Na początku myślałem, że potraktuje to jak każdy inny przypadek. Myliłem się. Postanowiłem więc opowiedzieć wam pewną historię. Będzie ona później znana jako The Banner Saga.

Dawno temu, w świecie do złudzenia przypominającym Skandynawię z sag nordyckich ludów stało się coś strasznego… Bogowie umarli. Jakby tego było mało, to zaraz po ich odejściu pojawiły się kamienne monstra znane jako Dredge. Tylko dzięki połączeniu sił ludzi, oraz Varlów, wielkich rogatych olbrzymów (którzy poza tym wyglądali niemal jak ludzie) udało się ich wyprzeć na daleką północ. Dzięki temu świat przetrwał.
Mijały lata. Nastał czas pokoju i rozwoju. Ludzie i Varlowie handlowali i współegzystowali ze sobą bez większych utarczek. Oczywiście, wszystko zaczęło się zmieniać. Zaczęło się od dnia, gdy słońce stanęło w miejscu i pozostało w jednym miejscu na wiele dni. Mimo tego na zachodzie Ubin, poborca podatkowy dla króla Varlów dalej wykonuje swoją pracę, a Rook, naczelny łowca z wioski Skogr próbuje zebrać zapasy na zimę. Nie wiedzą jednak, co wkrótce się zdarzy…
Resztę poznacie w swoim czasie, gdy będzie się zapoznawać z The Banner Saga.
Czy warto?
Ostatnio pisałem o Particulars, i to był bardzo zwięzły tekst. Spowodowane to było głównie tym, że gra była bardzo nieskomplikowana pod względem mechaniki: ot, gra zręcznościowa, która wykorzystuje zasady rządzące fizyką w dość specyficzny sposób. Wymienienie wszystkich wyjątkowych cech i krótkie ich opisanie trwało krótką chwilę i zajęło niewiele miejsca.
Tutaj mamy inną sytuację: nie opiszę i nie skwituje każdej pozytywnej i udanej cechy The Banner Saga. Nie zrobię tego bo zabraknie mi życia.
Zacznijmy od tego co pierwsze rzuca się w oczy: grafika została ręczne narysowana i nie przypomina niczego, co widać było w ostatnich latach wśród gier. W czasach kiedy ciągle próbują nam wcisnąć (mniej albo bardziej) fotorealistyczną grafikę, która za pół roku już będzie be, dostajemy piękną, ponadczasową kreskę, która jest niczym w komiksie: jak do niej wrócimy po latach, to dalej będziemy mówić „woah, jak to wszystko dobrze wygląda”. Jeżeli ktoś nie wierzy mi, to niechaj uwierzy własnym oczom.
Tak wygląda cała gra, od początku, do końca.
Ścieżka dźwiękowa to jakiś cud. Pasuje do tej historii bardziej niż dzieła skaldów. Skomponował ją Austin Wintory. Nazwisko nic nie mówi? Spoko, mi też nie. Za to tytuły flOw, Monaco i Journey już mówią bardzo wiele o gościu.
Za to teraz trochę innych nazwisk osób współodpowiedzialnych za ścieżkę dźwiękową. Cała ścieżka dźwiękową wykonała orkiestra symfoniczna Dallas Wings, a za solistów robili Peter Hollens, Malukah i Taylor Davis. Jeżeli nazwiska nic nie mówią, to kliknijcie sobie i pamięć się wam odświeży.
A poniżej, mała próbka muzyki z gry. Jakby co więcej możecie sobie posłuchać (i kupić, polecam) na stronce kompozytora.
[bandcamp width=100% height=120 album=1983079539 size=large bgcol=ffffff linkcol=0687f5 tracklist=false artwork=small]
Sama rozgrywka natomiast jest dość dziwna: przez większą część czasu rozmawiamy z NPC-ami i podróżujemy z jednego końca świata na drugi. Oczywiście, podróż w groźnym skutym lodem świecie nie może być zbyt łatwa i możemy zostać napadnięci przez bandytów (albo coś gorszego). Wtedy walczymy. W systemie turowym.
System walki w The Banner Saga jest pełen niespotykanych w innych grach rozwiązań. Tury nasze i przeciwnika następują po sobie nawet przypadku gdy walczymy 3 postaciami przeciwko dziesięciorgu wrogom. Do rozwoju postaci potrzebna jest odpowiednia liczba zabitych przeciwników, samo pomaganie nie starczy. Do tego za złoto i doświadczenie robią punkty reputacji, które dostajemy za wykonane zadania, rozmawianie lub przelewanie krwi przeciwników.Wiem, że to wszystko brzmi dziwacznie, ale zostało wytłumaczone w BARDZO przystępny sposób w trakcie pierwszych chwil grania w The Banner Saga. Poniżej wrzucam gameplay z jednej z walk. Jako materiał poglądowy.
Najlepsze zostawiłem na koniec: historia. Prawdziwie epicka, rozbudowana i wielowątkowa. Przed chwilą wspomniałem, że znaczną część gry rozmawiamy i czytamy dialogi. Jeżeli ktoś myśli, że przez to gra jest nudna, to muszę go zmartwić: popełnia właśnie jedną z największych pomyłek swojego życia. Fabuła The Banner Saga jest napisana i skonstruowana tak dobrze, że w trakcie gry wiele razy poczułem, że książki na mojej półce w wielu przypadkach wypadają żałośnie w porównaniu do ogrywanego przez nas eposu.Postacie mają głębię, każda ma swój charakter i sposób „bycia”, co sprawia, że opowieść nie jest płytka. A co najlepsze: historia ma swoje rozgałęzienia, przez co gra świetnie się nadaje do kilkukrotnego obejścia. I mogłaby się spokojnie sprzedać jako visual nowelka pozbawiona elementów turowego RPG-a. Tak dobra jest to historia. Domagam się ekranizacji z kosmicznym budżetem. Albo książki na bazie gry!
Dłuży mi się ta odpowiedź na pytanie, prawda? Powiem teraz krótko: tutaj najtaniej. Miłych zakupów. Jeżeli nie macie uczulenia na wikingów, topory, ani epickość, to jest to gra dla was.
Dla mnie ten tytuł otrzymuje nagrodę GoTY 2014 i ma ew. jednego godnego kandydata: Pillars of Eternity. Jednakże, w związku z przesunięciem się premiery na „when it’s ready”, to możliwe jest to, że najlepszą rzeczą z gier jaka mnie spotka w tym roku będzie właśnie The Banner Saga.
[blockquote]
P.S Ten wpis nie jest sponsorowany. Kupiłem tę grę za pełną cenę, pod wpływem impulsu i 5 minut gameplayu. Najlepsza nieprzemyślana decyzja w ciągu ostatnich paru miesięcy.
P.S 2 Przypomniało mi się na koniec: gra została ufundowana na Kickstarterze. I jak dotąd jest najlepiej ocenianą grą, która stamtąd wyszła do tej pory dzięki pomocy społeczności. I przez jakiś czas tak zostanie.
[/blockquote]
2 odpowiedzi na “The Banner Saga”
Wastelands 2 tylko i wyłącznie, to będzie GOTY 2014. Musi tak być. Ewentualnie Divinity Original Sin, ma jeszcze szanse, ale marne.
Jeżeli do końca roku ogarną tę grę na porządnie, to czemu nie? xD Moje GOTY na ten moment masz powyżej. Dopadnie inne tytuły, to może zmienię zdanie 🙂