Kategorie
Gry Offtop Blog

W Ełku ludzie są zabijani, a pan Lindenberg wini gry zamiast ludzi.

Jak się domyślacie, jestem miłośnikiem gier komputerowych. Do tego zdradzę wam, że choruje na bardzo silną alergię na bzdury.

Niestety, w moich źródłach fotografii blogowej tylko to mi się pokazało pod „angry gamer” i „game anger”. Ale jakby co mam podobną minę jak o tym myślę.

Po tym wstępie pewnie się domyślacie jak bardzo musi mnie wkurzać to, że człowiek, doktor socjologii, do tego współtworzący dzisiejsze media gada kompletne bzdury i jako kolejna osoba oskarża gry o wszelkie zło tego świata?

Grzegorz Lindenberg – personae dramatis…

Pan, który zaliczył informacyjny odlot niestety nie jest byle kim, a osobą całkiem zasłużoną dla historii mediów w Polsce. Jest bowiem jednym z współzałożycieli „Gazety Wyborczej” (o której możecie gadać co chcecie, ale jako najdłużej wydawany dziennik dalej sobie daje całkiem dobrze radę).

Tym, że założył i był pierwszym redaktorem naczelnym Super Expressu chyba niezbyt warto się chwalić. Ale mimo wszystko jest to jakieś wydarzenie z historii mediów w Polsce. Pierwszy tabloid to mimo wszystko coś. Prawdopodobnie cuchnącego, ale jednak coś.

Oprócz tego jest doktorem socjologii – doktoryzował się w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Potem był badaczem na Uniwersytecie Harvarda i wykładowcą na Uniwersytecie w Bostonie.

Powyższe stwierdzenia sprawiają, że maluje nam się obraz pana Grzegorza Lindenberga jako osoby inteligentnej, która z racji pracy naukowej powinna mieć jakiś szacunek do prawdy i badania rzeczywistości. Niestety, nie do końca. 

… i jego niewiarygodne bzdury.

Z kronikarskiego obowiązku i strachu, że pod wpływem wstydu albo autorefleksji usunie on swój post, pragnę wam zaprezentować zrzut ekranu wypowiedzi pana Grzegorza.

Dotyczy ona serii dość przykrych wydarzeń – bydlackiego zachowania w jednej z ełckich kebabowni, zasztyletowania jednej z osób które się w ten sposób zachowywały oraz późniejszych protestów/demonstracji powiązanych z zajściem. Jeżeli macie telewizję/radio/często odwiedzaną stronę z informacjami, to wiecie o co chodzi – tak naprawdę nie macie szans NIE wiedzieć, bo ostatnio wszyscy tym żyją.

Grzegorz Lindenberg

„Nie wiem, ale się wypowiem”

Pan tutaj pisze, że uczestnicy zamieszek w Ełku, mordercy 21latka, oraz sama ofiara grają po kilka godzin dziennie w „brutalne gry komputerowe” i to w znacznej części zryło im psychikę. Pomijając fakt, że nie podzielam jego pewności co do preferowanego przez tych ludzi rodzaju rozrywki (ot, są też inne rozrywki i media łatwo dostępne), to jestem w stanie wymienić jeszcze kilkanaście innych cech wspólnych tych ludzi:

  • na pewno oddychają powietrzem i wydmuchują dwutlenek węgla
  • na pewno regularnie jedzą i piją
  • każda z tych osób śpi
  • każda z nich posługuje się nożem i widelcem w jakiś sposób
  • każda korzysta z gotówki lub karty płatniczej
  • na pewno mają jakąś styczność z telewizją i radiem
  • część z nich mogła nawet być czytelnikami Super Expressu.

Może gdzieś tutaj powinniśmy upatrywać źródła tego całego szaleństwa. Jest to znacznie bardziej realne biorąc pod uwagę, że wieloletnie badania stwierdziły jednoznacznie brak możliwości powiązania gier komputerowych z wzrostem agresji. Ale żeby to wiedzieć, trzeba sięgnąć do tematu trochę głębiej niż panu Grzegorzowi się chciało.
Do tego chciałbym przypomnieć, że gry od zawsze były traktowane jako dziecko do bicia. Ktoś źle się uczy? Za dużo gra. Ktoś za mało wychodzi? Za dużo gra. Ktoś kogoś bije? Za dużo gra. Wstaw tu co co chcesz, i tak ktoś powie, że to przez nadmiar gier.

Zresztą – do teraz nikt nie wie czy pan Grzegorz miał styczność z jakąkolwiek grą komputerową. Na ten moment wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że nie. Bo tylko taka osoba mogłaby napisać to co on.

Ale żeby oddać panu Grzegorzowi honor, to z jednym muszę się bezwarunkowo zgodzić – publiczne pochwalanie tego typu sytuacji przez polityków nie jest, nie było i nie będzie dobre. No chyba, że dla kogoś dobrem byłaby powtórka z takich miłych sytuacji jak „Noc Kryształowa” albo „Pogrom Kielecki„. Ale dla takich ludzi są kaftany, a nie przestrzeń publiczna, więc ich wątek zakończmy.

Jak nie gry, to co?

To jest chyba ten moment, kiedy dobrze byłoby dać alternatywę. Bo jeżeli nie gry, to co?

Znacznie bardziej realne jest to, że cała ta sytuacja jest efektem tego, co się dzieje w naszym wybitnie popierdolonym kraju w ostatnich miesiącach. Zaczęło się niby od błahej sprawy – ofiara zabójstwa prawdopodobnie (śledźtwo trwa, więc nie ma czegoś takiego jak pewność) zaczęła od wrzucenia petardy do lokalu i zarąbania dwóch puszek coli. Czemu? Bo media „narodowe” i miłościwie nam panujący rząd dają nam do zrozumienia, że każdy „imigrant” (czytaj każda osoba o innym kolorze skóry, sugerującym pochodzenie z Bliskiego Wschodu) jest kimś gorszym. Potencjalnym terrorystą. Kebabem. A jak nie jest człowiekiem, tylko kawałkiem mięcha na różnie, to co bardziej „odważni” (czytaj skretyniali) ludzie będą robili co im się podoba.

Po drugiej stronie mamy wspomnianych wyżej „imigrantów”, którzy (przyjmując iloraz inteligencji większy niż rozmiar buta) przyjęli do wiadomości, że:

  • niezależnie od tego co zrobią będą brani za prowodyrów zajścia
  • nikt im nie pomoże
  • jeżeli pomoże, to długo po fakcie

W związku z tym znalazło się dwóch bardziej zdesperowanych i wzięło sprawy w swoje ręce. Nie jest to w żaden sposób usprawiedliwienie morderstwa. To tylko próba zrozumienia czegoś, co niezależnie od tego, od której strony na to spojrzę, jest chore.

Mówię jak jest. Chyba.

Zanim napisałem to co przeczytaliście powyżej sobie poczytałem trochę relacji. Odezwałem się do lokalnego znajomka (który prawie zszedł na zawał z zdziwienia jak zobaczył, że dzwonię).  Na bazie tego wszystkiego wrzucę wam jedną relację, która zdaje się najlepiej opowiadać od czego ten cały koszmar się zaczął. Nie lubię nie być pewnym. Ale przy aktualnym szumie informacyjnym i ilości emocji jedyny sposób na pewność, to byłoby bycie na miejscu w trakcie zdarzenia. A tego bym nie chciał.

Zresztą, do cholery jasnej – wracając do teorii pana Grzegorza Lindenberga – nie znam gry komputerowej na tyle pojebanej, by potem dzięki niej można było, bez żadnych wewnętrznych rozterek, napisać coś takiego.

Chyba bardziej brygada nieludzka.

I muszę przyznać jedno – o ile na ten moment nie ma żadnych dowodów na związek między jakimikolwiek grami komputerowymi a przemocą, tak uważam, że potrzebujemy PILNIE informacji co „tworzy” ludzi takich jak zasztyletowany 21-latek, czy też jego morderców.

Jako socjolog, Grzegorz Linderberg powinien się wstrzymać od pisania dziwnych rzeczy pozbawionych pokrycia rzeczywistości, a poszukiwaniem prawdy. Rzeczy świętej dla Uniwersytetu Harvarda, gdzie spędził kilka lat. No chyba, że styczność z Super Expressem sprawiła, że zapomniał o co chodzi w prawdzie.

Panu Grzegorzowi życzę rychłego porzucenia „reasearchu ziemkiewiczowskiego”, a wam, drodzy czytający, bym nie musiał się wyżywać na innych ludziach głoszących tego typu bzdety w przestrzeni, jakby nie patrzeć, publicznej.

2 odpowiedzi na “W Ełku ludzie są zabijani, a pan Lindenberg wini gry zamiast ludzi.”

Chyba jednym z najlepszych dowodów na to, że agresja i takie zachowania nie biorą się z wpływu gier jest historia.

Tak historia.

Gry mamy o ile, 15-stu, 20-stu lat? A agresja, przemoc, rozróby, bandytyzm i krwawe jatki są i były od zarania dziejów, od tysięcy lat.
Wtedy nie było gier, telewizji ani innych takich mediów. Agresja natomiast była. I to chyba jeszcze dziksza niż obecnie bo wtedy obywatele nie byli tak kontrolowani.

Wiem, że przemoc w każdym możliwym wydaniu jest starsza (prawdopodobnie od dziejów). Ale mimo tego ludzie myślą, że bierze się z czynników zewnętrznych, do tego bardzo młodych.
Nie wiem kiedy została wydana pierwsza „brutalna” gra komputerowa, ale podejrzewam, ze wcześniej jednak jakieś przykłady przemocy były.

I dlatego właśnie czuje się niezbyt dobrze z tym, że miałem powód by stworzyć ten wpis.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *