Nie mam tutaj na myśli umiejętności pozyskiwania nowych marek przez Niantic. Mam na myśli fakt, że w końcu otrzymaliśmy grę, która się broni w dniu premiery.
Tak właściwe, to żenujące by było jakbym po dwóch testach beta musiał napisać coś innego.
Ostrzeżenie!
Poniższy wpis znacznie łatwiej się będzie czytało osobom, które miały już jakąś styczność z poprzednimi grami studia, tj.
- Ingressem
- Pokemon GO
- Ingressem Prime
Porównania nasuwają się same z siebie i zwyczajnie trudno jest, również przy opisywaniu niektórych rzeczy, wynajdywać koło na nowo.
Ogólna koncepcja rozgrywki w Harry Potter: Wizards Unite
Nowa gra AR od Niantic oraz Portkey Games polega na z grubsza tym samym, co znamy z Pokemon GO. Jakby co ci drudzy to studio stworzone wyłącznie w celu tworzenia gier osadzonych w uniwersum Harry’ego Pottera)
Przemieszczamy się po świecie poszukując Zgub – znajdujących się z dala od swojego normalnego miejsca bytowania magicznych przedmiotów bądź postaci, które mogą stanowić zagrożenie dla czarodziejów, mugoli i tajemnicy jaką jest istnienia świata magii.
Robimy to przez rzucanie zaklęć, czyli rysowanie na ekranie szybko i dobrze nakazanych przez grę symbolów.
Oprócz tego walczymy z potworami i czarnymi magami w specjalnych lokacjach na mapie. Czasem nawet możemy jakiego antagonistę napotkać „luzem” w terenie.
Robiąc to wszystko rozwijamy postać, dzięki czemu dostajemy więcej przedmiotów, stajemy się potężniejsi i otrzymujemy więcej możliwości.
Pisząc prościej – ta gra to Pokemon GO, tylko osadzony w innym uniwersum i z kilkoma bardzo istotnymi różnicami.
Zguby w Harry Potter: Wizards Unite > Pokemony
Chodzi o pewien poziom nieprzewidywalności. Wiemy wszyscy, albo możemy się łatwo dowiedzieć, jakie Pokemony zostały już stworzone i domyślić orientacyjnie w jakiej kolejności będą one udostępniane graczom.
Harry Potter: Wizards Unite się przed tym zabezpieczyło za pomocą wytrychu fabularnego (!!!!), który głosi, że Zgubą może być wszystko z dowolnego punktu w czasie. Nie muszę mówić jakie to możliwości daje twórcom?
Tutaj zaczynają się zalety – Pokemonów można uzbierać skończoną ilość, której górny limit do tego trzeba powiększać na bieżąco. Tutaj ma limitu. Dosłownie -po zebraniu całej grupy zgub możemy zresetować na nich licznik i zbierać ich jeszcze więcej, dostając za to jeszcze lepsze nagrody.
Oprócz tego Harry Potterowy odpowiednik Pokedexa zostaje oznaczony w stylowy sposób, który w irracjonalny sposób napawa mnie dumą za każdym razem jak go widzę.
Aż chce się latać za tymi wszystkimi hipogryfami, tłuczkami, Ślizgonami i tym podobnymi.
Czarodziejskie wyzwania > Rajdy (?)
Koncepcja jest prosta – idziesz w wskazane miejsce.
Wybierasz poziom (na początku jeden, potem odblokowujesz kolejne) i kamień runiczny z ekwipunku, który dostajesz za odnajdywanie większej ilości zgub i który decyduje o nagrodach i poziomie trudności.
Potem stajesz w szranki przeciwko kilku przeciwnikom. Gdy ich pokonasz w określonym czasie, to dostajesz nagrody. Jeżeli, to zmarnowałeś czas i kamień runiczny
Nie chciałbym się jakoś bardziej rozpisywać odnośnie czarodziejskich wyzwań z bardzo prostego powodu -nie miałem dotąd okazji by przekonać się jak to działa dokładnie gdy się gra zespołowo, oraz jak wygląda rozgrywka na wyższych poziomach trudności.
