Nie wypróbowując tej gry ryzykujecie pominięcie jednej z najciekawszych gier mobilnych jakie widziałem w ostatnich latach.

Co prawda fani Fire Emblem uruchamiając tę grę ryzykują udarem i utratą chęci do życia, ale nie mogę, w tym przypadku, brać pod uwagę urażonych uczuć fanowskich.
W Fire Emblem Shadows nie możesz ufać nikomu.
Jedną z pierwszych rzeczy jaką gra nam tłumaczy w animowanym intrze, a potem w trakcie samouczka to to, że zawsze w waszym gronie będzie zdrajca.
Gra każdorazowo rzuca grupę trzech graczy do walki przeciwko grupie wrogich bestii. Walka odbywa się automatycznie, a jedyny bezpośredni wpływ graczy to możliwość korzystania z zaklęć by wspomóc walczących – czasem kulą ognia, czasem leczeniem, a w jeszcze innych przypadkach przywołując potwory do pomocy.
Jeden z graczy jednak, po kryjomu, wykorzystuje drugi pakiet umiejętności by sabotować walkę. Wszystko po to, by, gdy ujawni się wszystkim jako sługa złego boga, łatwiej pokonać bohaterów.
Właśnie ta zabawa w podchody sprawiła, że Fire Emblem Shadows przykuło moją uwagę. Jako ktoś kto, mając więcej życia towarzyskiego niż teraz, często z znajomymi grał w Mafię, a jedną z jego ulubionych gier jest Gnosia*, musiałem spróbować.
I wiecie co? Było warto.
* no i c***. Muszę napisać o Gnosii. Zwłaszcza, że tworząc ten wpis dowiedziałem się, że w tym roku premierę będzie ona mieć adaptację Anime.Nigdy* nie wiesz kto jest sługą Cienia
Mechanicznie rozgrywka Fire Emblem Shadows jest prosta. Dla wielu osób, przyzwyczajonych do taktycznej rozgrywki z głównych gier z serii może być wręcz zbyt prosta.
Jednak, dzięki tej warstwie „social deduction” gra nie jest po prostu ciekawa. Chwilami jest wręcz ekscytująca. A to kopie jeszcze mocniej w sytuacji, kiedy podchodzisz do gry myśląc, że to po prostu kolejna gra mobilna mająca pasożytować na znanej marce.
Czuć to szczególnie dobrze kiedy grasz „tym złym”.

„Czy udało mi się ich oszukać?” „Czy nie przedobrzyłem?” „Czy pokonam ich w drugiej rundzie?” – te pytania prześladują w trakcie krótkich potyczek.
Jak krótkich? Zwykle mieszczą się w dwóch minutach. Najdłuższa jaką rozegrałem trwała 4 minuty. Przeciągnęła się bo dawałem radę leczyć się szybciej, niż przeciwnik mnie ranił.
A poniżej nagrałem pierwszą lepszą rozegraną partię, by pokazać zamysł w ruchu:
Potem zagrałem kolejną. I kolejną. A na koniec jeszcze trzy.
A potem? Skończyła mi się przerwa w pracy.
* chyba, że grasz przeciwko absolutnemu idiocie, który każdym swoim ruchem się zdradza. CSI: Fire Emblem
Zupełnie inny rodzaj frajdy dostarcza stanie po stronie „dobrych”. Przez to, że „ten zły” ma niewielkie możliwości wpływania na pole bitwy, to trzeba analizować z każdej strony każdy jego ruch.
Użył umiejętności by skrzywdzić dwie postaci, w tym jedną, która chwilę wcześniej się uleczyła i nie zdąży zrobić tego znowu?
Ta, która była przygotowana na atak mogła być zdrajcą. A może nie? A może trzecia postać, będąca kompletnie poza zasięgiem ataku jest sługusem ciemności?
Możliwości manipulowania i wywoływania zamętu są, pomimo polegania na dwóch przyciskach, olbrzymie. Dlatego, przez tę minutę pierwszej części partii trzeba, jak to lubię mówić, „nie tylko patrzeć, ale i widzieć wszystko”.
Czasem jakaś naprawdę mała rzecz potrafi naprowadzić gracza na trop złoczyńcy.
Zwłaszcza, że nagroda za poprawne jego wytypowanie jest często konieczna do zwycięstwa. Osoby, które wybiorą poprawnie „tego złego” otrzymają dwa wskrzeszenia postaci w trakcie finałowej walki. W przypadku pomyłki dostaje się tylko jedno. A warto pamiętać, że:
- dobrzy często mają mało punktów życia, bądź nawet nie żyją na koniec pierwszej połowy i wykorzystają jedno wskrzeszenie na samym początku rundy
- postać, która jest zła zaczyna walkę z znacznie zwiększoną siłą i punktami życia
Wiele moich potyczek przegrałem tylko dlatego, że jeden z dobrych źle odgadł i nie dał rady „pociągnąć” walki do końca.
Esencja Fire Emblem
Wbrew temu co pisałem na początku uważam, że bycie fanem serii jest wskazane. Nie tylko dlatego, że dużo wskazuje na to, że ta gra będzie puszczała „oczko” do fanów co kilka aktualizacji, przykładowo dodając znane postaci z wcześniejszych części serii.

