Wiele osób jest zdziwionych tym, że na Nintendo Switch trafiają gry z smartfonów. Niedawne testy Arena of Valor pokazały mi jednak sens tych portów na pełnoprawną konsolę przenośną (i nie tylko).
No i do tego mam szansę napisać kilka słów o jednej z trzech gier MOBA, które lubię. Jak tu z tego nie skorzystać?
Mikrowykład o Arena of Valor.
Wprowadzenie, nim przejdziemy dalej, bo kuriozalnie niewiele osób w Polsce może znać najbardziej popularną grę MOBA na świecie.
80 milionów aktywnych dziennych graczy. 200 milionów aktywnych graczy w skali miesiąca. Najlepiej zarabiająca gra mobilna na świecie (150 milionów dolarów dochodu w czerwcu 2017 roku). To wszystko tylko dzięki temu, że Arena of Valor zadomowiła się w dwóch miejscach, gdzie porządnej konkurencji nie ma, nie było i prawdopodobnie za szybko nie będzie: w Chinach i na smartfonach z Androidem i iOSem.
Arena of Valor jest wydawana przez Tencent – firmę, która posiada Riot Games, czyli twórców League of Legends. To widać. Wiele rzeczy wygląda na silnie inspirowanych League of Legends – rozkład potworów w dżungli, niektóre postacie i przedmioty… Podobieństwo widać i nie da się go przeoczyć.
Do tej, wręcz do przesady, typowej gry MOBA dodane zostało kilka elementów, które ułatwiają granie na smartfonie – możliwość zaplanowania przed meczem i szybkiego kupowania przedmiotów bez przekopywanie się do menu, wygodne sterowanie dotykowe i wbudowany chat głosowy.
Wyższość Arena of Valor na Nintendo Switch.
W chwili kiedy piszę ten tekst, to za godzinę skończą się pierwsze zamknięte testy Arena of Valor w wydaniu konsolowym.
Jest dobrze – gra nie klatkuje, zdaje się działać w 60 FPS przez cały czas a grafika wygląda jak na high-endowym telefonie, a może nawet lepiej (nie wiem jak to działa na telefonach kosztujących więcej od konsoli, żal mi na nie pieniędzy).
Jest jednak pewna bolączka – po zagraniu w Arena of Valor na 32 calach, z Pro Controllerem w ręku nawet nie spróbuje zagrać już na telefonie. Pod tym względem gra dla mnie umarła.
Sterowanie padem zostało zrealizowane świetnie. Fakt, faktem – wymaga jednej, czy dwóch partii na przyzwyczajenie się, ale potem już się steruje całkowicie swobodnie i bez skupiania się na tym.
Do tego Arena of Valor na Nintendo Switch pozwala na płynne przejście z grania na TV do grania gdziekolwiek (w zasięgu internetu) i z powrotem.
Dodane również zostało opcjonalne automatyczne wykupywanie sprzętu i wybieranie zdolności do rozwinięcia w przypadku dłuższego ociągania się z wyborem – sprawia to, że nie trzeba się odrywać od walki.
Nie tylko Arena of Valor zyskała.
To nie jest tak, że zagrałem w jeden port gry mobilnej na Nintendo Switch i mnie olśniło. Niestety, nic z tych rzeczy.
Miałem przyjemność grać w VOEZ, Implosion: Never Lose Hope, Levels, Cat Quest, Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas… tyle tytułów wcześniej ogranych na telefonie pamiętam.
Każda gra powyżej zyskała na przeportowaniu na dedykowany sprzęt do grania – jak nie fizyczne sterowanie i wyższą jakość grafiki, to, jak w przypadku VOEZ, możliwość przejścia z modelu Free2Play na bardziej „przyzwoity” sposób zarobkowania.
Najwięcej z tego zyskał jednak Cat Quest, który z prostej, „mizianej” gry stał się o wiele bardziej wciągającym i wymagającym tytułem. Wystarczyło zwiększyć trochę siłę przeciwników i dodać możliwość unikania ciosów, która była nieobecna w oryginalnych wydaniach gry.
Dla gier mobilnych jest nadzieja!
Przede wszystkim – platforma nie jest ograniczona do odpowiedników Candy Crush Saga, Plemion i innych tego typu.
Przedstawiciele gatunków bardziej ambitnych często są kastrowani w wydaniu na telefony. Zwykle pod względem sterowania bądź metody zarobkowania. Mimo tego jednak trzymają fason.
A po powrocie na dedykowane urządzenia do grania potrafią się mierzyć niczym równy z równym w walce o nasz czas wolny. Może nie z grami AAA, ale ogólnie? Jak najbardziej.
Arena of Valor na Nintendo Switch pokazuje to bardzo wyraźnie. Reszta wymienionych gier też robi za bardzo dobre przykłady, ale ich popularność nie może się równać z przedstawicielem przerażająco popularnego gatunku, jakim są gry MOBA.
Nawet w czasach, kiedy nikt już nie chce własnego przedstawiciela gatunku, a każdy pragnie mieć swoją grę Battle Royale.