Bonfire jest kolejną grą od studia MoaCube, która wpadła mi w ręce. Wcześniejsze dwie, czy Cinders i Magi bardzo przypadły mi do gustu i na dobrą sprawę przyjąłem je bez większej krytyki. Czy kolejna gra ich produkcji również wciągnie mnie na godziny? A kto to wie? Ale biorąc pod uwagę, że Bonfire jest teraz w wersji „rozwojowej”, to może być ciekawie…

Bonfire, na podstawie samego opisu z strony twórców, zapowiada się na dość ciekawą i „świeżą” grę. To co, zobaczymy jak im to wyszło?
Łatwe trudów początki
Zaraz po pierwszym uruchomieniu gry obrywamy w twarz dość krótkim samouczkiem, w którym poznajemy trzy pierwsze postacie, rys fabularny (który, mam nadzieję, w ostatecznej wersji będzie rozbudowany, bo teraz jest trochę taki… nijaki) oraz mechanikę walki (niezwykle prostą, ale dająca wiele możliwości). Dopiero po takiej zabawie, ukazuje się menu główne gry.

Kilka opcji na krzyż i nasza dzielna kompania grzejąca się przy tytułowym ognisku. Zwiedzanie okolic ogniska zaczniemy od kliknięcia „Begin”, co po ustawieniu paru opcji (wybór drużyny, przedmiotów i długości partii, jaką chcemy rozegrać), umożliwi nam rozpoczęcie masakry. W tym momencie zapraszam na seans filmowy lameriady w moim wykonaniu.
No to powyżej macie próbkę tego, jak wygląda (nieudana) walka.
Poradnik „Jak to walczy?”

Tak jak już wspominałem system walki jest idiotoodporny (inne określenie jest nie na miejscu): walka odbywa się turowo. Każda z kierowanych przez nas w Bonfire postaci ma do dyspozycji trzy umiejętności. To z jakiej skorzysta, zależy od tego kto będzie jego celem. Przykładowo mnich przeciwnika walnie z pięści, sojusznika uleczy, a siebie umieści w „sanktuarium”, co sprawi, że przez dwie tury nie będzie mógł być celem ataków. Ułatwia to prowadzenie walki, bez pozbawiania gracza możliwości. No co, jak co, ale możliwość uderzenie sojusznika z pięści raczej rzadko ma sens, prawda? Podobne możliwości mają nasi przeciwnicy. Część adwersarzy nie jest jednak potężnie obdarzona przez matkę naturę/Głównego Złego i posiada tylko dwie zdolności.
Korzystając z trzech postaci, posiadających po trzy umiejętności, musimy przetrwać serię potyczek. W momencie kiedy nam się to uda, otrzymamy małą górkę złota. Do tego, jeżeli po raz pierwszy przejdziemy „maraton” walk o danej długości, to dołączy do nas nowa postać i odblokuje się możliwość rozegrania dłuższej „ścieżki zdrowia”. Dzięki temu, po dość DŁUGIM czasie, uzyskamy olbrzymią ilość możliwych taktyk/drużyn i innych do zastosowania.
Czemu długim czasie? Bo standardowy poziom trudności w Bonfire jest dość wyśrubowany, przynajmniej jak na dzisiejsze standardy. W sytuacji, gdy gra stanowi dla nas zbyt wielkie wyzwanie, to mamy dwie opcje: grindujemy złoto, aż będziemy mieli kompanię przypakowanych do granic możliwości postaci, albo korzystamy z niższego poziomu trudności, który w sumie jest niewiele mniej trudny. Ale jednak pozwala nam na trochę więcej błędów w rozmyślaniach taktycznych bez której w tej grze umrzemy. Zero litości dla bezrefleksyjnych klikaczy.
Dość ciekawym i wymuszającym na nas taktyczny sposób gry rozwiązaniem jest fakt, że każde trafione uderzenie nie tylko zadaje obrażenia, ale również obniża maksymalny poziom punktów życia. Koniec z laniem się po twarzach bez dbania o obronę, aż do chwili, gdy trzeba wszystkich wyleczyć, tutaj trzeba też zapobiegać obrażeniom. Rozwiązanie równie proste, co skuteczne, starczą trzy walki przegrane z powodu możliwości uleczenia postaci tylko do połowy „paska”, by zachęcić mózg do planowania działań.
Prawie bym zapomniał o pewnej dość istotnej sprawie: o przedmiotach. Otóż, w trakcie każdego „maratonu”, znajdujemy skrzynie z przedmiotami, które możemy wykorzystać do wyciągnięcia swoich czterech liter z trudnej sytuacji. A jest się jak ratować: przedmioty podwyższające statystyki i leczące są jak najbardziej przydatne 🙂 Jest nawet znajdujący się chyba w co drugiej grze fantasy Ankh Życia, który wskrzesza naszą drużynę. Pod warunkiem, że jest komu ten artefakt użyć, a z tym bywa różnie.
Bonfire gra i wygląda.
No, o jejku, każda gra musi jakoś wyglądać. A jest co chwalić w przypadku Bonfire? Według mnie tak. Na szczególne uznanie zasługują tła, które zasługują na aplauz z dwóch powodów: wyglądają świetnie oraz są tłami. Czyli nie są nachalne i mimo, że je widzimy, to nie odciągają nas od najważniejszego, czyli postaci.

