Nie będę kłamał, że myślałem, że będę miał więcej czasu. Bo prawdą było to, że przez napięty harmonogram eventów wiedziałem, że nie ma szans na to, bym grał „poważniej” w coś poza Pokemon GO i Monster Hunter Now.

Dlatego niech was nie zdziwi znaczne skupienie na tych dwóch grach, z niewielkim udziałem innych tytułów.
Monster Hunter Now
Nie dość, że zaczęło się nowe wyzwanie czterotygodniowe (coś, co w Niantic musieli polubić), to jeszcze w tym tygodniu był Monster Outbreak.
To pierwsze wymusiło na mnie EKSPRESOWE zrobienie nowego, lepszego buildu, korzystającego z lodowej broni. Tylko dzięki temu, po kilku próbach, pokonałem Tzitzi-Ya-Ku (zwanego w mojej grupce graczy Tzatziki):

Oprócz tego mogę się pochwalić tym, że maksymalnie rozwinąłem już pięć różnych Charge Blade’ów. To chyba będzie dobry moment, by odrobinę zaszaleć i nauczyć się z nich porządnie korzystać 😀

A co do samego Monster Outbreak – najchętniej brałbym udział każdego dnia, ale niestety – event pokrywał się czasowo z Pokemon GO Wild Area Global1. Dlatego mogłem sobie pozwolić tylko na jedną wytężoną sesję bicia potworów. Jakie były jej skutki?

Zarąbiste, jestem z siebie dumny 😀
Pokemon GO
W trakcie tygodnia nie działo się nic ciekawego. Teoretycznie mogło się dziać, ale nie miałem realnej opcji, by chodzić na rajdy w tym tygodniu. Jak nie praca, to kuchnia, jak nie kuchnia, to fizjoterapia, jak nie fizjoterapia, to ćwiczenia. A jak już nawet to nie wchodziło w rachubę, to regeneracja „martwicy mózgu” po pracy.
Więc zamiast tego cały swój wysiłek skupiłem na Wild Area Global. Poszedłem tam z następującymi celami:
- nałapać się Impidimpów, które miały premierę w trakcie tego eventu
- złapać chociaż jednego fajnego Gigantamax Grimmsnarla
- zdobyć chociaż jednego fajnego Beweara w eventowym ciuchu
Co z tego wynikło?
Impidimpów złapałem z niewielkim zapasem, by odstąpić ludziom, którzy nie mieli jak grać w trakcie eventu:

Najlepszy Gigantamax, jakiego złapałem, był taki:

Bewear’a mam takiego:

#BadumTss
Oprócz tego złapałem jeszcze kilka innych Pokemonów, które na pewno zostaną ze mną na dłużej:









Persona 5: The Phantom X
Wziąłem się za eventowe misje z Futabą. Idzie powoli, bo nie mam na nie zbytniej ochoty:

Ale wiecie, na co miałem ochotę? Na wylosowanie Futaby i rozwinięcie jej niemalże tak bardzo, jak się da:


Więcej eventu zrobię w tym tygodniu, gdy może mi się sytuacja trochę poluzuje. No i fakt, że event będzie się pomału kończył, odrobinę mnie zmotywuje.
Walkscape
Nie miałem pomysłu, co z sobą zrobić, więc wysłałem moją postać na łowienie śmieci za pomocą magnesu. Jakie były efekty? Przykładowo takie:

Teraz muszę wymyśleć, co z tym całym syfem mam zrobić. To jest jakiś koszmar.
Jedyna rzecz, jaka mnie ratuje, to fakt, że schowek w Walkscape jest nielimitowany.
Megabonk
Bonk, bonk, bonk! Chodzę, biję, odblokowuję postacie.
Proste? Proste. Działać? Działa.

Nic więcej mnie nie interesuje. No dobrze – może też mi zależeć na tym, by wystrzeliwać z 10 samonaprowadzanych sztyletów we wrogów 😀

Dungeon Stalkers
Miałem czas rozegrać dwie, może trzy partie. Do tego dalej testuję różne postaci, więc niezbyt mogę się pochwalić jakimiś osiągnięciami, bo lamię nimi straszliwie.
Najlepszym przykładem niech będzie łucznik, przy którym ciągle zapominam, że byłoby bardzo dobrze od czasu do czasu nabrać strzał do kołczanu, by mieć czym strzelać.

Muszę się ogarnąć albo skończyć z eksperymentami.
Oprócz tego mogę się oficjalnie pochwalić tym, że skończyłem „tutorial” – serię zadań dla początkujących, która prowadzi przez wszystkie elementy gry (wliczając w to tryb PVP).

Może teraz będę czuł się na tyle pewny w swojej opinii, by dokończyć wpis o tej grze.
Inne pierdoły
Chwilowo jestem przytłoczony ilością2 tematów, na które chcę pisać.
Za dużo zbyt ciekawych (albo „ciekawych”) rzeczy się wydarzyło w ostatnim czasie bądź wpadło w zasięg mojego „radaru”. Potrzebuję wolnego albo trybu życia inspirowanego życiem studenta szykującego się na sesję.
Dobra, koniec narzekań, czas się chwalić. W pracy projekty zaczynają się domykać, przez co moje zdrowie psychiczne może dać radę w końcu odsapnąć trochę.
A w kuchni? Same zajebiste rzeczy!
W pierwszej części tygodnia na obiad serwowałem kotlety mielone z pieczonymi ziemniakami:

Pod koniec tygodnia? Zrobiłem sałatkę z kurczakiem, ananasem, brokułem i orzechami. To wszystko z dodatkiem sosu czosnkowego na bazie jogurtu i grzanek:

W związku z tym, że intensywne weekendowe granie w Pokemon GO i gotowanie nie mieściło mi się jednocześnie w harmonogramie, to wspieraliśmy lokalną gastronomię przez weekend:


To by było chyba na tyle różnych tematów. Do przeczytania, oby wkrótce 😀
- Oficjalne nazwy eventów w Pokemon GO są zwyczajnie chore i nie przekonacie mnie, że jest inaczej, sorry. ↩︎
- To nie jest błąd – tego jest tak dużo, że dla mnie przestało to już być policzalne. ↩︎
Odkryj więcej z Yeti (nie tylko) o grach
Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.
