Dotarłem do końca roku. (Względnie) cały, zdrowy i raczej niepoturbowany. Ale jednego jestem pewien: moje „uczucia gamingowe” zostały dość potężnie wytarmoszone w minionym tygodniu.

W absurdalnie pozytywny sposób.
Dispatch
W wyniku krótkiej rozmowy z moją lubą kupiłem tę grę. Chciała zagrać i kupić, więc zaproponowałem, że ja kupię, a ona skorzysta w ramach Steam Family Sharing.

Miałem trochę wolnego czasu, to zacząłem grać.
Wiecie, kiedy przestałem? Gdy musiałem iść spać do pracy.
Wiecie, kiedy dokończyłem? Gdy tylko skończyłem pracę następnego dnia.

Ta gra to pierdolone cudo i nie zapomnę go nigdy. Znaczy – gdy już pamięć odrobinę się zatrze, to zrobię drugie podejście do niej, wybierając inne opcje i patrząc jak wiele się zmieni. Ale niezależnie od tego? Najlepsze 8 godzin grania jakie spędziłem w ostatnich tygodniach.
Monster Hunter Now
Nowy tydzień, nowy event, a w nim absolutna nowość: wyzwanie kierowane do wszystkich graczy Monster Hunter Now. W ciągu dwóch tygodni wszyscy łowcy mają za zadanie upolować łącznie 160 milionów potworów. W pierwszy dzień, pokonaliśmy ich 11 milionów. Na koniec tygodnia co zobaczyłem?

Miałem w tym swój niewielki udział – dni wolne u mnie zawsze kończą się tak, że potrzebuję wyjść na spacer. A że pogoda nie rozpieszczała, zwłaszcza w trakcie świąt, to kręciłem się po okolicy i lałem wszystkie potwory, jakie napotkałem na swojej drodze. Przynajmniej do chwili gdy zimno zaganiało mnie do domu, albo „wyłączało” mi dłonie. Efekt? Taki:

Po części wpływ na to miał Monster Outbreak, który zaczął się drugiego dnia świąt1. Na nim mnie i mojej nieodzownej ekipie poszło tak:

Oprócz tego, w ramach eventu świątecznego w moje ręce wpadła sezonowa broń i jednocześnie jedyne w grze Dual Blade’y z efektem paraliżu. Efekt? Przyjęcie ciągłej nieruchomej pozycji – niemalże jak do zdjęcia:
Podoba mi się to – zwłaszcza w trakcie walk drużynowych, gdzie nieruchomy potwór znacznie ułatwia sukces.
Pokemon GO
Z powodów wymienionych powyżej nie starałem się jakoś bardzo intensywnie przy łapaniu Pokemonów. Poniżej mała galeria fajnych stworów jakie wpadły mi w ręce:






No i tyle!
Worldseekers – GPS Deckbuilder
Kod do gry otrzymałem od serwisu Keymailer, ale skłamałbym jakbym powiedział, że się o niego nie prosiłem.
Jestem prostym człowiekiem – słyszę o nowej grze AR, testuję nową grę AR. Ta jednak jest dość specyficzna. Przede wszystkim walka w niej opiera się o budowanie talii z atakami i zagrywanie ich na przeciwników.

Oprócz tego ma też wersję na Steam, co może się wydawać bez sensu. Przynajmniej do momentu kiedy powiem, że gra pozwala na przesuwanie postaci w niewielkim stopniu bez poruszania się w świecie rzeczywistym.

Albo mówiąc inaczej „spoofing-as-a-feature” XD
Biorąc klucz do gry, zobowiązałem się napisać coś dedykowanego tej grze, więc możecie się na to mentalnie przygotowywać. Ale to już jak sytuacja w Monster Hunter Now się uspokoi.
Soulframe
Tutaj bez zmian – gram bo mogę i lubię. Tak bardzo, że już zebrałem wszystkie rzeczy, jakie są do zdobycia w ramach limitowanego eventu i zbudowałem większość z nich! Tak się prezentuję w zbroi i uzbrojony w sztylet z eventu:

W związku z tym, że tym samym wyczerpałem wszystkie „poważne” zadania, to przerzuciłem się na farmienie bossów. Głównie jednego – by zdobyć jego zbroję i dwuręczny miecz. Walka z nim jest upierdliwa:
Po części dlatego, że uparłem na to, by jednocześnie wbijać poziom w broniach, przez co nie sięgam po moje najbardziej „miażdżące” argumenty.
Diablo 4
„ŚWIATŁOŚĆ WAS UKARZE, MIERNOTY DEMONICZNE!”
To sobie pomyślałem nim wróciłem do wbijania poziomów Paladyna, prób polowania na Gobliny ze skarbami i robienia zadań sezonowych. Efekt końcowy? Taki:

Robiłem zbyt wiele rzeczy by je wszystkie wymieniać i wszystkim się chwalić, więc skupię się na jednym.
W trakcie poprzedniego sezonu próbowałem, uparcie, ubić Bartuca. Nie udało mi się, bo musiałem zrezygnować z grania na Xboksie z przyczyn „technicznych”. Postanowiłem odrobić zaległości i posłać go do piachu.
Poszło bardzo łatwo, powiedziałbym wręcz, że ZBYT łatwo:
Nie sprawdzałem, ale mam wrażenie, że łup wylatywał dłużej, niż trwała walka XD
Flappy Dragon
Łapanie ich wszystkich jest w toku 😀 Na ten moment:
- 222/224 zdobytych
- 22 shiny
Oprócz tego odkryłem nowego smoka jakim lubię grać. Nazywa się Pangea i ma fajną umiejętność – przy zderzeniu z wieżą, zjada ją i leci dalej, jak gdyby nigdy nic. Staje się jednak przy tym cięższy, więc im więcej ich zje, tym trudniej się nim steruje. Gameplay poniżej:
Persona 5: The Phantom X
Mobilna Persona odpaliła protokół „wesołych świąt, szczęśliwego nowego roku, nawet nie próbuj o nas zapomnieć”. Czym się to objawia? W czwartek do gry doszły:
- nowy event – crossover z Persona 5 Royal. Jest on jednocześnie pierwszym, który zaczął się w tym samym czasie na serwerze zachodnim i azjatyckim
- nowa postać, czy też postacie – Justine i Caroline z Persony 5. Niestety je pominę, bo wydałem walutę grową w mniej racjonalny sposób
- tak konkretnie, to na nową skórkę dla protagonisty:

- jeszcze jeden event, z okazji nadchodzącego nowego roku
- nową postać do zaprzyjaźnienia. Nowa to mocne słowo, bo Kotone Montagne jest jedną z postaci, którą mieliśmy okazję poznać wcześniej. Do tego, jako grywalny Phantom Thief stanowi podstawę wielu początkowych drużyn w grze.

Jak zobaczyłem ile dodali rzeczy do zrobienia to straciłem kompletnie wątek i zapominałem, jakie miałem plany XD Zamiast tego skupiłem się na ogarnięciu tych wszystkich rzeczy.
Inne tematy
Miałem plany, ambicje, marzenia. Wiecie, takie pozagiereczkowe.
Ale jak udało mi się ugrać trochę więcej wolnego, to całe powietrze ze mnie zeszło i „wybrałem” odpoczynek. Znaczy, mój organizm za mnie wybrał. Do tego doszedł nagły i niespodziewany atak zimy, na który nie byłem kompletnie gotów – zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Tak to miałem plan wybrać się na jakiś spacer. Taki z gatunku długich – bardziej na 15 kilometrów niż na 5. Ale no cóż, to przy innej okazji, jak się pogoda i mój stan ustabilizuje.
Nawet przy garach nie chciało się zbytnio stać. Ba! Byłem tak rozkojarzony, że nawet nie zrobiłem zdjęcia świetnego leczo z kiełbasą chorizo jakie zrobiliśmy na obiad 🙁
Ale zdjęcie placków ziemniaczanych z nuggetsami w sosie indyjskim już mam!

Ten obiad to trochę taki „proof-of concept”, bo zarówno sos jak i nuggetsy były kupne. Ale pomysł się sprawdził, więc będę musiał jakąś inny wariant tego dania wymyślić
Na sesję zdjęciową załapał się również serniko-makowiec na zimno według autorskiego przepisu. Chciałem zrobić by był trochę bardziej „fit”. Ale tylko trochę, w końcu miał być daniem świątecznym.

Ostatecznie zrobiłem go dopiero w drugi dzień świąt, więc do zjedzenia nadawał się już po nich. Jak widzicie, podejście do świąt mam dość luźne xD
Trochę w ramach zemsty za wybicie z rutyny – lada moment wrócę do pracy po przyjemnie spędzonych dniach i co?

- O czym zdecydował ktoś wysoce nieogarnięty. ↩︎
Odkryj więcej z Yeti (nie tylko) o grach
Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.
