Wczoraj dość późnym wieczorem z tym blogiem zaczęły się dziać rzeczy DZIWNE. Ja, jak to ja, nie byłem zadowolony z tego, że „po prostu działa”. Ma działać NAJLEPIEJ. Niestety, z moich chęci wynikła tragikomedia pierwszej klasy.
Po tym jak zacytował mnie serwis internetowy Gazety Wyborczej uruchomiłem stronkę pokazująca mi statystyki odwiedzin z bloga. By zobaczyć ile osób mi to zgarnia, ile z nich potem czyta inne wpisy albo potem dołącza do fanpage’a na Facebooku. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden wykres. Jest sobie 21:50, a ja widzę takie coś.
Wykres po lewej pokazuje czas, w którym strona teoretycznie się ładuje. Widzicie ten skok? Dokładnie zmiana zaszła z 0,46 sekundy do ponad sekundy. Myślę sobie… Kuźwa, to nie tak ma być. Blog to dla mnie poważna sprawa. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że moje dzieło. Perspektywa, że coś miało by chodzić nie tak nie nastrajała mnie zbyt optymistycznie. Dlatego postanowiłem zacząć działać.
Wchodzę na fanpage Zenbox.pl. Zero informacji o problemach, to samo w postach wrzuconych przez inne osoby na ich tablicę. Spojrzałem jeszcze na inne strony, które u nich są ustawione. I nic, wszystko w normie.
Wniosek? Coś spartoliłem. No i zacząłem: wyłączenie wtyczek, które „i tak nic nie dają”, czyszczenie pamięci podręcznej strony, grzebanie w wtyczce od cache (W3 Total Cache). To ostatnie głównie po to by dokonać „minimalizacji kodu”. Zmniejszyć pliki CSS i JavaScript tak, by przyspieszyć ten cały grajdołek. Oczywiście wtyczka pokazała po raz kolejny, że nie działa pod tym względem jak trzeba, więc sobie odpuściłem i poszukałem alternatyw.
Jest 22:30. Znalazłem wtyczkę WP Mimify Fix, która teoretycznie miała zająć się TYLKO tym. Poczytałem opinie – kilka złych ocen dla starszych wersji, kilkanaście dobrych dla najnowszych. Myślę sobie: „czemu nie, jak się zepsuje, to wyłączę i powinno być okej. Tak samo jak z W3 Total Cache”. Bardziej się nie mogłem pomylić.
Odpalenie wtyczki sprawiło, że faktycznie, strona zaczęła ładować się w mgnieniu oka. Bez pasków bocznych, z rozwalonym CSS-em i innymi atrakcjami. Myślę sobie „nie, tak nie ma prawa być”. Wyłączam wtyczkę, odświeżam stronę… A tu dalej burdel większy niż po domówce z wtorku na poniedziałek. Wpadam w atak paniki, powtarzam pod nosem „cholera, co takiego narobiłem?”. Próbuje to odkręcić w każdy sposób jaki przychodził mi do głowy, nawet najbardziej głupi. Coś jak szukanie zapomnianych kluczyków w lodówce, z braku lepszego pomysłu.
Jest 23:00, a ja się poddaje. Mózg zaczyna ogarniać senność, pomysły się kończą. Napisałem do obsługi technicznej pudełka Zen. Odpowiedź po 3 minutach. Dwie wiadomości na wymiany ustaleń. Dwie minuty po północy przywrócili mi kopię zapasową sprzed kilku godzin. Wszystko wróciło do normy, a ja mogę spokojnie iść spać. W końcu.
Tak czy siak w tym momencie chciałbym podziękować Zenboxowi. Za co? Za to, że jest jaki jest. Dla nich takie podejście do klientów i ich problemów to norma. Niestety, ich norma nie jest normą dla polskich hostingów. Pamiętam mój poprzedni. Problem wyniknął w piątek o 17:00. Odpowiedź, nic nie dająca, przyszła w poniedziałek o 12:00. Nie ma porównania.
Tak czy siak… oklaski dla tych panów, robią kawał naprawdę dobrej roboty. I nie zamienię ich na żadnych innych!
P.S Wpis nie jest sponsorowany. Tak to już jest: oni nie muszą płacić za pozytywne opinie na swój temat. Zamiast tego ciężko na nią pracują. Jak widać nawet w środku nocy.
4 odpowiedzi na “Nie umiesz? Nie WordPressuj! Czyli jak dobrymi chęciami rozwalić sobie bloga?”
Ja tez nie mam oid nich zlotowki zlamanej, ale dzialaja idealnie i profesjonalnie. Polecam Zenboxowcow!
Bo w weeknedy nie pracują dlatego ci przyszła odp w poniedziałek. 🙂 A ten zenbox to jak dla mnie drogi 🙂
Jeszcze lepszy mail xD
Dla mnie też. Ale no cóż, ja z tych ludzi, co się stresują wszystkim. Wolę zapłacić więcej i wiedzieć, że za wyjątkiem sylwestra i 23:59 mogę na nich liczyć. No i mają swój fajny model płatności, który jest idealny dla takiego mało znanego blogera jak ja 🙂
Ja nie pamiętam poprzedniego maila ale chyba też coś w tym stylu 🙂 No bo ileż można wpisywać tego samego maila 🙂