Smartfony i inny sprzęt mobilny długo mi się kojarzył z takimi sobie giereczkami w stylu Bejewelled. Potem trafiłem na Wayward Souls. I zacząłem klnąć…

Bo jak to tak? Porządna, wciągająca gra na komórkę? Taka, która łoi mi tyłek?
W co się wpakowałem?
W ekspedycję do mrocznej wieży. Oklepane. Ale dobrze zrealizowane: każda z lokacji wygląda inaczej i każda z sześciu postaci(trzy musimy odblokować przez postępy w grze) do wyboru ma swój powód by przechodzić przez lochy, czy inne dżungle. Tak, to ostatnie ma sens: w trakcie wędrówki zwiedzamy nie tylko podziemia, ale również bardzie zróżnicowane lokacje. I, co istotne, w Wayward Souls nigdy nie odwiedzimy dwa razy tej samej wieży: poziomy za każdym razem są generowane losowo. Miejsca istotne z punktu widzenia fabuły pojawiają się na określonych piętrach. Tylko to jest pewne. O reszcie przekonamy się w trakcie gry.
Nasze oczy chłoną bardzo ładną i dopracowaną pixel-artową grafikę, a do uszu dolatuje klimatyczna i przyjemna dla ucha muzyka. W przeciwieństwie do grafiki stylizowanej na „dawną”, melodie płynące z głośniczka są bardzo współczesne. Obok chip-tunów czy innych 8bitowych melodyjek to nawet nie stało. Wayward Souls to jedna z niewielu gier mobilnych, przy której mam włączone audio. Ja te melodie zwyczajnie lubię. Łapałem się na tym, że nie wyłączałem gry, jak skończyłem swoją partię, tylko zostawiałem ją odpaloną by słuchać OST na słuchawkach.

Od strony technicznej Wayward Souls zostało wykonane naprawdę porządnie. Zajmuje mało RAM-u. Ma niewielkie wymagania. W trakcie intensywnych testów, zarówno na smartfonie, jak i tablecie, nie zawiesza się ani praktykuje samoczynnego wyłączania się. Sterowanie, po krótkim samouczku, nie wymaga żadnej uwagi. Palce same śmigają po ekranie tak jak trzeba – jedną ręką poruszamy postacią, drugą walczymy i używamy przedmiotów. W tej grze przemyślany sposób sterowania jest niezwykle istotny. Wayward Souls nie jest bowiem kolejnym prostym umilaczem czasu.
Mobilny port Dark Souls
Bliżej mu bowiem do mordercy nerwów w rodzaju Dark Souls. Tak samo jak swój większy krewniak, Wayward Souls wymaga sporej dozy autokrytyki. Każdego, nawet najsłabszego przeciwnika trzeba poznać i zrozumieć jak on walczy. Inaczej oberwiemy, a potem gdy spotkamy bossa, to nie zdążymy go poznać. Ot, zwyczajnie nas zdmuchnie z ziemi.

Kolejna analogia do Dark Souls – nie ma trudnych przeciwników. Są przeciwnicy, których nie rozumiemy. Gra jest tak trudna, jak jej na to pozwolimy. Biegasz i siekasz w sposób losowy? Długo się nie zabawisz. Zaczniesz myśleć? Czujesz się bogiem niszcząc wszystko na swojej drodze. W wymagającej skupienia i refleksu walce.
Satysfakcja gwarantowana. Zwłaszcza po walce z bossami. Każdy wyjątkowy, zapadający w pamięć, a przede wszystkim WYMAGAJĄCY. To wielki plus Wayward Souls. Dodaje frajdy do już wciągającej, mimo iż trudnej, gry. To jest właśnie ten „rozkoszny ból” z tytułu.
Warto poważnie przemyśleć zakup tej gry. Jesteś fanem serii Souls? Szukasz „normalnej” gry na telefon? Lubisz wyzwania? To jest to gra dla Ciebie.
Ciekawa monetyzacja
Nie warto zwlekać z kupieniem Wayward Souls. Powodem jest model biznesowy tej gry. Twórcy unikają wyprzedaży jak ognia, a zamiast tego deklarują regularne podwyższanie ceny gry, wraz z jej rozwojem. Już dwie takie podwyżki miały miejsce, każda po premierze sporego dodatku. Aktualna cena wynosi, w przeliczeniu, 24 złote za wersję na androida i za „ejpla”. Może się wydawać to sporą kwotą. ALE ta gra starcza naprawdę na długo. A jeżeli gracie tylko w drodze do pracy, na przerwach w szkole lub podobnych okolicznościach, to Wayward Souls starczy wam do końca życia waszego telefonu. Następnego zresztą też.
Na koniec inny rodzaj zachęty: jakby ta gra dorobiła się portu na PC, to nie czekałbym na przecenę.
Czekałbym na przelew.