Jedno jest jednak pewne – dość ciekawym pomysłem jest to, by nie ściągać ludzi w określonym czasie w dane miejsce, ale pozwolić im samemu decydować o tym o której i jak skomplikowane będzie wyzwanie.
Czary > Pokeballe
Osoby, które grały w Ingressa i zjadły zęby na hakowaniu portali glifami będą się czuły jak w domu – na tym polega cały urok nowej gry Niantica.
Każdą z Zgub należy odzyskać za pomocą odpowiedniego zaklęcia. Plakat znajdujący się w burzy z piorunami? Rzucasz zaklęcie Meteurok Recanto, który rozprasza zaklęcia pogodowe. Burza ognia? Zaklęcie Aquamenti i zalewasz ją olbrzymią ilością wody. Gobliny pilnujący sprzętu do Quditcha? Ebublio i w bańce wody odsyłasz go w diabły. I tak dalej, i tak dalej~~
Zaklęcia się rzuca za pomocą kreślenia symbolów na ekranie, tak szybko i tak dokładnie jak tylko się da. Im lepiej to się zrobi, tym większa szansa na sukces.
To samo działa w przypadku Czarodziejskich Prób i okazjonalnych (chyba? Przynajmniej na 11. poziomie) walk poza terenem tychże – walka odbywa się za pomocą gestów robionych w odpowiednim czasie i po wcześniejszym wycelowaniu zaklęcia, jakkolwiek to zabrzmi.
Żeby rzucać zaklęcia w trakcie prób odzyskania zgub potrzebna jest energia – jeden punkt na jedną próbę.
Tutaj przeżyłem chwilę grozy, bo bałem się, że będzie jak w żenującej grze F2P – że, jedyna opcja na odzyskanie energii to czekanie. Albo, co gorsza, płacenie haraczu. Okazało się jednak, że energię się uzyskuje z gospód i cieplarni rozsianych po mapie. Tak jak w Pokemon GO z Pokestopów uzyskuje się Pokeballe.
Rozwój postaci w Harry Potter: Wizards Unite > rozwój Pokemonów
W przypadku opisywanej teraz gry AR progresja idzie w jakość, a nie w ilość. W Pokemon GO musimy dbać o rozwój zróżnicowanej grupy Pokemonów (albo najmocniejszej szóstki, jeżeli ktoś się nie przejmuje zbytnio byciem ” najlepszym, jak nigdy dotąd nikt”). Dbamy podbijając im poziom i ucząc najlepszych ataków.
W Harrym Potterze rozwijamy tylko siebie jako postać – wybierając swobodnie jedną z trzech profesji i wykupując zdolności z jego drzewka. Potem, dzięki temu, w trakcie wspomnianych wyżej czarodziejskich wyzwań, wymiatamy.
Daje to o wiele większą satysfakcję niż gameplay pt. „Tap the fuck up” w Pokemon GO. Od zainstalowania Harry’ego Pottera Pokemony uruchamiam raz w tygodniu – by odebrać nagrody z Adventure Sync. Jest to dość nowej funkcja, która pozwala na nabijanie dystansu w grze bez jej uruchamiania. Prawdopodobnie trafi też do Harry Potter: Wizards Unite.
Rozwój postaci przypominający bardziej typową grę RPG niż grę mobilną z klasy F2P działa bardzo mocno na plus tej produkcji. No i jest najbardziej rozbudowanym rozwiązaniem w gatunku gier AR i prawdopodobnie długo takim pozostanie.
Najpewniej do chwili aż Wizards of The Coast zamówi Dungeons and Dragons w poszerzonej rzeczywistości.
Ta gra ma fabułę.
Polecam przerwę półminutową na przetworzenie szokującego stwierdzenia z nagłówka.
Postaci , zarówno nowe, jak i znane tłumaczą i uzasadniają wszystko co się dzieje na ekranie. Robią to w sposób ciekawy, częściowo udźwiękowiony i do tego w pełni przetłumaczony kinowo na język polski – bez wstawek z angielsku.
Nie muszę mówić, że to cudowne wieści?
Jest to olbrzymi krok naprzód w porównaniu do Ingressa (który opowiada bardzo ciekawą historię i ma bardzo rozbudowany lore, ale trzyma to w tak głębokim ukryciu, że odkopywanie informacji na ten temat to niemalże metagra) i Pokemon GO (który nie ma nawet ochłapów historii, fabuły ani porządku).
Mityczne braki.
Mimo tego iż Harry Potter: Wizards Unite ma więcej funkcji niż Ingress na tę chwilę i Pokemon GO w dniu premiery (to akurat nie jest wyczyn), to dalej jest co dodawać.
Brakuje chociażby obecnego w Pokemon GO PVP. Raczej nie pojawi się za szybko, bo w tej grze jest tyle zmiennych, że nie wyobrażam sobie by Niantic przy swojej ogarniętości dał radę opracować to w najbliższym czasie.
I wiecie co? Myślałem, że będę miał więcej rzeczy do napisania tym aspekcie. Nie przychodzi mi jednak do głowy nic innego. Może ekwipunek dla czarodzieja jako dodatkowe bonusy do statystyk? Naprawdę próbuje, ale mi nie wychodzi.
Łyżka dziegciu, znaczy mikropłatności.
Jest jedna sprawa, która mnie wstępnie przeraża – mikropłatności w wykonaniu Warner Bros.
Jeżeli siedzieliście trochę bardziej w temacie gier mobilnych, to mogliście słyszeć jak bardzo inwazyjnie zaprojektowany był system energii w poprzedniej grze mobilnej z Harry’m Potterem.
Podobny stopień bezczelności, na pierwszy i drugi rzut oka, jest niemożliwy. Ale zobaczyłem coś równie nieprzyjemnego. Dotychczas nie było sytuacji by przedmioty kosmetyczne w grach Niantica (a konkretnie w Pokemon GO, w Ingress takich rzeczy nie ma) były dostępne tylko za prawdziwe pieniądze. Tak jak szaty domów z Hogwartu z zrzutu ekranu obok.
Mam tylko nadzieję, że to jest jednorazowy wybryk służący wyssaniu kasy z ludzi, którzy dopiero zaczynają gry, jak to mają w zwyczaju typowe gry F2P.
Jeżeli nie, to będziemy mogli podziękować Warner Bros za Harry Potter: Wizards Unite, która zarobiłaby swoje bez takich żenujących (mimo iż zwyczajnych w grach mobilnych) zagrywek.
Jest magia?
Jest magia, moc i co tylko jeszcze chcecie.
Na ten moment muszę to powiedzieć dokładnie w ten sposób – Nianticowi w końcu się udało wypuścić pełnoprawną w bezdyskusyjny sposób grę w dniu premiery.
Jest to równie miłe i szokujące. A w połączeniu z tym co napisałem powyżej pozwala mi na napisanie kolejnej miłej dla twórców rzeczy – serdecznie polecam tę grę każdemu, kto nie przekreśla odgórnie gier AR bądź innych gier mobilnych.
Pomaga też fakt, że jest to pierwsza gra AR na rynku, w której granie w poszerzonej rzeczywistości nie jest jedynym motywem, który sprawia, że się ona broni.
Harry Potter: Wizards Unite obroniłoby się, po drobnych przeróbkach, jako „zwyczajna” gra mobilna.
I mówiąc szczerze,to nie jestem stanie dać lepszego komplementu dla tej gry bez popadania w bardzo mocną przesadę.
Osoby, które chcą same przekonać się o czym tutaj paplam mogą zainstalować wersję na Androida tutaj, a na iOS-a tutaj.