Bym napisał zgodnie z zapowiedzią zaraz po weekendzie. Ale przykro mi – jestem nakręcony jak diabli i dopiero teraz dałem sobie spokój z Pokemon GO na dość długi czas by coś o tym napisać.
A nawet rozpisać. Przeczytajcie w przerwie między spacerami. Albo jako ostatnią rzecz przed zainstalowaniem gry i wyjściem na miasto.
Istotna uwaga – przyjmuje, że ponad tydzień po premierze gry w części świata ogarniacie temat. Dlatego odpuszczam sobie dokładne opisywanie gry, zamiast tego opisując jakieś uwagi i przemyślenia okołotematyczne.
Jak ktoś wyrazi zainteresowanie bardziej klasyczną recenzją w komentarzach poniżej, to się napisze. Jak nie, to przejdziemy do innych, bardziej wartościowych wpisów.
Nogi mi odpadają od tyłka.
Powiem wprost – udowodni to, że dotychczas było coś ze mną mocno nie tak. Ale dzięki tej grze przypomniałem sobie istnienie mięśni, których nie czułem bardzo długi czas.
Jak byłem sporo młodszy to bardzo lubiłem spacery. Potrafiłem czysto spontanicznie przejść się i zrobić jakieś 20 kilometrów w ramach jednego krótkiego spaceru, po którym moja jęczała, że cały dzień nie byłem w domu.
Wersja oficjalna? Bawiłem się z kolegami na podwórku obok kilka godzin.
Prawdziwa? Będąc gnojkiem robiłem sobie spacer przez las miejski na jedyne kąpielisko i z powrotem.
Potem szkoła średnia, którą próbowałem traktować serio, studia, które niestety traktowałem serio i szczytem moich tras były spacery do „budy” i z powrotem. Zresztą, czasem nawet to nie wchodziło w rachubę.
A teraz? Specjalnie wychodzę przed pracą by iść, często wydłużoną drogą. Wracam na piechotę, na tej samej zasadzie. Licznik kilometrów w tyłku i w aplikacji nabija zapomniane wieki temu wartości.
Dzień później rano boli, ale kogo to obchodzi? Któregoś dnia znów przestanie.
Ale propsy dla gry, która była w stanie dać mi namacalny cel. Tak to wolałbym pospać. Albo popisać na bloga. A nie, że jakieś spacery i pokemony. Zresztą, nawyki mi wracają bez tego – w chwili kiedy piszę to zdanie dopiero co wróciłem z spaceru wokół kąpieliska Głębokie w Szczecinie. 6 kilometrów wykonałem bez zająknięcia.
Chwalę sobie system walki.
Walki w Pokemon GO są rzadkie. W chwili gdy piszę te słowa występują tylko w gymach, czyli lokalizacjach, o które walczą trzy drużyny obecne w Pokemon GO – żółta, niebieska i czerwona.
Ale gdy już następują, to są przede wszystkim szybkie i niewymagające większego myślenia. Ot uderzasz palcami w ekran. W odpowiednim czasie i w odpowiednim momencie przetrzymujesz palec na ekranie by użyć ataku specjalnego. Są jeszcze uniki, ale z powodu telefonu, który ledwo wyrabia nie dałem rady tego motywu zbadać do końca. I tylko tyle.
Za siłę pokemona odpowiada tak naprawdę jednak cyferka, oznacza skrótem CP – Combat Power. Oprócz tego znaczenie ma jeszcze typ ataku i typ atakowanego nim pokemona. Tak, to takie proste jak się wam wydaje.
Taki system walki bardzo pasuje do gry – główną rozrywką tutaj jest chodzenie i odgrywanie pokemonów – nie ma czasu na bzdurne gapienie się w ekran i szukanie słabych punktów przeciwnika, kiedy wokół pojawia się więcej pokemonów do złapania.
System walki podpatrzony z gier Pokemon by przeniósł punkt skupienia rozgrywki w zupełnie inne miejsce. I wymusiłby na graczach wymagających lepszych efektów w walce długie pobyty w jednym punkcie. Chciałbym wymyślić bardziej bezsensowną opcję, ale zwyczajnie nie daję rady.
Osoby odporne na aluzje informuje – chcesz w Pokemon GO system walki z gier tej marki na Game Boya czy Nintendo 3DS? Gratuluje, zdałeś test na bycie tępakiem nieogarniającym o co w tej grze chodzi. Wyjdź.
Mój syndrom zbieracza został zaspokojony.
Lubię zbierać rzeczy w grach. Jestem jedną z tych osób co chomikuje mikstury przez całą grę, w ekwipunku trzyma wszystkie fajne sprzęty, a znalezione niepotrzebne przedmioty wyrzuci dopiero jak nie da inaczej.
No i jako ten typ gracza jestem bardzo zadowolony z Pokemon GO, który wymaga wręcz ode mnie łapania wszystkiego, co mi wpadnie w zasięg radaru i trzymanie tego. Wycinek kolekcji poniżej
Pokemony się przydają, jak nie po to by obsadzać nimi Gymy, to po to by je ewoluować, co oznacza doświadczenie. A ono oznacza rozwój postaci w grze, a to się przekłada na lepsze pokemony do złapania i dostęp do skuteczniejszych pokeballi/leków dla rannych pokemonów/innych rzeczy.
Samo nakręcająca się spirala. Dla mnie bomba.
Uwielbiam to co ta gra robi z ludźmi, którzy w nią grają.
Ludzie wyszli z domu. Ale to samo to za mało. Zaczęli działać razem.
Wiele decyzji podjętych w trakcie projektowania tej gry sprawia, że nawet ludzie z przeciwnych sobie drużyn mogą stać/siedzieć/leżeć/iść/biec obok siebie bez śladów animozji.
Pokemony pokazują się wszystkim tak samo i fakt złapania go przez jedną osobę nie pozbawia szansy ludzi wokół.
„Lure Module” czyli przedmiot zwiększający częstotliwość pojawiania się wokół działa dla wszystkich obecnych w okolicy graczy. To wszystko sprawia, że ludzie siadają koło siebie i siłą rzeczy nawiązują jakieś kontakty społeczne. Ich trwałość, intensywność czy jakość to inna historia zupełnie zależna od każdego konkretnego przypadku. Ale sama szansa na zaistnienie takowych to już coś. A takie jak poniższy przykład wynagradzają WSZYSTKO.
O takich rzeczach jak wspólne, oddolne organizowanie akcji „bojowych” na Facebooku nie wspomnę.
O dobru w postaci wyprowadzonych psów, czy wykorzystywaniu aplikacji pokroju „pomoc charytatywna za przechodzone kilometry” nawet nie wspomnę. Odpalanie Lure Module przy szpitalach dziecięcych by dzieciaki miały co łapać to też sympatyczna akcja.
Z drugiej strony mamy niestety masę ludzi, którzy nie rozumieją, że jak ktoś patrzy od czasu do czasu na smartfona, to może się świetnie bawić, a nie być „pierdolonym debilem bez życia”. Ostatnio nawet widziałem, że jakaś panna jęczała, że przez kilkunastosobową grupę „nie mogła w spokoju napić się piwa nad Odrą „. W miejscu publicznym, na krzywy ryj. Pewnie tłum przeszkodziłby jej w zauważeniu patrolu policji i ukryciu butelki w razie czego. Meh.
Przez takie chwile w życiu rozumiem sens istnienia określenia „podludź”. To jest dopiero smutna sprawa.
Epilog
Pokemon GO jako gra ma swoje fazy – problemy z serwerami, błędy, kosmiczne żuzycie baterii i bardzo konkretne wymagania sprzętowe.
Ale to co gra dostarcza wynagradza wszystko i warta jest zarówno pokonanych kilometrów, ewentualnych problemów z aplikacją, a nawet wymiany telefonu na nowszy model.
3 odpowiedzi na “Pokemon GO – wrażenia po tygodniu grania.”
Cześć Jasiek 😀
Artykuł jak zwykle konkretny i trafiający w sedno.
Powiem Ci, że ja przez Pokemon GO zmusiłam się do regularnego chodzenia. Brzmi to może głupio, ale dla mnie, jako dla osoby niepełnosprawnej, ruszenie się było problemem, szczególnie od czasu kiedy ekipa mi się rozjechała po różnych miastach, a miejscowi nie rozumieją, że niestety dla mnie 5km na raz to morderstwo.
Obecnie założyłam sobie kilometr dziennie, wydłużany regularnie z każdym tygodniem. Obecnie kilometr nie robi na moim organizmie wrażenia, a łapanie poków i wykluwanie łażeniem jajek jest fajnym dodatkiem, który motywuje, bo fajniej wyjść na zewnątrz i nagle poczuć w kieszeni wibracje i złapać coś z bananem na ryju, niż wałęsać się samemu po mieście, bo wtedy najzwyczajniej w świecie się nie chce,
Oczywiście są debile, ale bez nich byłoby nudno, nie? 😀
No i listu z Hogwartu dalej nie dostałam, to chociaż trenerem pokemon zostanę xDDD
Jedyne co mnie wkurza to ewolucie. Myślałam, że cuksy będą po typach pokemonów. Mając Magikarpia myślałam, że będę potrzebowała 400 wodnych cuksów, a nie 400 cuksów tylko Magikarpia, no ale trudno.
Walka jest okej. Ja sama wolę zbierać niż walczyć, więc nie chcę systemu znanego z gier. Gra ma spory potencjał i liczę, że rozwinie się to w dobrym kierunku.
Pozdro!
Dla mnie generalnie Pokemon GO to jest fenomen, bo ja zawsze byłam hipsterem i nigdy Pokemonów nie lubiłam. W żadną grę z serii nigdy nie grałam, nie oglądałam anime, jak dzieciaki z mojej podbazy zbierały tazosy z chipsów, to ja nawet nie wiedziałam, jak wygląda Pikachu. A w Pokemon GO gram. Nie ogarniam, ale gram. To znaczy gram tylko troszkę, bo godziny pracy średnio mi na to pozwalają (jak się zapierdziela na kasie od 11 do 19, to się średnio ma ochotę przed czy po pracy łazić na wielokilometrowe spacery). Ale jak wpadnie dzień wolny, to leziemy z lubym i znajomymi w miasto na kilkugodzinny spacer. Najfajniej jest w miejscach, gdzie ktoś zapuści lure’a – przyłazi horda ludzi, siedzą wszyscy, gadają, łapią Pokemony, nieważne z jakiego jesteś teamu. To jest cholernie społecznościowa gra, pomimo tego, że wymaga ciągłego gapienia się w telefon. 😛
Z kosmicznym zżeraniem baterii sobie poradziłam – kupiłam powerbank. ^^ To się zawsze przyda, tak czy inaczej.
Nie rozumiem, dlaczego jeśli ktoś gra sobie na konsoli w domu, to jest ok, ale jak wyjdzie pograć na zewnątrz, to okazuje się „bezmózgiem”. I dlaczego przebiegnięcie kilometru z Endomondo jest spoko, a z Pokemon Go to już żenada.
Widzę, że złapałeś Nicki Minaj, nieźle, haha 😀 Ja czekam na pojawienie się Vulpixa, w końcu spełnię swoje marzenie z dzieciństwa 😀