Kategorie
Sprzęt

Takiej jakości się nie spodziewałem – recenzja GC PowerPlay20

Ten wpis pod wieloma względami jest dla mnie pierwszym.
Pierwszy sprzęt otrzymany do testów. Pierwsza pełnoprawna recenzja sprzętu. No i, po prawie dwóch tygodniach, agresywnego wręcz, użytkowania, pierwszy powerbank w moim życiu o którym powiem coś więcej niż „istnieje” i „działa”.

GC PowerPlay20 i inne fanty
Nie zrobiłem zdjęcia samego pudełka, co trochę zepsuło mi moje plany po rozpoczęciu pisania

Czy to wystarczy bym go polecił z czystym sumieniem?

Odpowiedź ma kilkaset słów i mam nadzieję, rozwieje wszystkie wątpliwości.

Powerbank do testów dostarczył sklep Świat Baterii, oficjalny dystrybutor marki Green Cell w Polsce.

Pierwsze wrażenie GC PowerPlay20 zrobiło piorunujące.

W momencie kiedy rozpakowałem z powerbankiem, to dostałem trochę więcej rzeczy niż się spodziewałem. Mam tutaj na myśli zarówno gadżety dodane do przesyłki, jak to jak wyglądał sam powerbank. To pierwsze zignorujemy. To nie jest czas i miejsce na radość z tego, że dostałem piłeczkę antystresową tuż przed „sezonem” w pracy.

Opakowanie

Jakbym miał się sugerować tylko tym jak GC PowerPlay20 jest zapakowany, to od razu bym przyjął, że to jest wyższa półka.

Ładne dla oka pudełko, na którym są najważniejsze informacje. Sama fotografia powerbanku ładnie sie odznacza dzięki folii i wybiórczemu lakierowi UV*.

GC PowerPlay20 w pudełku

Możemy otworzyć w nim „skrzydełko”, dzięki czemu zobaczymy jego zawartość bez rozpakowywania – krótki kabelek USB – USB-C przeznaczony (głównie) do ładowania powerbanka oraz sam powerbank. Więcej gadżetów nie stwierdzono. Troszkę mi brakuje jakiegoś „etui” albo woreczka do przechowywania, ale to nie jest wielki problem.

GC PowerPlay20 w otwartym pudełku

Wszystko włożone jest w kartonik z wycięciami, przez co wszystko stabilnie siedzi na swoim miejscu. Nie stwierdziłem problemów z wyciąganiem, ani nie musiałem też niczego niszczyć w pudełku. To dobrze, na wypadek jakbym musiał, odpukać, wysłać powerbank na gwarancję.

GC PowerPlay20 w wytłoczce.

*dowiedziałem się o tym na potrzeby wpisu, wcześniej nie wiedziałem, że tak osiąga się taki efekt.

GC PowerPlay20 sam w sobie

Na początku byłem bardzo zdziwiony – spodziewałem się „prostej” ciemnej bryły, prawdopodobnie z matowego plastiku.

Dostałem przekrzywioną czarną bryłę, wykonaną z plastiku, który wygląda tak solidnie, że na początku myślałem, że to jest metal. Ale jakby to było metalowe, to bym pewnie tego nie podniósł.

To nie rysy, to sierść. Jak macie kota z sierścią (w tym przypadku białą), to mieszkanie staje się kotem.

Na jednym z boków możemy znaleźć wszystkie porty:

  • Port USB-C przeznaczony dla ładowania powerbanka
  • Port USB-C służący do ładowania urządzeń podpiętych do naszej przenośnej baterii
  • Dwa porty USB obsługujące Quick Charge

Oprócz tego mamy cztery diody pokazujące poziom naładowania baterii.

GC PowerPlay20 widok od góry.

Przekrzywienie wygląda fajnie. Ku mojemu zdziwieniu da się, mimo tej krzywizny, ustawić stabilnie GC PowerPlay20 na boku.

Na górze powerbanku znajduje się przycisk/logo marki, którym możemy włączyć bądź wyłączyć ładowanie sprzętów.

Wnioski

Na papierze specyfikacja wygląda świetnie. Wizualnie GC PowerPlay20 prezentuje się świetnie, zarówno przed jak i po odpakowaniu. Każdy ma jakąś elektronikę do ładowania, więc nie można odmówić użyteczności.

Dodatkowo – powerbank od Green Cell za sprawą swojego porządnego opakowania i stylowego wyglądu, sprawia wrażenie świetnego prezentu.

Tylko czy potem obdarowany nie powie przy następnej okazji, że „okej, spoko, ale się posypało po tygodniu”?

Jakie warunki, takie „ekstremalne testy”

W normalnej sytuacji bym GC PowerPlay20 targał nad wodę. Albo na wycieczkę w głąb puszczy. Ewentualnie na wycieczkę nad jezioro w głębi puszczy. Albo w góry.

Ale niestety, nasza sytuacja jest chora, więc testy też takie będą.

Jakie testy?

Na początek zdjęcie środowiska testowego, czyli wszystkie sprzęty i kable, które używałem wraz z powerbankiem w trakcie testów.

GC PowerPlay20 środowisko testowe
Oprócz tego ładowałem też telefon, którym zrobiłem to zdjęcie

W związku z tym, że nie miałem jak zbytnio przetestować normalnego (terenowego) sposobu użytkowania powerbanka, to zmieniłem koncepcję.
Od chwili otrzymania GC PowerPlay20 do testów, do chwili kiedy piszę ten tekst, jakoś ~90% wszystkich ładowań robiłem pośrednio, bądź bezpośrednio, używając go.

Oprócz tego, w miniony weekend wyszedłem na długi (jak na moje ostatnie standardy) trzygodzinny spacer po rzadziej widzianych kawałkach miasta by „wyczuć” go w terenie.

Efekty testów

QuickCharge (czy też jego brak?)

Przede wszystkim bardzo mi zależało na sprawdzeniu na ile prawdziwe są stwierdzenia, że GC PowerPlay20 naładuje mi moje sprzęty tak szybko jak to możliwe.
Na opakowaniu nie znalazłem bowiem żadnej bezpośredniej wzmianki o znanych mi technologiach szybkiego ładowania (takich jak QuickCharge czy, przykładowo, WarpCharge od OnePlus), za to na pudełku jest napisane Ultra Charge. Po wczytaniu się na stronie producenta dowiedziałem się, że to ma być technologia kompatybilna z większością standardów na rynku, zapewniająca szybkie naładowanie niemal wszystkiego co przyjdzie człowiekowi do głowy.

GC PowerPlay20
Tak, wiem, że telefon jest brudny

W ostatecznym rozrachunku muszę im w to uwierzyć. Niezależnie od tego czy ładuję telefony, Switcha, Mi Banda, czy jeszcze coś innego – zawsze prędkość ładowania jest co najmniej zadowalająca. Oba telefony pokazują, że szybkie ładowanie działa. Switch, w przypadku mniej wymagających gier, utrzymuje stały poziom baterii. Pozostałe sprzęty, w tym wysoce kapryśny Mi Band? Również bez zarzutu.

Pojemność

Chciałem też ocenić czy ten powerbank rzeczywiście może przy swoich rozmiarach kryć te +/- 20000 mAh, które są podane na opakowaniu.
Oczywiście wiadomo, że w rzeczywistości to zawsze będzie trochę mniej, bo zawsze trochę energii „ginie” w przesyle i tak dalej.
Testowałem to głównie przez upierdliwe zajeżdżanie sprzętów do niskich poziomów baterii i ładowaniu ich do pełna za pomocą powerbanka. W ten sposób każde urządzenie z fotografii powyżej naładowałem chociaż raz.
Tak naprawdę, to gdyby nie MiBand 4, który w normalnych warunkach „trzyma” mi jakoś koło 25 dni, to mógłbym powiedzieć, że wszystko naładowałem chociaż trzy razy.

GC PowerPlay20 ładujący Switcha i Nintendo Pro Controler
Zaraz po zrobieniu zdjęcia powyżej odkryłem, że Switch był naładowany jakoś na 30%, a Pro Controler jakoś w połowie 😀

Na bazie tego jak często musiałem przez ten czas podpinać samego GC PowerPlay20 do ładowania jestem skłonny uwierzyć, że on ma pojemność na tyle zbliżoną do deklarowanej, że nie mogę się do tego przyczepić.
Przez to nie wyobrażam sobie, by w normalnej sytuacji dać radę wyzerować tę baterię przed kolejną szansą na naładowanie. Potrzebny by był kilkudniowy wyjazd połączony z makabrycznym męczeniem telefonu komórkowego. Nie wiem – bycie zaciągniętym siłą na wyjazd w góry, albo coś w ten deseń?

Pass-Through

Oprócz tego postawiłem sobie za punkt honoru sprawdzenie funkcji Pass-Through, którą dystrybutor opisał na stronie produktu na swoim sklepie. Czyli, mówiąc inaczej – podpiąłem pod ładującą się ładowarkę dwa sprzęty do naładowania i obserwowałem czy rzeczywiście się ładują w akceptowalnym tempie.

GC PowerPlay20 i demonstracja Pass-Through
Standardowa stacja ładownicza na czas testów 😀

Okazało się, że ta funkcja również się sprawuje przyzwoicie. Co prawda zabrakło mi podzielności uwagi by korzystać z Switcha i telefonu w tym samym czasie by zobaczyć, czy powerbank nadąży za zapotrzebowaniem obu sprzętów, ale przy „pasywnym” ładowaniu sprawdza się bez zarzutu. Jeżeli kiedyś się dorobię kabla USB-C <-> USB-C, to zaktualizuję recenzję o wrażenia z ładowania trzech sprzętów na raz.

Pobyt w terenie

Jeżeli chodzi o testy terenowe, to tutaj pojawił się jeden malutki zgrzyt.
Otóż, po dłuższym użytkowaniu dała się w znaki masywność GC PowerPlay20. Okazało się, że za świetny design i wrażenie wytrzymałości zapłaciliśmy dość wysoką cenę.
Przez granie w Pokemon GO przywykłem do korzystania z powerbanków tak, że w jednej ręce trzymam powerbanka i telefon, a drugą działam.
W tym przypadku to nie wchodziło na dłuższą metę w rachubę. Zamiast tego przyczepiłem sobie saszetkę biodrową (albo nerkę, jak kto woli), do niej wrzuciłem powerbanka, i działałem na telefonie podpiętym metrowym kablem.

GC PowerPlay20 w terenie
Zdjęcie z jedynej dłuższej przerwy w trakcie trzygodzinnego spaceru zbierania materiału do recenzji gry.

Pomijając balast, to nie mam zastrzeżeń. Powerbank przeżył bez szwanku dwa zaplanowane upadki na trawnik, jedno mniej zaplanowane wypadnięcie z nerki i kładzenie na murkach, chodnikach czy drewnianej ławce na zdezelowanej pętli tramwajowej. Na obudowie pojawiło się tylko kilka rysek, które trudno uchwycić na zdjęciach. Niektóre mylę z białymi kłakami.

Podsumowanko

GC PowerPlay20 jest dokładnie tym za co się podaje – sprawnym, dobrze wyglądającym i funkcjonalnym powerbankiem.

Jestem dość pewien, że spełni wymagania zarówno mniej, jak i bardziej wymagających użytkowników. Jedynym odczuwalnym problemem i to dosłownie, jest waga. Design, mimo iż specyficzny, powinien raczej przypaść wszystkim do gustu. Czerń zawsze jest dobra, a kształt na dłuższą metę nie ma znaczenia.

Swoją drogą – jestem bardzo szczęśliwy, że pierwszy sprzęt jaki otrzymałem do recenzji w swojej karierze jest tak udany. Mam nadzieję, że kolejne również takie będą.

Jeżeli kogoś ten wpis przekonał do zakupu, to GC PowerPlay20 dostępny jest pod tym adresem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *