Kategorie
Książki

Tag – 10 książek, które zmieniły mój sposób myślenia

Kojarzycie pewnie ten łańcuszek na Facebooku. U mnie zaczęło się od listy, doszło zdanie opisu „co dokładnie we mnie to zmieniło?”, a ostatecznie macie poniżej listę dziesięciu książek (no dobra, serii), które warto poznać. Może i w was coś odmienią?

#180258454 / gettyimages.com – Ładna czytająca pani na zachętę do dalszej lektury listy lektur. Jakkolwiek to nie brzmi

Poniżej macie pełny tekst „taga” i moje 10 książek (dobra, oszukuje).

Status na Facebooku, w którym zostałem oznaczony brzmiał następująco:
„O co chodzi: w statusie wpisujemy 10 książek, które w jakimś sensie z nami „zostały”. Bez zastanowienia. To nie mają być „właściwe” książki czy wiekopomne dzieła literatury, tylko te, które realnie na nas wpłynęły w ten czy inny sposób. W poście oznaczamy opcjonalnie 10 osób, żeby zobaczyły naszą listę i kontynuowały zabawę.”

To teraz czas na listę:

Kryształowy Relikt1. Robert Anthony Salvatore – Saga o Drizztcie Do’Urden. Zaczęło się dokładnie od „Kryształowego Reliktu”.

Pierwszy prezent pod choinkę, który świadomie zarejestrowałem swoim małym, wtedy dziesięcioletnim mózgiem. Dowód na to, że trzeba zaczynać od najmłodszych lat. Książka opowiadająca o najbardziej znanym mrocznym elfie w historii światowej fantastyki z akcją dziejącą się w najbardziej popularnym świecie (papierowych) gier RPG.

Z dzisiejszego punktu widzenia są to przygody potężnego wojownika, filozofującego średnio raz na 20 stron, z okazjonalnymi atakami mentalności typowej dla subkultury Emo. Z chęcią i regualrnie wracam do tych książek. Szkoda tylko, że w pewnym momencie zakończono wydawania kolejnych tomów opowieści o Drizztcie. Jak kiedyś mnie weźmie, to nadrobię zaległości. Szkoda jednak, że e-bookami z Amazonu. Tę serię, mimo jej objętości, chciałbym mieć na półce.

Jednym zaklęciem2. Lawrence Watt-Ewans  – „Jednym zaklęciem”.

Ta książka nie dała mi nic. No… może poza możliwością przekonania się jak silna potrafi być nostalgia.

Przynajmniej tak mi się wydaje. Pamiętam do dzisiaj, jak dwunastoletni Piotrek poszedł razem z mamą (ona mówiła jeszcze Piotruś), by ta mu założyła kartę biblioteczną w miejscowej bibliotece. Trochę papierków do wypełnienia, kazali mi się podpisać (dla zgrywy, i tak się liczył tylko podpis mojej mamy) i SRU! Poleciałem między półki.

Nie pamiętam co wtedy wypożyczyłem. Poza tą jedną książką. Niedawno mijałem ją w drodze do domu. Była do kupienia na pchlim targu, za kilka złotych.
Nie przypominam sobie kiedy ostatnio tak szybko wyciągnąłem portfel.

Ponad 10 lat temu czytałem tę książkę jak epicką opowieść. Dziś jest to dla mnie bardziej baśń. Ale dalej ją lubię.

Ostatnie życzenie3. Andrzej Sapkowski – Saga o Wiedźminie.

Tę książkę zapamiętam z dwóch względów. Po pierwsze, to była pierwsza „brudna” fantastyka jaka wpadła mi w ręce. Bezsensowne mordy, gwałty, interesowne postaci, rozmyta linia między dobrem, a złem… To ostatnie zwłaszcza się różni od moich pierwszych przeczytanych książek fantasy. Jedną z pierwszych był „Władca Pierścieni”. Tam raczej nie ma postaci, która jest „szara” z charakteru. U Sapkowskiego? Wszyscy. Poza niemowlakami z „tła”.

Po drugie: za zaskoczenie, kiedy w trakcie lektury doszedłem do przerażającego wniosku, że Sapkowski tak naprawdę nic nie wymyślił. Że tak naprawdę opisuje świat. Jasne, przerabia część ludzi na inne rasy, ale właściwe zjawiska są identyczne. Rasizm. Pomówienia. Intrygi. Niby fantasy, a jednak prawdziwe życie. Czegoś takiego się nie zapomina.

Prawda jest tylko jedna4. Terry Pratchett – Świat Dysku. CAŁY. KONIECZNIE w polskim tłumaczeniu. Obok okładka „Prawdy”, opowiadającej o (g)azetach. 

Jeżeli Andrzej Sapkowski pokazuje ciemną stronę świata za pomocą swojej wiedźmińskiej sagi, to Sir Terry Pratchett pokazuje angielskie absurdy za pomocą stworzonego przez siebie Świata Dysku. Wyszydza angielskie prawo, stan poczty, gdzieś tam po drodze śmieje się z policji i uczelni wyższych… dla mnie bomba! I ogrom radości.

Robi to bezlitośnie. A przede wszystkim zabawnie. Genialna satyra na otaczający autora świat, nasz wgląd w angielską mentalność i prawdopodobnie najlepsze tłumaczenie powieści fantasy od czasów… niepamiętnych. Do końca życia zapamiętam Ankh-Morpork, czyli rzekę, która jest tak brudna, że można po niej przejść. Mam tylko nadzieję, że Odra nie skończy tak samo.

Ogólnie, to prosta reguła: ta książka to (nie do końca typowy) brytyjski humor. Go się albo uwielbia, albo nienawidzi. Jak uwielbiasz… to pewnie przestałeś czytać ten wpis i wziąłeś się za kolejną książkę Terry’ego Pratchetta.

Shogun5. James Clavell – „Shogun”

Książka prawdopodobnie odpowiedzialna za moją fazę na klimaty okołoazjatyckie, co w pewnym momencie przeistoczyło się w tymczasowe „mangozjebostwo” o dość ciężkim przebiegu.

Przede wszystkim dobra, i, na tyle na ile chciało mi się weryfikować, zgodna z realiami historycznymi, książka przygodowa. Jest wszystko co trzeba: wartka akcja, ciekawa fabuła i wyraziści bohaterowie. Znajomy po lekturze powiedział „już nigdy w życiu nie powiem, że żółtki są wszystkie takie same”. Ale to był ksenofob, więc jego tok myślenia rządzi się innymi prawami niż normalnie myślących ludzi.

Jeżeli ktoś nie rozumie istnienia czegoś takiego jak różnice kulturowe, to po tej lekturze je zrozumie. Dwa światy. Nasz i ich. Wczoraj i dziś. „Wczoraj” świetnie jest opisane w Shogunie. Jako dodatek do wciągającej opowieści.

A jak ktoś ma alergię na słowo pisane, to niech chociaż sięgnie po serial na podstawie książki. Jak na adaptację jest ona niczego sobie 🙂

Polowanie na Czerwony Październik - tag z książkami6. Tom Clancy – „Polowanie na Czerwony Październik”.

Tak jak książki R.A Salvatore sprawiły, że zacząłem czytać fantastykę, tak „Polowanie na Czerwony Październik” sprawiło, że nie ograniczyłem się tylko do tego gatunku.

Spójrzcie na to tak: gość chorujący na chorobę morską, czytający w 90% fantasy, dostaje do ręki to – książkę political-fiction, z łodzią podwodną w roli tytułowej. Zaczyna czytać o 10:00. O 20:00 do pokoju puka mama i pyta się „synku, ty żyjesz?”. A ja odpowiadam „tak, tak, już idę na obiad”. Mój wyraz twarzy jak usłyszałem „ale ja się chciałam o kolację zapytać” nie nadaje się do opisania słownie.

Potem poszło z górki – innego książki tego samego autora (do dzisiaj cenię sobie książki Toma Clancy’ego bardzo wysoko), inne książki sensacyjne, a w ostatecznym rozrachunku inne książki w ogóle.

