacja, ale w stosunku do efektów dźwiękowych gra zdecydowanie zbyt cicho – szkoda. W chwili obecnej mam 81% odsłoniętych obszarów i 33 level. Na liczniku chyba 13 godzin 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *