Jak dotąd bardzo wiele powodów do śmiechu (bądź płaczu) dostarczali nam twórcy z zachodniej części świata. Teraz czas ponabijać się (z łzami w oczach) z przedstawicieli dalekiego wschodu. Panie, panowie – dzisiaj o tym jak Konami robi wszystko źle.

A będąc bardziej precyzyjnym – wszystko co robią, to robią źle. Ale to czego jeszcze nie zrobili też pewnie nie wyjdzie zbyt dobrze.
Castlevenia – Erotikal Wajolensu.
Jeżeli lubicie czytać mojego bloga, to pewnie znane jest wam (niekoniecznie z jego łamów) pojęcie Metroidvania. Dla niewiedzących – jest to określenie na specyficzny odłam gier platformowych, których cechami szczególnymi jest rozbudowany świat do zwiedzania, ciągłe zdobywanie przez kierowaną postać nowych umiejętności oraz (w 99%) grafikę 2D.
Jest to definicja w dużym uproszczeniu, ale starczy nam na potrzeby tego wpisu.
Nazwa Metroidvania pochodzi o dwóch serii gier, które stworzyły podstawę tego gatunku – Metroid i Castlevania. To jaki los spotkał ten pierwszy tytuł to temat na osobne narzekania. Pogadajmy o Castlevanii.
Każda część, w dużym skrócie, opowiada o walce z Drakulą. Gramy (zwykle) jako łowca wampirów z rodziny Belmotów i przemierzamy (zwykle) zamek Draculi by (zwykle) ubić głównego złego. Ten opis nie brzmi zachęcająco. Nie oddaje on jednak poziomu tych gier. W końcu, nie byle jaka seria jest w stanie się utrzymać na rynku blisko 20 lat.
Jednakże jakiś czas temu wszystko zaczęło się psuć – w 2010 roku postanowiono serię stworzyć od nowa.
2D zastąpiono 3D. Ekipę z „głównego trzonu” Konami zastąpiono zewnętrzną firmą MercurySteam. Znaczną część rozgrywki zmieniono, a świat „unormowano” do poziomu normalnego średniowiecza. Tak powstała gra Castlevania: Lords of Shadow
Gra została przyjęta dość ciepło. Nie było się jednak bez negatywnych komentarzy. Większość z nich brzmiała „dobra gra, ale za mało w niej Castlevanii”. Mimo tego powstały dwa sequele do tej gry – Castlevania: Mirrors of Fate i Castlevania: Lords of Shadow 2.
Druga gra miała premierę niedawno, w lutym 2014 roku. I do tej chwili cisza.
Aż do teraz – pewien czas temu internet obiegła informacja z Kraju Wschodzącego Słońca o nowej produkcji z tej marki. Maszyny Pachinko.
Na wypadek jakbyście należeli do olbrzymiej większości ludzi, która nie wie co to jest – jest to gra hazardowa, będąca skrzyżowaniem flippera i jednorękiego bandyty.
Szczytem szczytów jest jednak co innego – jak wygląda reklama tego ustrojstwa.
Dość istotną informacją jest to, że Konami nie zarabia tylko na grach komputerowych – mają oni w swoim porfolio również takie maszynki. Jakby nie patrzeć – na nich też da się ładnie zarobić.
Teraz powinniście zrozumieć podtytuł wpisu – mniej więcej w taki sposób typowy obywatel Japonii przeczytałby zdanie „Erotical Violence”. Swoją drogą – drogie feministki, gdzie wasz opór? Gdzie teksty o uprzedmiotowieniu kobiet? Czy, w tym przypadku, sukkubów.
Na całe szczęście to co najważniejsze w Castlevanii, czyli jej „duch” żyje dalej – za sprawą Koji Igarashiego, głównego producenta Castlevanii odpowiadającego za serię przed jej „zmianą kierunku”. Jakiś czas temu kopnął on Konami w zadek i poszedł na swoje. Ufundował na Kickstarterze duchowego następcę tej serii – Bloodstained: Ritual of the Night.
Gra ta zebrała nicnieznaczące 5,5 miliona dolarów. Jeżeli to nie pokazuje zainteresowania graczy prawdziwą produkcją w typowym dla tej serii klimacie, to nie wiem co jest w stanie to zrobić.
Następna marka zaboli bardziej – Konami ubiło bowiem normalną produkcję z serii, a zamiast tego zaproponowała brzęczące pierdoły.
Silent Hill rozbudzone dźwiękiem kulek.
Silent Hill również jest, a raczej było, serią z tradycjami. Krótszymi, bo sięgającymi 1999 roku, ale jednak.
Silent Hill nas straszyło. Robiło to skutecznie, bo głównymi bohaterami byli zwyczajni ludzie, do tego rzadko obdarzeni możliwościami obrony przed strasznościami, jakie widzimy przed ekranem. To była dobra, straszna seria. A nie jakieś amnezje śmieszkowate.
Ostatnia pełnoprawna część serii miała premierę w 2010 roku. Następna miała się nazywać Silent Hills i mieć premierę w nieodległej przyszłości. Miała być dziełem dwóch absolutnych geniuszów – Hideo Kojimę, prawdopodobnie najbardziej znaną postać światowego gamedevu oraz Guillermo del Toro, znanego reżysera filmowego.
Została ona zapowiedziana w bardzo specyficzny sposób – w trakcie zeszłorocznego Gamescom na Playstation Network (taki bieda Steam dla konsolowców) pojawiło się darmowa produkcja nazwana P.T. Potem okazało się, że jest to skrót od Playable Teaser, a psychodeliczna gra z widokiem z pierwszej osoby to swoista zapowiedź tego co miało nadejść.
Miało – Konami porzuciło Silent Hills. W tym samym oświadczeniu poinformowało również, że pracuje nad innymi projektami z tej marki. W tym również takie coś poniżej.
Tak, dokładnie – kolejne Pachinko. Nic tylko spojrzeć i załamać ręce.
Obstawiam, że to ustrojstwo będzie tak straszne i psychodeliczne, że niemowlaki będą radośnie gaworzyć przy tym. Kiedy ja będę płakał z powodu braku dostępności P.T.
Co prawda istnieje projekt odtworzenia tej gry na silniku Unity, ale to nie to samo. To „prawie jak”. A „prawie robi wielką różnicę”.
Metal Gear Solid – Kojima-Free Edition
Nie macie się czego bać – w tym przypadku nie będzie kolejnej części w postaci japońskiego „jednorękiego bandyty”. Za to może być jeszcze gorzej.
Prawdopodobnie najlepsza seria „skradankowa” wydana za naszego życia. Jeden z niewielu racjonalnych powodów by zaznajomić się z konsolami Sony. Dzieło Hideo Kojimy – wspomnianego wcześniej człowieka-legendy.
Gra o historii tak pokręconej, że 1/10 osób kończących serię wszystko rozumie, a z tych osób może setna część potrafi podać tę wiedzę dalej. Obiekt fanowskiego kultu.
Tyle można z czystym sumieniem powiedzieć o cyklu Metal Gear Solid.
Najbliższa serii jest świetlana. Pierwszego września premierę ma najnowsza odsłona serii: The Phantom Pain. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że o tej grze będzie się mówić latami. Z następną częścią gry wcale tak nie musi być.
W marcu 2015 roku zaczęły się pojawiać pogłoski, jakoby drogi Hideo Kojimy, jego „podstudia” Kojima Productions i Konami miały się rozejść po wydaniu Metal Gear Solid V. Zaczęło się od plotek. Przecieków. Potem pojawiła się informacja, że całe podstudio zostało wywalonych z etatów i przeszli na pracę kontraktową. Skończyło się na tym, że nazwisko głównego twórcy serii znikło z okładki gry. Ot tak.
Ewentualnie tak
Delikatnie mówiąc nieroztropne, gdy weźmiemy pod uwagę, że dla fana Kojima to Metal Gear Solid. I na odwrót.
Jest to jedynie czubek góry lodowej – nie tylko Kojima został potraktowany nie-fair. Niedawne informacje upublicznione przez biuletyn informacyjny japońskiej giełdy informuje, że:
- Kojima Productions zostało przemianowane na “Number 8 Production Department.”
- Pracownicy Konami muszą się meldować przy opuszczaniu stanowiska pracy na przerwę obiadową. W przypadku opóźnionego powrotu nazwisko delikwenta jest ogłaszane wszem i wobec wszystkim pracownikom. Wstyd! Hańba!
- Budynki firmy są naszpikowane kamerami, których ilość i rozłożenie sugeruje inwigilację pracowników.
- Twórcy gier pracujący w Konami, których produktywność maleje są przenoszeni na inne stanowiska. Takie jak pracownik ochrony, czy monter wspomnianych (zbyt często jak na mój gust) w wpisie Pachinko.
- Anegdotka związana z powyższym punktem – jeden z pracowników przeszedł załamanie nerwowe, gdy z programisty stał się monterem sprzętu. Po oświadczeniu na Facebooku, że ucieka z Konami, bo znalazł pracę gdzie indziej dostał on prezent od firmy – ciągłe monitorowanie miejsca pracy aż do odejścia. Osoby, które polubiły tę informację zostały natomiast zostały przeniesione w inne działy firmy.
A to o mojej pracy mówią #Żabschwitz. Chyba nie wiedzą co jest NAPRAWDĘ złe.
[divider type=”thick”]
Krótkie podsumowanie – w ostatnim czasie Konami rozstało się z dwiema najbardziej znanymi postaciami z swojej firmy, zaczęła traktować swoich pracowników jak niewolników, urządziła im w biurze orwellowski Rok 1984 (jeżeli musicie kliknąć ten kawałek tekstu by dowiedzieć o co chodzi, to coś tu jest bardzo nie w porządku) i sprawia wrażenie jakoby chciała zrezygnować z tworzenia gier komputerowych w całości.
Niewiele pozostało serii, których Konami nie sprofanowało w jakiś sposób w ostatnim czasie. Ostatnia część Pro Evolution Soccer jest kolejną wersją Pro Evolution Soccer – czyli dokładnie tym, czego się wszyscy spodziewali.
Contra to Contra – każdy o niej słyszał, ale nikt w nią nie grał ostatnio. Ile można męczyć biednego roma z SNESa ?
Coś jeszcze znacie? Możliwe, że Dance Dance Revolution. Reszta? Tylko, jeżeli mieszkacie w Japonii, albo macie z jakiegoś innego powodu hopla na punkcie gier stamtąd.
Nic jednak nie zmienia faktu, że Konami robi źle. Z ich punktu widzenia i naszego, graczy.
Pytanie na koniec. Dawno takowych nie było.
11 odpowiedzi na “Jak zeszmacić znane marki i stać się growym „nikim” na przykładzie Konami.”
Mam tylko nadzieje ze Konami dostanie porzadnie w dupe za MGSa. Sprzeda sie dobrze, co do tego nie mam watpliwosci, ale trzymam kciuki zeby potraktowanie w ten sposob Kojimy i calego jego studia odbilo im sie czkawka.
O! Dokładnie to! Gość, którego łeb, niemal samodzielnie, wygenerował im kopalnię złota otrzymał taką właśnie nagrodę – wilczy bilet.
Z drugiej strony, to zakład o „flaszkę” ze długo nie będzie bezrobotny? 😀
Dzisiaj zeszlo embargo, Phantom Pain dostaje takie oceny ze nie mam watpliwosci ze to arcydzielo. Jesli to koniec MGS’ow takich jakie znamy to Kojima odszedl w wielkim stylu. A co do bezrobotnosci Kojimy, obawiam sie ze moze byc bezrobotny, ale z wyboru. Tak czy inaczej, kroi nam sie bardzo potezny kandydat to GOTY.
A tu okazuję się że wujek Gabe tylko czekał aż w innych kolosach branży będzie się źe działo i zaczną zwalniać swoich najlepszych ludzi.
Potajemnie zrekrutuje ich wszystkich do „Valve 2 Resurrection PC_MASTER_RACE Team” i wyda „Half-Life 3”. Będzie tak dobry że wszystkie molochy branży odczują swoje błedy (DLC, Niszczenie Marek, Wyciąganie zawartości z gry i pakowanie jako DLC, Skracanie czasu produkcji dla studiów, kiepskie porty, słabe gry które kosztują krocie) i srogo zapłacą.
Rozpocznie sie złota era PC Master Race w której KickStarter, Ambitne Indyki i dobre kontynuacje starych marek będą zapewniały ucieche graczom na całym świecie.
I powiem jeszcze że Konami za to co robi powinno dostać mocnego kopa finansowego w jajca.
Ktoś powinien zrobić z tego pastę o.O
Troche może nie na temat,ale zauważyłem,że kumpel ostatnio sporo za gry przepłaca to polece wam ciekawą stronke.Jak kupujecie różne gry i oprogramowania to polecam tutaj kupować różne dodatki itp.
Ostatnio na weeklysale było -90% -.-
Czatujcie na weekendach
strona :
https://www.g2a.com/r/oi43
Spoko.
Podmieniłem reflink na swój :p
😀
jak zmienić ten avek z pixeli?
Trzeba mieć konto na WordPress.com albo zalogować się przez którąś z społecznościówek. Ew. mógłbym zrobić wymóg robienia konta u mnie na blogu, ale to z deka bezsensu xD
Też niestety mam zastrzeżenia co do ich „produkcji”
Z Konami to bardzo lubiłem grę yu gi oh (serial też był w porządku). 🙂