No cóż, tutaj się przywalę. Nie do samego wyglądu postaci: szacunek za pokręcone projekty postaci (ślepy łucznik z łukiem przyozdobionym oczami? 3 razy TAK!) i za bardzo urokliwą „kreskę” jaką zostały one narysowane. Boli mnie za to sposób animacji. Postacie w stanie „spoczynku” zachowują się jak harmonia (przyjrzyjcie się na filmiku), podczas gdy atak polega na doskoczeniu statycznym rysunkiem i odtworzeniem efektu graficznego wyglądającego jak zamach mieczem. Ewentualnie, w przypadku innych postaci inną animacją w podobnym guście. Może i mam zawyżone wymagania względem tej gry, ale po Magi i Cinders mam prawo (mimo iż to zupełnie inne gatunki gier)!
Tylko nie pomyślcie sobie, że ja tę grę z tego powodu uwalę i zostawię na rok w tej samej klasie. Aktualny poziom animacji jest bardziej niż wystarczający do wygodnej i przyjemnej gry. To tylko jęczenie gościa, który mówi, że mogłoby być lepiej.
Za to muzyka… Nie wiem kto jest za nią odpowiedzialny w Bonfire, ale przyznam się do czegoś: mam ją już na komórce do odsłuchiwania w drodze. I czekam na wydanie jakiegoś OST. Ew. dodanie większej liczby utworów, bo cztery sztuki wybitnej muzyki, to mimo wszystko trochę mało. Jakość to nie wszystko!
Nie chce mi się tworzyć nowego akapitu, a o tym muszę wspomnieć, bo trochę mnie to boli. To kolejna mała popierdółka nie mająca większego wpływu na grę, ale jednak trochę mnie irytująca: nieważne, czy czytam opis umiejętności pani Paladyn, czy szkieletowego wojownika, to widzę dokładnie ten sam opis i ikonkę umiejętności. Z jednej strony szkielet. Z drugiej strony paladyn. Wiem, to szczegół, ale bolesny.
Na koniec tej części krótka wzmianka o niedoróbce „technicznej” : jeżeli w ostatecznej wersji gry nie pojawi się wsparcie dla większej liczby rozdzielczości (aktualnie są aż dwie opcje: okno i pełny ekran, BEZ wyboru jaka ma być rozdzielczość) to zastosuje przemoc werbalną wobec twórców :/ Granie w oknie nie każdemu pasuje, a granie w to na sporym ekranie może być bolesne.
TL;DR, czyli ocena Bonfire.

Dobra, każda recka musi mieć jakieś podsumowanie, to powiem tak: jakby Bonfire było ukończoną grą, to miałaby u mnie, jako miły zjadacz czasu wolnego, całkiem wysoką notę. Ale, to jest dopiero wersja rozwojowa i będzie lepiej. Dlatego, jako grę w trakcie tworzenia, muszę ten tytuł „ozłocić”. Twórcy twierdzą, że powinni tę grę wypuścić do ludzi wcześniej. I na dobrą sprawę tu się zgodzę. Przynajmniej jako recenzent miałby się do czego konkretnie przyczepić. Pod względem technicznym gra została dopieszczona jak to tylko możliwe (w trakcie moich ok. 10h gry w aktualną wersję nie było ani jednej usterki, którą bym zauważył.). Za wyjątkiem tej nieszczęsnej rozdzielczości ekranu, boję się poznać reakcję ludzi grających w Bonfire na 19” monitorach.
W dużym skrócie: macie gameplay, macie screeny, macie mój tekst. Jak się wam spodobała gra to tutaj macie link, zróbcie z niego dobry użytek. Zwłaszcza, że wraz z rozwojem gry, cena będzie rosła w górę 🙂 I jakby ktoś nie był w stanie tego wydobyć z mojego tekstu: ja wobec tej gry jestem na tak.
I pamiętajcie: być może dzięki wam powstanie najlepiej zapowiadająca się gra indie polskiej produkcji jaką widziałem, czyli ArcMagi 😉