Pomimo znacznej różnicy gatunkowej, to dużo wiedzy z Fire Emblem się przydaje. Znajomość „weapon triangle” znacznie zwiększa szanse na zwycięstwo, szczególnie w połączeniu z jakąś umiejętnością pozwalającą na poruszanie postacią w konkretne miejsce mapy.
U wielu moich przeciwników widać było nieznajomość bądź olanie tej mechaniki, co znacznie ułatwiało mi grę.
Na podobnej zasadzie ktoś obyty z serią będzie wiedział, że trzymanie postaci latających z dala od łuczników jest, co do reguły, dobrym pomysłem.
Podejrzewam, że wraz z rozwojem gry i pojawianiem się nowych postaci oraz mechanik ta wiedza może się jeszcze bardziej przydać.
Bez pomyłek się nie obyło
(Niestety) nie byłbym sobą jakby wszystko mi się podobało.
Przez dłuższą chwilę byłem gotów bezlitośnie rozjechać historię opowiedzianą w grze, bo rozkręcała się straszliwie wolno. Ale jak już ruszyła, to zmiażdżyła. Dlatego apeluję – dajcie fabule Fire Emblem Shadows szansę, warto!
Niestety, jest element, który mnie irytuje i którego nie przeskoczę – jest to styl przedstawiania postaci z gry. Rozumiem i akceptuje różnice między artami postaci, a wyglądem ich modeli. Chwilami jednak, są one zbyt wielkie.


Muszę jednak uczciwie przyznać, że moje zarzuty, patrząc na grę całościowo, to są zwyczajne pierdoły, na które typowy gracz nawet nie zwróci uwagi.
Dlatego zaganiam was do Fire Emblem Shadows
Gdybym miał pisać o każdej ciekawszej grze mobilnej taki wpis jak ten, to musiałbym rzucić pracę by mieć dość czasu. Jednak, nawet z tej sterty ciekawych produkcji, potrafię wytypować coś wartego szczególnej uwagi. Wyjątkowego traktowania. Dłuższego czasu poświęconego na pisanie i robienie zrzutów ekranu.
Fire Emblem Shadows jest jedną z takich gier. Jest jednoznacznie ciekawym połączeniem gatunków, którego raczej nikt się nie spodziewał.
Do tego jest grą pełną potencjału i, jak pokazały już pierwsze aktualizacje, mającą sensowny pomysł na siebie.
Co tu dużo mówić? Biorąc wszystko pod uwagę, to o ile ten tekst was do tej gry nie zniechęcił (przykładowo koniecznością rozgrywania potyczek”psychologicznych” równolegle do normalnych), to szczerze zachęcam do wypróbowania.
Tutaj można kliknąć by ściągnąć na Androida, a tutaj znajdziecie wersję na iOSa.
Jak wypróbujecie i rozegracie kilka pierwszych partii, to dajcie znać w komentarzu czy się spodobało 🙂
Odkryj więcej z Yeti (nie tylko) o grach
Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.
