O Ataribox się dowiedziałem kompletnym przypadkiem i kompletnym brakiem przypadku zlałem na temat. Okazało się jednak, że ta maszynka pozwoli mi opisać pewną specyficzną sytuację – kiedy mimo zasobów pieniężnych warto odpalić kampanię crowdfundingową.
Przynajmniej będę miał to z głowy raz na zawsze, bo opiszę tutaj coś, co regularnie muszę wbijać ludziom do głów.
Zaraz, Ataribox?
No dobra, na początek istotna informacja, czyli czym do diaska jest ustrojstwo z grafiki powyżej.
Na początku o Ataribox było wiadomo tylko tyle, że będzie to pierwsza od dłuższego czasu (nie liczę serii Atari Flashback, która jest remakiem starszych sprzętów) konsola do gier firmy.
Przy czym określenie konsola do gier wydaje się tutaj nie pasować, bo jak podał niedawno VentureBeat, będzie to komputer korzystający z dedykowanych podzespołów od AMD (zaprojektowany specjalnie na potrzeby Ataribox procesor i układ graficzny z rodziny Radeonów), działajacy na dystrybucji Linuxa z interfejsem dostosowanym do korzystania z poziomu telewizora.
Domyślnie maszynka ma mieć zainstalowane klasyki z Atari takie jak Asteroids, czy Pong. Oprócz tego ma umożliwiać odpalanie trochę bardziej nowoczesnych produkcji – w tym kontekście został wymieniony Minecraft oraz Terraria. Biorąc pod uwagę, że osoba odpowiedzialna za stworzenie tego sprzętu narzeka na zamkniętą architekturę innych konsol, to możemy się też spodziewać większej otwartości platformy. Albo wręcz zwyczajnego komputera z specyficznym preinstalowanym oprogramowaniem.
Sama maszynka ma kosztować docelowo między 250 a 300 dolarów.
Odesłałbym was po więcej informacji na stronę tego sprzętu, ale więcej informacji wydobycie z tego wpisu lub podlinkowanego wyżej wywiadu. Trochę przypał, biorąc pod uwagę, że już niedługo ma się zacząć zbiórka na Indiegogo.
Na wypadek jakby ktoś chciał wpis pod tytułem „Czemu Atari Box to głupi pomysł?” to niech zostawi komentarz poniżej.
Na co Atari akcja crowdfundingowa?
Na pewno nie dla pieniędzy jako takich – na aktualnym etapie prac nie są one jako tako potrzebne.
Zresztą – jakby ktoś chciał ufundować za pośrednictwem IndieGoGo samą produkcję dedykowanych układów od AMD, to już by go wyśmiał.
A tutaj trzeba by dorzucić produkcję sprzętu jako całości, dystrybucję, stworzenie oprogramowania i tak dalej.
Należy też pamiętać o tym, że Atari w aktualnej formie nie ma nic wspólnego z dawnym gigantem – w 2014 roku zatrudniał on oszałamiającą grupę dziesięciu osób.
W aktualnej sytuacji przygotowywana na jesień tego roku (czyli tak właściwie, to może się zacząć nawet przed tym jak opublikuje ten wpis) kampania Ataribox na Indiegogo ma za zadanie, przede wszystkim sprawdzić zainteresowanie ludzi. Fakt, że mamy boom na retro, a firmowe maszynki z emulatorami od Nintendo sprzedają się szybciej niż są produkowane nic nie znaczy – trzeba zbadać, czy kogoś zainteresuje maszynka z preinstalowanym Pongiem i Asteroids.
Oprócz tego wiemy, że twórcy Ataribox chcą od potencjalnych nabywców usłyszeć sugestie odnośnie kierunku rozwoju tej maszynki. Zasięgnięcie języka u ludzi, którzy chcą, jakby nie patrzeć, dać im kasę w ciemno, zdaje się być dobrym pomysłem.
Wspomniałem wyżej co myślę o ufundowaniu całości przedsięwzięcia za pośrednictwem finansowania społecznościowego. Taka sztuczka nie przechodzi w przypadku gier, a co dopiero sprzętu elektronicznego.
Ja podejrzewam, że tutaj będziemy mieli sytuację podobną co w przypadku Kingdom Come: Deliverance (realistycznej gry RPG, dziejącej się w średniowiecznej Europie). Tam twórcy napisali wprost, że muszą udowodnić wydawcy, że gra cieszy się dostatecznym zainteresowaniem, by warto było ją ufundować. Byłbym bardzo zdziwiony, jakby twórcy AtariBox nie musieli udowodnić szefostwu AMD/swojemu szefostwu/jakiemuś grubasowi z masą kasy tego, że warto zainwestować w ich produkt.
Na więcej informacji na temat komputerka w fajnej obudowie z logiem Atari i preinstalowanym Linuksem będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać. Szczerzę wątpię by kogoś to miało bardziej zainteresować, ale chciałem skorzystać z okazji by popisać sobie trochę o crowdfundingu.
No i jak projekt nie wypali, to będę mógł pokazać ten wpis z komentarzem „a nie mówiłem?”. Ewentualnie internet będzie miał kolejny dowód mojej głupoty 😀