Kategorie
Offtop Blog

Curcuma, czyli koncert, ale nie koncert

Tia, wiem, miałem siedzieć cicho w tym tygodniu. A chwalenie się postem „niegrowym” to w ogóle proszenie się o mocny łomot, ale skoro mam bloga, to muszę to napisać. To było aż tak poryte, że w bez paru słów na temat ostatniego koncertu szczecińskiego koncertu Curcuma nie dam rady. Zwłaszcza, że rzadko kiedy mogę z czystym sumieniem po kimś jechać. Na całe szczęście, obiektem OPR-u nie będą sami wyżej wymienieni.

Curcuma - logo

Kurowałem się jak porąbany, tylko po to by trafić na koncert zespołu Curcuma. Poszedłem na niego głównie z dwóch powodów: przed zespołem Curcuma grał mój dobry znajomy. Miał to być jego debiut sceniczny, więc jakim %$#% prawem miałbym to ominąć? No właśnie to nie wchodziło w rachubę. Jak na pierwszy raz scenie, to zagrali pierwsza klasa. Kiedy ich projekt ruszy z kopyta to spodziewajcie się odrobiny prywaty z mojej strony. Jednocześnie nie bójcie się, kaszanki wam wciskać nie będę, tylko dobry towar 🙂

Powodem numer dwa był fakt, że wejściówkę miałem opłaconą od swoich urodzin. To właśnie na swojej imprezie urodzinowej (chwilę po 22:00, o ile dobrze pamiętam) wsparłem formację Curcuma na wspieram.to. Mieli za cel wydanie płyty, a jako że zespół znam i słucham od dawna, to pomyślałem sobie „Czemu nie?”. Rzuciłem gotówkę, a wczoraj otrzymałem obiecaną podwójną wejściówkę na koncert z okazji jej wydania oraz sam krążek 🙂

To teraz muszę pocisnąć po koncercie: szczeciński BarCzysty, 20:00. Dobra, przychodzimy, wiadomo, obsuwy na koncertach rockowych to norma, wliczona w cenę. Pół godzinki po czasie gra Saphrophyte, wspomniany powyżej zespół mojego kumpla. Mają tymczasowy wokal, jakąś bliżej nieznaną mi pannę. Szacunek dla niej, bo musi mieć naprawdę moc by przy ściszonym przez dźwiękowca wokalu dało się cokolwiek słyszeć. To samo mój znajomy: główna gitara, solówki ciśnie, a ja bardziej je widzę, niż słyszę. Za to perkusję słyszałem tak dobrze, że na słuch bym pewnie „wyczuł” gdzie dokładnie uderza w bębny. W wersji skróconej: dźwiękowiec dał ciała na pełnej linii. Dopiero trzeci zespół miał dobrze ustawione audio, słychać było (niestety) wszystko.

W drodze powrotnej się śmiałem razem z dziewczyną i znajomym, którego dopadliśmy na koncercie, że facet ustawiał dźwięk turowo i potrzebował trzech tur (przed koncertem i dwa zespoły) by ustawić wszystko jak trzeba.

Ale wracając do samej imprezy. Trzeci zespół, którego nazwy nawet nie pamiętam (i bardzo mnie to cieszy) robił zamuł. Do tego stopnia, że w pewnym momencie, lekko spontanicznie, doszliśmy do wniosku, że idziemy sobie stamtąd. Zresztą, nie tylko my mieliśmy dość: po piątym (poprzednie grupy zagrały 3 lub 4) kawałku nastąpił taki dialog między publicznością a zespołem:

  • Zespół – „Chcecie jeszcze?”
  • Publika – „Nie, chcemy Curcumę”, „Nie, idźcie sobie” itp.
  • Zespół – „Czy chcecie czy nie, i tak zagramy!”

JPDL, to chyba podpada pod autentyczny tupet. Tak czy siak, nie wyrabialiśmy i GTFO. Cel priorytetowy, czyli posłuchanie Saprofitów na żywo spełniłem. Płytkę z utworami Curcumy mam i teraz z niej właśnie korzystam. Grają zacnie, tak jak zawsze. Trochę szkoda, że nie posłuchałem ich tym razem na żywo, ale jakbym został na tym koncercie, to albo rzuciłbym stołem na scenę, albo bym zasnął. Obie opcje są do kitu. Dlatego poszedłem na koncert Curcumy, który NIE BYŁ ich koncertem. Olać logikę! Olać fakt, że następna miała być Curcuma. Skoro bym do niej nie dotrwał, to po co mam siedzieć? Zwłaszcza, że ryzykowałem koniecznością płacenia z zniszczony stół.

Dobra, tyle gorzkich żalów, na osłodę odpalam sobie zdobytą wczoraj EP-kę, a wam rzucam na pożarcie jeden z niewielu teledysków, które lubię. Ogółem jestem zdania, że muzyka to muzyka, a teledyski są dla ludzi, którzy muszą coś do tych nut dorzucić, by były one strawne.  W przypadku tego kawałka Curcumy śmiem twierdzić, że teledysk tylko poprawia, to co już jest świetne. Miłego oglądania!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *