Otaczającej nas wokół proroctwa zagłady sprawiły, że wzięło mi się na opisanie tych, które siedzą w mojej głowie od dłuższego czasu. Jedno z nich tyczy się retrogamingu.

Czemu moim zdaniem szeroko rozumiany retrogaming prędzej czy później przestanie się rozwijać? Czemu dzisiejsze hity prędzej czy później staną się nie możliwe do poznania?
Jaka jest teza?
Kiedyś to były czasy.
Pierwsze gry jakie wychodziły na rynek były w jednej, stałej formie, do tego wydawane na nośniku fizycznych. Nie były obłożone dodatkowymi zabezpieczeniami, co znacznie ułatwiło stworzenie ich grywalnych kopii zapasowych.
Oznacza, że przyszłe pokolenia, niezależnie od tego co się stanie, będą mogły poznać to jak wyglądały pierwsze gry i raczej nie znikną one z pamięci.
Teraz „nie ma czasów”.
Twierdzę.że gry powstające teraz nie będą mogły zostać zachowane w żadnej żywej, retrogamingowej formie. Ba! Wiele gier nie doczeka się żadnej formy archiwizacji.
Premierowe „early access”
Przyjmijmy na początek prosty przypadek – kupujecie jedną z coraz rzadszych przypadków gry na normalnym fizycznym nośniku. Odpalacie/instalujecie i BUM. Patch day one.
Te łatki często są masywne i naprawiają masę błędów. W niektórych przypadkach można wręcz powiedzieć, że umożliwiają normalne granie. Tak było chociażby w przypadku No Man’s Sky, które wyciekło przedwcześnie i było takiej łatki pozbawione. Co prawda, nawet z nią nie dotrzymało połowy obietnic sprzed premiery, ale bez łatki było jeszcze gorzej.
W odległej, muzealnej wręcz, przyszłości trudno będziezagrać w archiwalne No Man’s Sky w wersji kompletnej. Po pierwsze. z racji braku jakiegokolwiek fizycznego wydania zawierającego wszystkie późniejsze dodatki. Tych samych, które sprawiły, że gra rozwinęła skrzydła i zasługuje na pamięć z powodów innych niż nieudolny marketing przedpremierowy.
Po drugie: jaka wersja gry będzie ważna z punktu widzenia historii gier? Ta, która trafiła do graczy przed oficjalną premierą? Ta po pierwszej łatce i oficjalnej premierze? Ta, którą mamy teraz i która, jak wynika z moich źródeł, jest bardzo godną uwagi produkcją?
Z punktu widzenia historii gier ta sytuacja to koszmar.

„Games as a service”
Wiele dzisiejszych hitów to co było problemem w akapicie powyżej podniosło do rangi sztuki i uczyniło z tego jedną z głównych zalet swoich produkcji.
League of Legends, Warframe, Fortnite, czy PLAYERUNKNOWN’S BATTLEGROUNDS – te wszystkie gry uczyniły z nieustannego rozwoju, czy wręcz mutowania, swoją główną zaletę.
Jednakże, takie właśnie akcje utrudniają zachowanie jakiegokolwiek historycznego obrazu gry. Fortnite co aktualizację zmienia grę, czasami drastycznie. Przykładem niech będzie cała historia prowadząca do wchłonięcia wyspy z gry przez czarną dziurę.
Ta sytuacja będzie niemożliwa do odtworzenia w warunkach muzealnych i będzie mogła być przekazana tylko w formie opisów słownych/let’s playów z okresu. Nie ma fizycznej możliwości zachowania tego jako „żywej historii”, tak jak to się miało, chociażby, z Final Fantasy 7. Ludzie mogli przeżywać śmierć #$@&%^.
Przeżyć samemu to, jak czarna dziura pożera planszę na której wcześniej rozegrali tysiące meczy? By po dwóch dniach wypluć zupełnie nową, wcześniej nie uprzedzając nikogo w żaden sposób? Nie da rady. Kto to ominął, to już tylko to obejrzy na YouTubie. A to stanowczo nie jest to samo.
Digital only
Skoro już męczę gry, które wykorzystują możliwości bycia „online” w pełni, to muszę popłakać trochę nad losem innych pokrzywdzonych. Chodzi o gry, których jedynym problemem jest dostępność tylko w wersji cyfrowej.
W ich wypadku brak fizycznego nośnika może ułatwić zapomnienie i utracenie gry na wieki.
W tej sytuacji jesteśmy chociaż w o tyle komfortowej sytuacji, że dostępna kopia gry zawsze będzie tą „ostatnią”, czyli w najlepszym stanie. Przy czym to jest dobre tylko dla graczy – jeżeli kogoś interesuje droga jaką gra przeszła od premiery, do ostatecznej formy, to będzie miał twardy orzech do zgryzienia.
Żeby nie szukać, to niedawno sam miałem z tym problem. Na potrzeby niedawnego wpisu o Baldur’s Gate 3 chciałem dokładnie zbadać jak bardzo zmieniło się Divinity: Original Sin od chwili pojawienia się Early Access, do aktualnego wydania. Dało radę? Nie. List zmian nie ma nigdzie w internecie, archiwalne wydania nie istnieją z oczywistych przyczyn. Nie poznam prawdy.
Nie wspominam nawet o tym, że wiele gier ma dodatki, które są dostępne wyłącznie w formie cyfrowej. Je też musimy brać pod uwagę. Sprawia to, że nawet jeżeli gra wyjdzie już w pełni gotowa w dniu premiery, to i tak coś zawsze nas pominie.

Prawdziwie starzejąca się grafika
Grafika z starych gier się nie starzeje. A nawet jeżeli starzeje, to dalej jest fascynująca z racji tego, że w wielu przypadkach powstała ona dzięki wyduszaniu 100% możliwości z ówczesnego sprzętu. Dzisiejsze tytuły? 3D próbujące się bawić w fotorealizm, które często po roku będzie już wyglądać gorzej, niż tytuły wydawane obecnie. Znacznie rzadziej „męczące” sprzęt tak jak to było kiedyś konieczne.
Zresztą, przy aktualnej modzie na remake’i i remastery, to gdy tylko jakaś gra nam „zejdzie” z radaru, to dostaniemy – w wersji pesymistycznej – jej nową wersję z minimalnie odświeżoną szatą graficzną. W wersji optymistycznej trafi nam się bardziej dopracowana wersja pokroju remake’u Spyro.
Tego jest zwyczajnie zbyt wiele
Zachowanie początków istnienia gier było proste również z innego powodu – gier było stosunkowo mało. Zwłaszcza gdy porównamy to do współczesnych realiów.
W 2018 roku, na samym tylko Steamie, wydanych zostało 9050 gier. Daje to prawie 25 gier dziennie. Nawet po odsianiu gier pokroju symulatora kamienia daje nam to olbrzymią listę tytułów do przeczesania. Po to by odnaleźć i zabezpieczyć na przyszłość.
Oczywiście można powiedzieć, że „przecież wszystkich obrazów też nie archiwizujemy”. No i to jest prawda – ale w przypadku gier problem zaczyna się już na etapie selekcji tytułów dostępnych na rynku.
Wnioski, skargi i zażalenia
Mam tutaj pewien dysonans.
Często słyszę, że gry to tylko durna rozrywka.
Zdarzają się też głosy, że są one czymś więcej.
Przy założeniu, że dominującym przekazem jest ten pierwszy, to możemy uznać, że problemu nie ma. Nikt nie się nie kwapi by badać historię polskich kabaretów, więc trudno prosić o coś podobnego wobec głupich giereczek.
Ale, jeżeli przyjmujemy, że gry są równorzędnym medium kulturalnym, to osoby, które pragną zadbać o zachowanie jego historii czeka karkołomne zadanie. Moim zdaniem skazane na porażkę, nawet przy znacznym nakładzie pracy.
Gry są aktualnie zbyt żywym medium by dać się „spętać” w taki sposób jak było to robione dotychczas.
Dlatego też utrzymuję swoją tezę z początku wpisu – retrogaming w formie jaką znamy i praktykujemy dzisiaj nie ma przyszłości. W zmienionej formie prawdopodobnie też nie przejdzie.
Cała nadzieja w tym, że każdy twórca/wydawca bądź producent będzie dbał w własnym zakresie o to, by jego produkcje dalej były dostępne. Będzie to częściowe rozwiązanie, ale lepsze niż żadne.