A! I polecam „Tęczę Sześć” Zarówno w tym, jak i tym wydaniu.

Z nowego cudownego świata7. Günther Wallraff – „Z nowego, cudownego świata”.

Mistrz reportażu wcieleniowego. Bardziej aktorski od (niektórych) aktorów. Dotrze wszędzie i wszystko opisze. Jego książka, której tytuł jest parafrazą dość znanej literackiej antyutopii, opisuje gorszą część naszego świata.

Żal mi się przyznać, że literaturę faktu zacząłem czytać dopiero na studiach dziennikarskich. Jeżeli miałbym wymienić JEDNĄ zaletę tych studiów, to jest nią poznanie tego gatunku książek. Od czegoś trzeba było zacząć. Ja zacząłem od tej książki i nie żałuje.

Opisuje dziwne zjawiska, których nie zawsze rozumiem: pomiatanie pracownikami, masowe oszustwa dokonywane przez telefon, czy też nieprawidłowości w działaniu niemieckiej kolei. Potrafił ucharakteryzować się na Somalijczyka by opisać to, jak traktowani są obcokrajowcy w Niemczech. Albo na bezdomnego by przekonać się jak działa pomoc społeczna w tym kraju. To dopiero była tragedia.

I to wszystko w jednej książce. Polecam każdemu, kto chce się przekonać o tym, że Niemcy to stan umysłu. Nie tylko Rosja tak ma.

Czarnobylska Modlitwa8. Swietłana Aleksijewicz – „Czarnobylska Modlitwa”.

Jedyna książka z zestawienia, która do niego trafiła mimo faktu, że jej nie przeczytałem do końca. Jeżeli Günther Wallraff jest mistrzem reportażu wcieleniowego, to Swietłana Aleksiejewicz jest boginią przebudzania empatii.

Rzadko kiedy płaczę pod wpływem tego co przeczytam albo obejrzę. Nie płakałem na „Lessie”, to wam gwarantuje. Tutaj zacząłem na początku. „Czarnobylska modlitwa” opowiada o losie osób, które w wyniku katastrofy elektrowni jądrowej z roku 1986. Historie przerażające, wzruszające i poruszające. Opisane tak, że się wręcz „czuje” to co bohaterowie jej reportaży. A nie są to przyjemne doznania. Płacz rodzin pozbawionych bliskich. Ból wysiedlonych mieszkańców okolicznych wiosek. Tragedie osób chorujących na choroby popromienne…

Dzięki książce Swietałany Aleksiejewicz poznajemy nie tylko historie ludzi, ale również historię miejsca. Czarnobyl to miejsce straszne, będące inspiracją dla wielu. Żeby powiedzieć coś w temacie gier, to wymienię jeden tytuł: S.T.A.L.K.E.R – Cień Czarnobyla. I dzięki tej książce dziękuje mojej mamie, że postanowiła mieć drugie dziecko dopiero na początku lat 90. Kilka lat wcześniej i mogłoby być ze mną krucho.

Bloger9. Tomek Tomczyk – „Bloger”.

Kiedy postanowiłem, że będę prowadził bloga (na zasadzie „dłużej niż trzy miesiące”) to przygarnąłem tę książkę. Przeczytałem ją od deski do deski. Opowiadanie na końcu też, mimo, że mnie wynudziło strasznie. Muszę przyznać: rozumiem czemu ludzie czytają Kominka – on zwyczajnie potrafi przykuć uwagę. Ta książka to pokazuje. Jak komuś wpadnie w ręce, to może poczytać. Nawet jeżeli prowadzenie bloga go obchodzi tyle, co zeszłoroczne numery w toto-lotku.

Dowiedziałem się z tej książki, że na dłuższą metę nie nadaje się na popularnego blogera. Co nieco się nauczyłem. A to co mi nie pasowało, zgodnie zresztą z poradą Kominka, zignorowałem po całości. Zobaczymy co z tego wyniknie. Mam nadzieję, że COŚ. Bo nie ma nic gorszego niż „nic”.

Grywalizacja10. Paweł Tkaczyk – „Grywalizacja”.

Każdy z nas chociaż raz słyszał albo czytał o tym, że „gry to zło”. Albo zabawa dla dzieci. Albo śmiertelny nałóg.

Książka Pawła Tkaczyka pokazuje inną twarz gier: tą utylitarną. Wykorzystanie gier w nauczaniu, zarządzaniu firmą czy też w działaniach marketingowych. Mam misterny plan polegający na edukacji ignorantów poprzez wciskanie im tej książki. Jak już zaczną czytać, to skończą: po tym jak autor pisze widać, że naprawdę „zarabia na opowiadaniu historii”. Książka zarówno dla zainteresowanych tematem, jak i dla tych chcących „już, teraz, wczoraj, rok temu” zacząć wprowadzać mechanizmy z gier do normalnego życia.

Serdecznie polecam również wszystkim, którzy mówią, że symulator kamienia jest grą. Jeżeli po lekturze pierwszego rozdziału tej książki dalej będziecie tak myśleć, to proszę was o „unsuba”. Albo o schowanie się pod stół i niewychylanie się stamtąd. DZIĘKUJE.

Posłowie.

W związku z tym, że 10 pozycji to za mało dla mnie, to honorowe wzmianki należą się jeszcze „Dniu Smoka” Richarda A. Knaaka, „Siewcy Wiatru” Mai Lidii Kossakowskiej, „Magowi Marnotrawnemu” Marka Summera, „Autografom” Jolanty Fajkowskiej, „Mgłom Avalonu” Marion Zimmer Bradley oraz serii o Gotreku i Feliksie zapoczątkowanej przez Williama Kinga.

Pomijając te dwie/trzy/pięć osób, które wyzwę na Facebooku wyzywam WAS!

Niekoniecznie do napisania takiego wpisu, czy statusu na Facebooku. Wyzywam was do odpowiedzenia sobie na pytanie „co dało mi czytanie książek?”. Spójrzcie co ja z tego mam. Wam wyszło, że mniej? Jeżeli tak, to podpowiadam o istnieniu miejskich bibliotek publicznych. Książki. Do wypożyczenia. Za bezcen. Żal nie korzystać z takich możliwości. Jak widzicie: książki to nie są tylko stojaki na kurz. To wiedza, której nie zdobędziecie u wujka Google. Nie powiem, że czytanie książek uczyni z was lepszych ludzi. Bardziej oczytanych. Lepiej rozumiejących świat.

Ja to stwierdzam.

8 odpowiedzi na “Tag – 10 książek, które zmieniły mój sposób myślenia”

Ależ nie ma za co 🙂 Podejrzewam, że nie pierwsze i poprzednie były większej rangi. Taki to już los autora jedynej polskiej książki poruszającej tę tematykę w przystępny dla „szarego człowieka” sposób 🙂

I zamiast podziękowań wolałbym nie czekać tak długo na „Narratologię” :X Rozumiem, że „brylanciki” dostaną trochę szybciej znać o starcie preorderów? 🙂

Skoro piszesz w języku polskim, dlaczego nie stosujesz się do norm tego języka. Proszę, uszanuj tych, co czytają i sprawdź swój tekst przed publikacją w jakimś słowniku. Przepraszam, ale irytuje mnie niechlujstwo interpunkcji, czy brak polskich znaków.

Bardzo wiele osób piszących blogi, ignoruje zasady pisania na wielu płaszczyznach. Na Ciebie „trafiłam”, ponieważ Twój artykuł wczoraj pojawił mi się w dyskusjach. Nie bierz, proszę tego tylko do swojego pisania, ponieważ to dużo szersze zjawisko, o którym piszę lub mówię wielu osobom. Dużo mówi się o profesjonalizmie, dokładności, a w stosunku do podstawowego tworzywa wypowiedzi – języka nie stosuje się tego. To wszystko. U Ciebie z językiem nie jest wcale źle, ale skoro o książkach się wypowiadasz, to o szacunek do słowa pisanego poprosiłam również Ciebie. Jeśli Cię uraziłam, przepraszam. Pozdrawiam serdecznie
Monika Skorykow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *